Polityka"Czysty idiotyzm" - prezydent odpowiada na spekulacje

"Czysty idiotyzm" - prezydent odpowiada na spekulacje

Prezydent Jacek Majchrowski rządzi Krakowem nieprzerwanie od ośmiu lat. Ale, jak mówi, zabrakło mu czasu na dokończenie centrum kongresowego i budowę hali widowiskowo-sportowej. Obiecuje, że jeśli ponownie zostanie wybrany, zajmie się tymi inwestycjami w pierwszej kolejności. Komentuje też spekulacje, że chętnie opuściłby już swój gabinet, gdyby nie obawa przeglądania urzędowych szaf. – To czysty idiotyzm – mówi Wirtualnej Polsce.

"Czysty idiotyzm" - prezydent odpowiada na spekulacje
Źródło zdjęć: © PAP

17.11.2010 | aktual.: 14.01.2011 16:03

WP: W roku 2006 deklarował pan, że będzie to jego ostatnia kadencja. Dlaczego zmienił pan zdanie?

- Chciałbym dokończyć już rozpoczęte inwestycje. Z wypowiedzi moich kontrkandydatów wynika, że mają oni zupełnie inną od mojej wizję rządzenia. Nie chcę dopuścić do sytuacji, w której pewne działania zostaną niedokończone.

WP: „Z nieoficjalnych informacji wynika, że urzędujący prezydent chętnie opuściłby już swój gabinet w krakowskim magistracie. Problem w tym, że jego najbliżsi współpracownicy obawiają się przeglądania urzędowych szaf i czystek personalnych, jakie mógłby zrobić nowy prezydent”, czytamy w styczniowym numerze „Polski”.

- Czysty idiotyzm.

WP: Jak strategia na najbliższe cztery lata różniłaby się od dotychczasowej?

- Jestem w o tyle lepszej sytuacji od moich kontrkandydatów, że nie muszę obiecywać, co zrobię. Wystarczy, że pokażę co zrobiłem i zamierzam skończyć. Są oczywiście również nowe elementy w zakresie: inwestycji, sposobu podejścia do mieszkańców i komunikacji z nimi czy dotyczące opieki zdrowotnej. Przy czym mam pełną świadomość tego, jak wyglądają finanse Krakowa, co można a czego nie. Nie obiecuję więc tego, co niemożliwe – jak to robią moi konkurenci – tylko opieram się na realiach.

WP: Obiecują niemożliwe, czyli…?

- Przykładowo, że w ciągu dwóch lat da się zlikwidować zadłużenie miasta. Podczas gdy jest to wszystko przemyślane, rozłożone na lata i dostosowane do dochodów miejskich. Po to, żeby miasto mogło normalnie funkcjonować, a inwestycje były nadal czynione systematycznie. Więc jeśli słyszę takie „deklaracje” to albo ktoś nie ma pojęcia na czym polega branie kredytów, albo opowiada ludziom niestworzone historie.

Szczególnie, kiedy roznoszą ulotki straszące mieszkańców tym, że każdy będzie musiał spłacać 2700 zł miejskiego kredytu, bo inaczej zostanie wpisany na listę dłużników. To są wszystko wierutne bzdury. Podobnie jak kiedy ktoś obiecuje, że wybuduje w Krakowie metro – zaraz, szybko – wiadomo, że mówi nieprawdę. Tak samo jak siedzę na spotkaniach z mieszkańcami miasta i słyszę, jak kandydaci obiecują im wszystko, cokolwiek tylko tamci chcą. To jest wprowadzanie ludzi w błąd.

WP: Poproszę o konkretne nazwiska.

- Przede wszystkim mam na myśli Stanisława Kracika, ale również Andrzeja Dudę.

WP: Już wcześniej miał pan krytycznie wypowiadać się o Stanisławie Kraciku, wytykając mu zaściankowość. Poddając w wątpliwość, że Kracik, który nauczył się rządzić Niepołomicami poradziłby sobie na stanowisku prezydenta Krakowa – to prawda?

- Nigdy nie wypowiadałem się krytycznie o Stanisławie Kraciku. Wypowiadałem się na jego temat jedynie w kontekście kwestii, które podnosił w stosunku do mnie, pokazując, że nie wie, o czym mówi, albo że mówi nieprawdę. Osobno nigdy się na ten temat nie wypowiadałem, gdyż nie mam takiego zwyczaju.

WP: Myśli pan, że Kracik nie poradziłby sobie na stanowisku prezydenta Krakowa?

- Jeżeli rządzi się 20-tysięczną gminą i chce się taki model zarządzania – a z wypowiedzi Kracika wynika, że ma on właśnie taki zamiar – przenieść na milionowe miasto, to nie wchodzi to w grę. Bo jeżeli ktoś miał pięć szkół na terenie gminy, znał wszystkich dyrektorów, mógł wydawać im dyspozycje i sterować ręcznie, to już przy 500 podmiotach edukacyjnych nie da rady tego zrobić. Potrzebne są inne metody.

WP: A panu, co się udało najlepiej przez dwie kadencje rządzenia?

- Jestem dumny, że mimo całego upolitycznienia rady miasta – i wszystkich bojów, które trzeba było staczać – udało się w Krakowie zrobić wiele dobrego. Oczywiście można było więcej, trochę inaczej, ale i tak udało się dużo. Cieszę się z budowy dwóch wielkich stadionów, rozwoju komunikacji. W czwartek otworzymy 12 kilometrów linii tramwajowych i 15 kilometrów czteropasmowej drogi. To skomunikuje olbrzymi obszar Podgórza, pozbawiony dotąd dobrej komunikacji. WP: Z czego nie jest pan dumny?

- Chciałem jeszcze w tej kadencji skończyć centrum kongresowe, ale nie udało się, dopiero tak naprawdę zacząłem je budować. Nie rozpocząłem również hali widowiskowo-sportowej. Przesunęło się to jeszcze o jakieś dwa miesiące ze względu na sprawy związane z finansowanie. To rada miasta – myślę, że w sposób złośliwy, bo niektórzy spośród nich byli wnioskodawcami tego projektu, znają się w miarę na finansach i wiedzą, o co chodzi – zaplanowali taki system rozłożenia płatności i kwoty, które wynikają wyłącznie z wyliczenia banku EBOR i EBI. A to są banki o zupełnie innym wskaźniku kredytowania, które tego typu obiektów nie finansują. Trzeba więc będzie powtórzyć przetarg. Robiliśmy już cały cykl rozmów z bankami na ten temat i prawdopodobnie się uda.

WP: Mieszkańcy z którymi rozmawiałam, skarżą się, że inwestorzy miasta zakładają zwykle drugorzędne oddziały – typu księgowość czy obsługa klienta – główne pozostawiając innym miastom, na przykład Warszawie. Czy coś zamierza pan zrobić w tej sprawie i jak chciałby walczyć z bezrobociem?

Zasadą jest, że stolica zasysa. Na całym świecie rządzi prawidłowość, że większość central jest w stolicy, zaś oddziały lokują się tylko w terenie. Osoby, z którymi pani rozmawiała, myślę, że są pod wpływem tego, co mówią moi konkurenci. Zapominając o tym, że ilość znajdujących się w Krakowie firm, systematycznie wzrasta. Mamy ponad 114 tys. podmiotów gospodarczych, z czego ok. 3 tys. firm zagranicznych i to wcale nie byle jakich. Właśnie w Krakowie swoją siedzibę ma Motorola, Onet czy TVN. Nie jest więc tak, że ludzie od nas uciekają, a wręcz przeciwnie. Najlepszym tego wskaźnikiem jest fakt, że zaraz po Warszawie mamy najniższą stopę bezrobocia, więc nie opowiadajmy, że jest tak źle.

WP: Ale przyzna pan, że na przykład w handlu dominują korporacje – sklepów „Biedronka” jak naliczyła „Gazeta Krakowska” – jest aż 17. Co będzie robione, żeby bronić mniejszych przedsiębiorstw, jak choćby sklepy osiedlowe.

- Jako urząd bierzemy udział w akcji promocji takich punktów jak sklepy osiedlowe. I ona przynosi bardzo dobre rezultaty. A to, że się lokują u nas „Biedronki” czy „Kefirki” to jest od nas zupełnie niezależne. Bo jeśli ktoś spełnia wszystkie warunki, to musimy dać mu zgodę na uruchomienie działalności, nie ma innej możliwości. Fakt, że wybierają Kraków najlepiej świadczy o tym, że właśnie tu jest rynek.

WP: Mieszkańcy skarżą się na notoryczne opóźnienia pociągów lub że odjeżdżają przed czasem.

- To nie jest zadanie miasta, żeby coś w tej sprawie robić tylko PKP. My nie mamy wpływu na opóźnienia pociągów. Proszę zwrócić się z tym pytaniem do dyrektora PKP, on może pani coś w tej sprawie wyjaśnić. Koleje są państwem w państwie i my nic nie możemy w tej sprawie zrobić. Tak jak i z samolotami, które nie zawsze lądują o czasie…

WP: Ze stanowiska urzędu prezydenta miasta jednak pan może.

- To co, mam popędzić maszynistów, żeby szybciej jechali?

WP: Mówił pan w debacie na urząd prezydenta Krakowa, że „chciałby metra w Krakowie, ale to nierealne i nieekonomiczne. Zgadzam się, że realna jest kolej aglomeracyjna” – kiedy miałaby powstać?

- To jest zadanie urzędu wojewódzkiego i my z nim współpracujemy. Są już projekty na ten temat; pierwszą nitką będzie szybka kolej aglomeracyjna Wieliczka-Balice.

WP: A ma pan pomysł, co zrobić z Hotelem Forum?

- To jest prywatny teren, w zależności więc od postanowień właściciela, tak zostanie zagospodarowany. Nie mamy specjalnej możliwości działania, musimy się tylko zmieścić w ramach miejscowego programu zagospodarowania, który obecnie jest w trakcie uchwalania. Po to, żeby teren nie był specjalnie zagęszczony i nie zasłaniał widoku na Wawel i na to, co tam stanie. Musi się po prostu mieścić w pewnych granicach.

WP: Radni PiS chcą, by w parku Jordana stanęły cztery popiersia upamiętniające ofiary katastrofy smoleńskiej: Anny Walentynowicz, działaczki „Solidarności”, ostatniego prezydenta RP na uchodźctwie Ryszarda Kaczorowskiego, generała biskupa Tadeusza Płoskiego i prezydenta Lecha Kaczyńskiego – jeśli wygra pan wybory, pomysł ten ma szanse na realizację?

- Tłumaczyłem już panom z parku Jordana, żeby wstrzymali się z niektórymi z tych popiersi.

WP: Na przykład Lecha Kaczyńskiego?

- Na przykład. Każdy pomnik wzbudza wiele kontrowersji i różnego typu ataków. Sięgając do historii, pomnik Mickiewicza na Rynku Głównym również w momencie stawiania wzbudzał liczne kontrowersje. Pamiętajmy, że jest pewien projekt tego parku, który zakłada pewne miejsca na popiersia właśnie wybitnych Polaków. Muszą się do niej dostosować, bo inaczej będzie to pretekst do odmówienia zgody. Jeżeli natomiast nawet będą działać z tym w zgodzie, to miasto też może nie wyrazić zgody, gdyż jest to tzw. rzeźba parkowa.

WP: Czekają nas jakieś niespodzianki, ma pan niekonwencjonalne pomysły na kampanię?

- Zawsze prowadzę kampanię w sposób stateczny. Dystansuję się od różnego rodzaju happeningów i temu podobnych akcji.

Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)