Czy syryjski reżim użyje broni chemicznej?

Szala zwycięstwa krwawego konfliktu w Syrii zaczyna się powoli przechylać na stronę rebeliantów. Czy przyparty do muru reżim prezydenta Baszara al-Asada sięgnie po swojego asa w rękawie - broń chemiczną? Jak pisze analityk Tomasz Otłowski, w syryjskich arsenałach mogą być setki ton sarinu i iperytu. Nie byłby to pierwszy przypadek użycia tej potwornej broni na Bliskim Wschodzie.

Czy syryjski reżim użyje broni chemicznej?
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Ali Haider

22.12.2012 | aktual.: 22.12.2012 11:57

Była środa 16 marca 1988 roku, dochodziło południe. Życie w Halabdży - małym górskim miasteczku w północno-wschodnim Iraku, zamieszkanym przez Kurdów i zajętym niedawno przez kurdyjskich partyzantów, Peszmergów - próbowało toczyć się, mimo wojny, swym naturalnym, odwiecznym rytmem. Gdzieś z południowego-wschodu, z teatru działań wojennych, dochodziły stłumione odgłosy frontu: pomruk artylerii, wysokie tony naddźwiękowych samolotów bojowych czy terkotanie śmigłowców. Dźwięki te nie były jednak dla mieszkańców miasta niczym nowym - Halabdża i jej okolice od dłuższego już czasu doświadczały wszelkich niedogodności wojny, toczącej się między Irakiem a Iranem od niemal ośmiu lat.

Względny spokój przedpołudnia został jednak zakłócony przez nowe, niepokojące dźwięki. Nad szczytami okalających osadę gór pojawiły się irackie śmigłowce, leciały nisko nad ziemią, zbliżały się do Halabdży. Kilkukrotnie przeleciały nad miastem, nie zrzucały jednak bomb, a jedynie dziwne, metalowe pojemniki.

To, co stało się w następnych kilkudziesięciu minutach, było dla ponad 5 tys. mieszkańców kurdyjskiej osady i jej okolic ostatnim, tragicznym doświadczeniem ich życia. Nad Halabdżą uniósł się dziwny zapach - ocaleli świadkowie zagłady miasta porównali go potem do woni słodkich jabłek - i ludzie zaczęli nagle padać jak rażeni gromem, umierając w męczarniach. Nie było żadnego oparu, mgły czy dymu, ani też żadnego dźwięku, prócz jęków konających. Nauczeni doświadczeniem poprzednich nalotów, ludzie instynktownie szukali schronienia w piwnicach domów, ale te stały się dla nich śmiertelną pułapką - gaz był cięższy od powietrza i błyskawicznie wypełniał podziemia oraz wszelkie zagłębienia terenu.

"As" Asada

Powyższy opis odnosi się do największego odnotowanego dotychczas i najtragiczniejszego w skutkach ataku z użyciem broni chemicznej, wymierzonego celowo w ludność cywilną. Do dziś nie wiadomo dokładnie, czego użyli w Halabdży siepacze reżimu Saddama Hussajna ani też w jakiej ilości. Mówi się o mieszance wszelkich dostępnych wówczas Irakijczykom gazów bojowych - tabunu, sarinu, a nawet gazu musztardowego (iperytu) - i to w dużych ilościach.

Dokładnie takie same bojowe środki chemiczne znajdują się obecnie na wyposażeniu syryjskich sił rządowych. Czy reżim Baszara al-Asada, "przyparty do muru" przez rebeliantów, zdecyduje się - niezależnie od konsekwencji międzynarodowych - na wyciągnięcie tego ostatniego asa ze swej mocno już zgranej talii kart?

Przechylanie się szali zwycięstwa

Sytuacja na frontach syryjskiej wojny domowej pozornie zdaje się być statyczna, przypominając klasyczny pat, w którym żadna ze stron nie jest w stanie rozstrzygnąć kampanii na swą korzyść. To jednak tylko złudzenie, w rzeczywistości bowiem rebelianci systematycznie, krok po kroku (choć powoli) przechylają szalę zwycięstwa na swą stronę.

Nie ma tygodnia, aby powstańcy nie zdobyli jakiejś większej bazy sił rządowych lub nie rozbili dużego oddziału z formacji wiernych al-Asadowi. Nikt już nawet nie liczy mniejszych starć i potyczek, w których co dzień ginie kilkudziesięciu żołnierzy stojących po stronie władz w Damaszku. Siły i środki militarne, jakimi dysponuje reżim al-Asada, topnieją każdego dnia w tempie, które już wkrótce przełoży się na gwałtowny spadek efektywności działań jednostek rządowych i ich zdolności operacyjnych. Również tereny, znajdujące się pod (często jedynie nominalną) kontrolą Damaszku, kurczą się tak szybko, że według części źródeł al-Asad sprawuje dziś władzę jedynie nad jedną trzecią powierzchni Syrii. Rośnie też liczba tych dygnitarzy reżimu, którzy uciekają z Damaszku i przechodzą na stronę opozycji. Syryjski dyktator jest więc coraz bardziej osamotniony, a jego otoczenie staje się coraz bardziej hermetyczne ideologicznie i wyznaniowo. Resztki syryjskiego reżimu opierają się już wyłącznie na Alawitach i szyitach -
społecznościach, które nie mają nic do stracenia prócz życia swych ludzi, bo nie będzie dla nich miejsca w przyszłej, sunnickiej "nowej Syrii".

Nieugięty reżim

Ten stan rzeczy, w istocie katastrofalny dla reżimu, nie przekłada się jednak na wzrost jego skłonności do poszukiwania politycznego lub dyplomatycznego wyjścia z opresji. Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie - im gorzej na froncie, tym bardziej prezydent Baszar al-Asad (a może - jak sądzi wielu - głównie jego otoczenie) zdaje się być zdeterminowany, aby wytrwać u steru rządów w Syrii. Ta determinacja przybiera różne, często niebezpieczne formy, jak bombardowanie osad czy dzielnic miast zajętych przez rebeliantów przy użyciu bomb zapalających lub kasetowych albo ostrzeliwanie ich przy użyciu rakiet balistycznych typu SCUD B (co najmniej sześć takich strzelań odnotowano w grudniu 2012 r.).

Działania te zakrawają na akty rozpaczy, nie przynoszą bowiem siłom rządowym istotnych korzyści operacyjnych, powodują zaś horrendalne straty wśród ludności cywilnej i kolosalne zniszczenia infrastruktury kraju. Determinacja reżimu i jego zwolenników przybiera też inne formy, zgodne z brutalną logiką wojny domowej - kto nie jest z nami, ten zapewne jest przeciwko nam. Gdy 11 grudnia mieszkańcy alawickiej wsi Aqrab w zachodniej części kraju odmówili pomocy i schronienia członkom jednego z pobitych niedawno przez rebeliantów oddziałów prorządowej milicji Szabiha, ci w odwecie puścili osadę z dymem i wymordowali 150 jej mieszkańców.

Broń C

W kontekście ogólnej sytuacji strategicznej w Syrii nowego znaczenia nabierają pojawiające się co i rusz informacje o przygotowaniach sił reżimowych do użycia przeciwko rebeliantom broni chemicznej. Istnieje obawa, że al-Asad (lub, co równie prawdopodobne, ktoś z jego otoczenia) wyda rozkaz zastosowania tego środka walki w sytuacji, gdy reżim znajdzie się o krok od upadku.

Być może byłoby to całkowicie nieprzemyślane działanie w myśl zasady "po nas choćby potop", wynikające z załamania się struktur reżimu. Nie można jednak wykluczyć, że władze w Damaszku zdecydowałyby się na taki krok, wciąż licząc na dyplomatyczną osłonę swych działań ze strony Moskwy i Pekinu i lekceważąc tym samym ostrzegawcze pohukiwania Waszyngtonu.

Jak bowiem mogłaby wyglądać realizacja amerykańskich ostrzeżeń pod adresem al-Asada? W grę nie wchodzi nic więcej oprócz ograniczonych uderzeń powietrznych i rakietowych oraz równie skromnych operacji sił specjalnych. W najważniejszych lokalizacjach wojskowych w Syrii wciąż przecież przebywają jeszcze "doradcy" i instruktorzy z Rosji, Chin czy Iranu. Ich ewentualna śmierć w wyniku amerykańskich (natowskich?) nalotów automatycznie wyniosłaby kwestię syryjską do rangi konfliktu międzynarodowego o skali globalnej.

Wątpliwe, aby Waszyngton (a tym bardziej główne stolice europejskie) był skłonny ponieść takie ryzyko. Z drugiej jednak strony, jeśli syryjskie władze zdecydują się użyć broni masowej zagłady, świat nie może być jedynie biernym świadkiem, co wymusi jakąś formę ograniczonej reakcji Zachodu. Co gorsza, charakter i struktura syryjskich zasobów broni C sprzyjają jej użyciu w nieregularnej wojnie z rebeliantami. Rozproszone w co najmniej kilkunastu dużych bazach i kilkudziesięciu mniejszych instalacjach militarnych na terenie kraju, bojowe środki chemiczne przystosowane są do przenoszenia w pociskach artyleryjskich i moździerzowych różnego kalibru, bombach lotniczych, a być może także głowicach rakiet balistycznych SCUD. Są też oczywiście gotowe do zastosowania bezpośredniego, w formie "nieuzbrojonej", w postaci pojemników i zasobników zrzucanych z powietrza (jak w Halabdży), jak też różnego typu urządzeń wylewczych i zraszaczy montowanych na statkach powietrznych.

Ostateczny krok

Nikt nie wie dokładnie, jak duże są zasoby syryjskiej broni chemicznej. Wiadomo jednak - a co do tego zgodni są wszyscy, zarówno Amerykanie, Izraelczycy, jak i Rosjanie - że Damaszek zgromadził największy arsenał broni C w regionie bliskowschodnim. Syryjczycy mają mieć ponoć ok. 600 ton samego tylko sarinu, a ilość popularnego iperytu (który miał swą premierę 95 lat temu na froncie pod Ypres) sięga aż 200 ton. Co więcej, istnieją mocne przesłanki wskazujące, że zasoby te znacząco wzrosły na przełomie lat 2002-2003, gdy Saddam Husajn wysłał do Syrii "na przechowanie" całkiem pokaźny arsenał irackich bojowych środków chemicznych.

Równie niekorzystny jest fakt, że syryjska armia ma też sporą wiedzę na temat użycia broni C, choć sama nigdy nie stosowała jej dotychczas w polu (pojawiają się od czasu do czasu oskarżenia, że w lutym 1982 roku ojciec obecnego prezydenta, Hafez al-Assad, nakazał zastosowanie środków chemicznych do stłumienia rebelii sunnitów w mieście Hama, nie znaleziono jednak na to dowodów). To swoiste know-how jest efektem bezcennej wiedzy, przekazywanej od dwóch dekad syryjskim chemikom wojskowym i taktykom podczas szkoleń, przeprowadzanych przez instruktorów z Iranu oraz... irackich generałów z dawnej armii Husajna, którzy po 2003 r. znaleźli w Syrii schronienie przed amerykańską inwazją.

Nie sposób zaprzeczyć, że zarówno Irak, jak i Iran mają przebogate doświadczenie i wiedzę w zakresie praktycznego zastosowania bojowych środków chemicznych na polu walki. W trakcie ponad ośmioletniej wojny iracko-irańskiej obie strony z upodobaniem sięgały po tę broń - czy to podczas ofensywy, w celu przełamania obrony przeciwnika, czy też w obronie, w krytycznych dla siebie momentach.

To masowe (największe od czasu I wojny światowej) zastosowanie broni C na frontach tamtego konfliktu przyczyniło się do powstania ok. 5 proc. ogółu strat osobowych po stronie irańskiej i 3 proc. po stronie irackiej. Niby odsetek niewielki, ale w obliczu skali ogólnych strat daje to po kilkadziesiąt tysięcy ludzi po każdej ze stron wojny.

Szerokie wykorzystanie w konflikcie iracko-irańskim broni C stanowiło też złamanie pewnego tabu i militarnego kanonu, nie naruszonego na szerszą skalę nawet podczas koszmaru II wojny światowej. Zasada ta głosi, że broń masowego rażenia jest środkiem walki o charakterze ostatecznym, którego zastosowanie ma swe etyczne ograniczenia i obwarowania, związane z konsekwencjami jego zastosowania. Masakra w Halabdży (i kilka innych, mniej znanych i mniej tragicznych w skutkach) była właśnie w prostej linii skutkiem naruszenia tych ograniczeń.

Należy się obawiać, że także w łonie obecnego reżimu syryjskiego mogą znaleźć się ludzie, którzy w obliczu "końca swego świata" nie zawahają się sięgnąć po środki o charakterze ostatecznym.

Tomasz Otłowski dla Wirtualnej Polski

Tytuł, śródtytuły oraz lead pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)