Czy Włosi zapłacili milion dolarów za uwolnienie zakładniczek?
Wokół sprawy uwolnienia dwóch włoskich wolontariuszek Simony Pari i Simony Torretty z rąk irackich terrorystów mnożą się znaki zapytania. Kluczowe pytanie brzmi, czy wypłacony został za nie okup - pisze "Rzeczpospolita".
30.09.2004 | aktual.: 30.09.2004 07:16
Zeznania, które złożyły włoskim prokuratorom Pari i Torretta zostały utajnione. Podobnie jak wyjaśnienia ludzi, którzy odebrali je z rąk porywaczy. Publiczne wypowiedzi obydwu dziewczyn są dość zaskakujące. Mówią one, że traktowano je z szacunkiem, a porywacze byli rzekomo przekonani, że wolontariuszki pracują dla włoskiego wywiadu. Według nich nie byli oni zwykłymi kryminalistami, ale grupą o charakterze religijnym. Przygoda, która mogła się zakończyć tragicznie, nie zraziła wolontariuszek. Obie twierdzą, że prędzej czy później wrócą do Iraku.
Nie wiadomo natomiast, czy zapłacono za nie okup. Choć minister spraw zagranicznych Franco Frattini także kategorycznie zaprzeczył podobnym pogłoskom, przewodniczący parlamentarnej komisji spraw zagranicznych Gustavo Selva twierdzi co innego. Powiedział on, że okup został zapłacony, a rządowe dementi jest czysto "oficjalne".
Jacek Moskwa pisze, że wypłacanie okupu porywaczom jest we Włoszech zakazane. Nikt jednak nie ma pretensji do Berlusconiego, że prawdopodobnie właśnie dzięki okupowi wolontariuszki wróciły do kraju żywe. Obydwie Simony opowiadają, jak to religijni porywacze traktowali je z szacunkiem i starali się objaśnić Koran. Nikt jakoś nie bierze pod uwagę, że okup zapłacony terrorystom jest miarą głębokości otchłani, w której się znaleźliśmy. Więcej: Rzeczpospolita - Jeszcze tam wrócimy