Czyja stronniczość
Czy rację we wczorajszym sporze miał Leszek
Miller, czy Jan Maria Rokita, dowiemy się zapewne jutro - pisze
autor komentarza w "Rzeczpospolitej", Krzysztof Gottesman.
17.06.2003 | aktual.: 17.06.2003 06:47
Według niego, trudno jeszcze powiedzieć, czy w trakcie prac nad nowelizacją ustawy telewizyjnej premier zachował się zgodnie z przepisami, jak jest o tym sam przekonany, czy też postępował niekompetentnie. Uwagę zwraca jedynie fakt, iż premier oskarżył o manipulację posła Rokitę dopiero po przerwie, zapewne po konsultacji ze współpracownikami.
Jednak we wczorajszych przesłuchaniach najważniejsza była inna sprawa: premier rządu zarzucił stronniczość jednemu z członków komisji. To polityczna deklaracja - ocenia publicysta. Wydaje się, że tym samym premier podważył sens istnienia komisji i zakwestionował jej pracę. Już wiemy, co powie Miller, jeśli przyszłe sprawozdanie będzie nie po jego myśli - pisze Gottesman.
Zdaniem autora, oskarżając Rokitę o stronniczość premier daleko przekroczył rolę świadka, w jakiej występuje przed komisją śledczą. Szkoda, że Tomasz Nałęcz w wymianie zdań Rokity i Millera widział tylko emocje. Dlatego oskarżenie o stronniczość dotyka także jego. Nie jako szefa Unii Pracy, partii tworzącej koalicję z SLD, ale jako przewodniczącego komisji śledczej, powołanej przez Sejm dla wyjaśnienia największej afery polityczno-biznesowo- medialnej III Rzeczypospolitej - uważa komentator dziennika.