Czy inteligencja ma płeć?
Nikt już dziś nie powtórzy za Arystotelesem, że kobieta jest istotą z natury upośledzoną. Czy też przypadkową - jak chciał tego święty Tomasz. Nawet największy męski szowinista nie zacytuje jako argumentu Księgi Rodzaju, w której Ewa to twór powstały z nadliczbowej kości Adama - no, może w żartobliwej dyskusji towarzyskiej. A mimo to spór o możliwości intelektualne kobiet i mężczyzn - wpisujący się w wielki dyskurs o pozycji kobiety i mężczyzny w świecie i relacjach obu płci - raz po raz odżywa z nową siłą. Po latach walki o równouprawnienie temat wciąż parzy - pisze Dorota Romanowska w tygodniku "Newsweek".
07.03.2005 | aktual.: 07.03.2005 14:07
Kiedy więc Lawrence Summers, rektor Harvardu, na konferencji naukowej w połowie stycznia powiedział, że kobietom brakuje "wrodzonych zdolności" do matematyki i innych przedmiotów ścisłych i że genetyczne różnice między płciami są przyczyną niewielkiej liczby kobiet na czołowych stanowiskach akademickich, rozpętał burzę.
Pikanterii całemu zamieszaniu dodał fakt, że spotkanie było poświęcone dyskryminacji kobiet w nauce, a uczeni mieli na nim dyskutować, co zrobić, by zwiększyć liczbę kobiet na uczelniach. Słowa Summersa sprowokowały wielu naukowców do opuszczenia sali. Profesor biologii z Massachusetts Institute of Technology (MIT) Nancy Hopkins, która ukończyła Harvard, stwierdziła, że uwagi rektora przyprawiły ją o mdłości. - Oto z czym muszą zmagać się kobiety - mówiła Hopkins. - Muszą radzić sobie z mężczyznami pokroju Summersa. Powiedzą ci, że nie mają żadnych uprzedzeń, ale w głębi duszy zastanawiają się: czy kobiety rzeczywiście powinny zajmować się matematyką?