Świat"Czy ktoś go widział?!" - dramat w Japonii trwa

"Czy ktoś go widział?!" - dramat w Japonii trwa

Po trzęsieniu ziemi w Japonii tysiące ludzi szuka swoich bliskich, rozpaczliwie apelując w internecie o kontakt z tymi, którzy mogą coś wiedzieć. Nawet 10 tys. mieszkańców japońskiego miasta Ishinomaki w prefekturze Miyagi mogło zaginąć po trzęsieniu ziemi i tsunami - poinformowały władze miejskie.

"Czy ktoś go widział?!" - dramat w Japonii trwa
Źródło zdjęć: © AFP | JIJI PRESS

16.03.2011 | aktual.: 16.03.2011 17:02

W internetowym wydaniu dziennika "Asahi.com" można znaleźć opis zniszczeń, które reporter gazety zastaje w prefekturze Miyagi. W miasteczku, do którego dociera, czuć odrażający odór soli morskiej wymieszanej z olejem napędowym. Wszędzie zalega 5 cm osad mułu, pływają śnięte ryby. Nagle dziennikarz dostrzega małą dziewczynkę, która siedzi na zgliszczach swego domu i płacze: - Szukajcie mojej mamusi! - prosi. Dziecko pocieszają żołnierze Japońskich Sił Samoobrony. - Czekaj na nas! Bądź spokojna - krzyczą do niej przez megafon.

To najchętniej czytany tekst ostatnich dni w Japonii. Ludzie szukają informacji, bo w wielu domach gości niepokój o bliskich, po których słuch zaginął. W komunikowaniu się zrozpaczonym Japończykom pomaga m.in. Twitter, na którym ludzie umieszczają krótkie informacje:

"Czy Matsunaga Kazuki zamieszał w Sendai jest bezpieczny? Ocalał?" - pyta użytkowników internetu Wani Aomori, krewny zaginionego, zaś w elektronicznym wydaniu "Yomiuri Shimbun", jednej z największych japońskich gazet, można znaleźć apel: "Czy ktoś nie spotkał Johna, który uczył w szkole języka angielskiego w Sendai? Jest Australijczykiem, martwi się o niego matka. Może jest w centrum dla ewakuowanych? Proszę o wiadomość tutaj lub do jego młodszego brata na Facebooku. Serdecznie dziękuję. Pyta Bossami".

Ludzie próbują odszukiwać się przede wszystkim w społecznościach, w których żyli przed trzęsieniem ziemi: w zakładach pracy, szkołach czy uczelniach. Swoich kolegów szukają m.in. studenci z Uniwersytetu Yamanashi w Kofu. Na stronie uczelni apelują: "Jeśli byłeś na uniwersytecie, gdy wybuchło trzęsienie ziemi, podaj swoje miejsce pobytu i wpisz nazwisko w aplikacje".

Uczelnia prosi o dokładne informacje: "Jeśli byłeś poza uniwersytetem, napisz na podany adres i wypełnij formularz o zaginionych studentach. Jeżeli nie działa ci komputer, wyślij do nas kartkę pocztową. Podaj adres oraz wydział i nazwisko" - można przeczytać na www.yamanashi.ac.jp

Ciężar odszukiwania zaginionych wzięły na siebie media oraz duże firmy sektora prywatnego. Znaczną pomocą w tych trudnych dla Japończyków dniach są zaawansowane technologicznie automaty zgłoszeniowe. Używane powszechnie na co dzień znalazły zastosowanie również w dniach kataklizmu. Wyjątkową popularnością cieszy się automatyczna infolinia zgłoszeniowa uruchomiona przez sieć NTI, jednego z głównych operatorów telefonicznych w Japonii. Jak za jej pośrednictwem szukać bliskich, wyjaśnia zaś graficzna instrukcja zamieszczona na stronach ekonomicznego dziennika "Nihon Kenzai Shimbun". Żeby odszukać zaginionych, trzeba zadzwonić pod wybrany numer i wbijając kolejne cyferki infolinii, podawać szczegółowe informacje na temat zaginionego: jego personalia, wiek, miejsce ostatniego pobytu itd. Informacje te trafią potem do elektronicznej bazy, która zwiększa szanse na skojarzenie zaginionych.

Tokimasa Sekiguchi, znany w Polsce profesor polonistyki, którego trzęsienie ziemi zaskoczyło w domu w Tokio, potwierdza, że najwięcej do zaoferowania przy odszukiwaniu zaginionych mają właśnie portale internetowe i zaawansowane technologiczne duże firmy sektora prywatnego.

- Policja i administracja państwowa próbuje pomagać, ale wychodzi im to słabo. Szybciej i prężniej działa sektor prywatny. Rząd jest ociężały, a samorządy lokalne same są w kłopocie i niewiele mogą zrobić. Prywatne firmy pomagają teraz najbardziej - powiedział prof. Sekiguchi.

- Rząd nie musi wszystkiego zrobić, a poza tym istnieje bariera językowa, bo nieszczęście dosięgło też wielu cudzoziemców. Społeczeństwo nie ma wyjścia. W dużym stopniu sami musimy w czasie tej wielkiej próby poradzić sobie z tragedią - dodaje Sekiguchi.

10 tys. zaginionych osób

W prefekturze Miyagi, którego stolicą jest spustoszone przez kataklizm miasto Sendai, odnotowano najwięcej ofiar potężnego trzęsienia. W portowym mieście Minamisanriku władze poinformowały także o 10 tys. osób, których dotąd nie odnaleziono.

Japońskie władze potwierdziły dotychczas śmierć 3676 ludzi, a 7843 uznawanych jest za zaginionych. Jak podkreśla agencja Kyodo liczba zabitych z pewnością wzrośnie, ponieważ w miarę, jak woda cofa się z zalanych przez tsunami regionów, odnajduje się coraz więcej ciał.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)