Czy zagrażają nam terroryści?
Reporterzy "Dziennika Bałtyckiego" udawali terrorystów. Okazało się, że moglibyśmy wysadzić w powietrze pół Gdańska i zatruć wodę w całym Trójmieście! Bez żadnych problemów dostaliśmy się na teren Rafinerii Gdańskiej i przechadzaliśmy się między zbiornikami z paliwem. Mogliśmy także z bliska zobaczyć akwen z wodą, która płynie z naszych kranów. Nikt nas nie zauważył, nikt nie zatrzymał.
Honor naszego regionu obronili tylko policjanci z Portu Lotniczego w Rębiechowie. Po naszych pierwszych dziesięciu krokach na terenie lotniska zatrzymała nas specjalna grupa funkcjonariuszy. Brawo!
Kilka miesięcy temu terroryści wymienili Polskę jako potencjalny cel odwetu za okupowanie ziemi arabskiej w Iraku. Po dwóch atakach na Turcję, może przyjść czas na następnych sojuszników USA. Musimy przewidzieć każdą możliwość.
Na terenie województwa pomorskiego jest kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt strategicznych dla państwa obiektów i wiele dużych skupisk ludności. Takie cele terroryści wybierają najczęściej. Czekamy na odpowiednie decyzje władz. Mieszkańcy Pomorza chcą czuć się bezpiecznie!
Witamy terrorystów
Wysadzenie w powietrze Rafinerii Gdańskiej to żaden problem. Wystarczy przeskoczyć płot, podejść do instalacji i zostawić ładunek wybuchowy. Zatrucie wody pitnej dla Gdańska to pestka. Ujęcie wody nie jest w ogóle pilnowane. Można w nim umyć sobie ręce albo łowić ryby. Trudniej dostać się już na lotnisko w Rębiechowie. Tam ochrona reaguje szybko. O tym wszystkim przekonali się wczoraj nasi reporterzy, którzy wcielili się w rolę terrorystów.
Ogień
Na pierwszy ogień idzie rafineria. Około godz. 13 podjeżdżamy do niej od strony ul. Elbląskiej. Z daleka widać stary betonowy mur z drutem kolczastym. Wszystko się jednak sypie. Drut można bez problemu wyginać, sam płot jest bardzo niski. Po rozejrzeniu się, czy na terenie rafinerii nie ma ochrony, wchodzimy. Spokojnym krokiem idziemy w kierunku instalacji chemicznych i zbiorników z ropą. Przez nikogo niezaczepiani po kilkudziesięciu sekundach dochodzimy na miejsce. Witają nas napisy "Uwaga siarkowodór" i tablice z informacją o zakazie używania telefonów komórkowych. Widzimy, jak z urządzeń syczy para, jak pracują liczniki i wskaźniki. Teraz wystarczy tylko zostawić bombę i spokojnie się oddalić. W drodze powrotnej również nikt nas nie zatrzymuje. A byliśmy bardzo dobrze widoczni.
Woda
Zadowoleni z wykonanego zadania ruszamy, aby "zaatakować" kolejny cel - ujęcie wody w Straszynie dla Gdańska. Jeśli terrorystom uda się wrzucić do niego truciznę, mogą być setki tysięcy ofiar. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że zbiornik, z którego pobierana jest woda, nie ma żadnego ogrodzenia ani tablic informujących o zakazach. Wokół, z okolicznych zbiorników, unosi się fetor nielegalnie wywożonego szamba. Spotykamy wędkarza wracającego z połowów, a starsza kobieta spaceruje z pieskiem. Gdy jesteśmy już nad brzegiem bez problemu nalewamy do butelki wodę ze zbiornika. Również z taką samą łatwością możemy wlać truciznę. Nikt by tego nie zauważył.
Powietrze
Dwa cele skutecznie już zostały przez nas zaatakowane. Ruszamy do ostatniego - na lotnisko w Rębiechowie. Zaczynamy szukać dziur w płocie, aby dostać się do samolotów. Od razu widać, że nie będzie łatwo. Przy samym terminalu dla pasażerów płoty wydają się nie do sforsowania - drobna siatka, druty kolczaste wystawione w obie strony. Na słupach wiszą kamery. Czujemy ich wzrok. Sto metrów dalej natrafiamy na stary łatwy do pokonania płot. Po chwili jesteśmy już po drugiej stronie. Idziemy w kierunku terminalu. Jesteśmy przekonani, że w panującym półmroku nikt nas nie zauważy. Może nawet uda się dojść do samolotu?
Zatrzymanie
- Eeee, co wy tu robicie? - krzyczy ochroniarz Straży Ochrony Lotniska. To koniec żartów. Możemy się tylko zastanawiać, jakim cudem SOL zatrzymała nas w niecałą minutę po przejściu płotu.
Grzecznie wchodzimy do jeepa. Próbujemy sugerować, żeby się skończyło na upomnieniu. Nic z tego. Jedziemy na komisariat. Tam długotrwałe przesłuchanie. Tłumaczymy, że jesteśmy dziennikarzami, a strażnicy wzorowo zdali swój egzamin. Mimo to kończy się na tym, że godzimy się na 100-złotową grzywnę. Takie są przepisy i mimo dobrych chęci nie może być taryfy ulgowej. Szkoda tylko, że z podobną reakcją nie spotkaliśmy się w rafinerii i w Straszynie.
Piotr Kławsiuć, Paweł Hrydziuszko, (dak)