Czy politycy boją się końca świata?
Politycy ze spokojem czekają na koniec świata. Zamierzają go przeżyć. Tymczasem w Centrum Nauki Kopernik odbędzie się niezwykłe spotkanie z ekspertami "od końca świata". Spotkają się astrofizycy, astronomowie oraz specjaliści, zajmujący się cywilizacją Majów.
Jacek Protasiewicz z PO zdecydowanie radzi, w kwestii końca świata, nie szukać pociechy u głów państw, tylko zupełnie gdzie indziej. W jego opinii Polacy są w większym stopniu niż Australijczycy ludźmi wierzącymi, więc w kwestiach ostatecznych raczej nie przyszłoby im to do głowy. Jacek Sasin z PiS - pytany przez dziennikarzy o koniec świata - oświadczył: "Nie my go ogłaszaliśmy, nie my będziemy odwoływać". Podkreślił, że istnieje wiele pilnych do rozwiązania problemów i tym - nie zważając na kalendarz Majów - zajmuje się jego partia.
Sasin nie wygląda na przestraszonego. Uważa jednak, że w dalszej perspektywie, końcem naszego europejskiego świata grożą procesy demograficzne - starzenie się społeczeństw i coraz mniejsza liczba dzieci. - To jakieś żarty z tym końcem świata - stwierdza Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota. W rosyjskiej telewizji widział jednak program, w którym pokazywano sprzedawane w marketach zestawy, mające - w przekonaniu producentów - pomóc przetrwać. Są w nich świeczki, zapałki i "coś tam jeszcze" - relacjonował.
Prezydencki minister Tomasz Nałęcz zachowuje wzorowy stoicyzm. Trzy razy dziennie, mimo mrozu, chodzi z psem i zamierza to nadal robić. Uważa się przy tym za szczęściarza, bo - jak powiedział - "ja mam buty, a ona na bosaka".
Ludzkość od stuleci wieszczy nadejście apokalipsy; już w 999 roku oczekiwano kataklizmu, potem uniknęliśmy unicestwienia w 1412 roku, ostatnio chaos miał wywołać rok 2000. Zgodnie z kalendarzem Majów, nasza cywilizacja ma się skończyć dziś - 21 grudnia. Na razie na świecie nie ma żadnych niepokojących sygnałów o zbliżającym się armagedonie.