Czy gest gen. Skrzypczaka poprawi kierowanie wojskiem?
Dymisja dowódcy wojsk lądowych, generała Waldemara Skrzypczaka jest jednym z najgłośniejszych w ostatnim czasie sygnałów sprzeciwu wobec złego zarządzania wojskiem. Oceniam, że generał Skrzypczak świadomie poświęcił karierę zawodową dla swoich żołnierzy. Musiał liczyć się od początku z nieuchronnie takim finałem całej sprawy. Czy ten gest nie pójdzie na marne? Czy zostaną zeń wyciągnięte i uwzględnione właściwe wnioski merytoryczne?
Na ogół dotychczasowa dyskusja koncentruje się na potrzebie lepszego zaopatrzenia kontyngentu afgańskiego w uzbrojenie i wyposażenie wojskowe. Moim zdaniem to tylko jeden i wcale nie najważniejszy aspekt całej sprawy. Najwięcej o nim się mówi, bo bezpośrednią przyczyną i kontekstem wypowiedzi generała Skrzypczaka stała się wojna w Afganistanie i śmierć jego podwładnego. Ale tak naprawdę z treści krytycznych uwag dowódcy wojsk lądowych można i trzeba wyciągnąć bardziej generalne, systemowe wnioski.
Jeśli dopiero wojna w Afganistanie uświadamia, że najbardziej dziś przydatnymi środkami walki są śmigłowce i aparaty bezpilotowe, i że trzeba w alarmowym trybie wyposażać w nie wojsko, to znaczy, że system perspektywicznego planowania, programowania i decydowania o rozwoju sił zbrojnych jest nie najlepszy. Powinniśmy i co najważniejsze: mogliśmy!! już dawno mieć takie środki. W dodatku, jeśli idzie o śmigłowce, mogły to być w dużej, nawet w przeważającej części, śmigłowce krajowej produkcji. Co do bezpilotowców, to przypomnę choćby swoje, składane publicznie, wnioski i propozycje sprzed wielu lat, aby środki finansowe wydzielone na modernizację obrony powietrznej inwestować przede wszystkim w perspektywiczne aparaty bezpilotowe zamiast w tradycyjny program samolotowy F-16 (np. moje artykuły: Strategia psa, "Gazeta Wyborcza" z 8.01.2002 r. oraz Drogą na skróty, "Rzeczpospolita" z 5.11.2002 r.). Wówczas planiści i decydenci wojskowi lekceważyli te propozycje jako jakieś fantazjowanie. Dzisiaj
moglibyśmy być już w czołówce państw dysponujących bezzałogowcami różnych klas
Trochę obawiam się, że teraz w pośpiechu, w reagowaniu na potrzeby chwili, aby jak najszybciej dostarczyć bezpilotowce do Afganistanu, kupimy takie, jakie są gdzieś akurat na zbyciu. Tymczasem w takich sprawach potrzebne jest podejście systemowe, wprowadzanie całej klasy bezpilotowców nie tylko rozpoznawczych, ale także bojowych, a przyszłościowo również logistycznych. Ponadto powinniśmy ustalać ich pożądane parametry - podobnie jak śmigłowców - z myślą przede wszystkim o potrzebach obrony własnego kraju, a nie tylko o potrzebach w Afganistanie. Aby tak właśnie się działo, potrzebna jest reforma dotychczasowego systemu planowania i decydowania o modernizacji technicznej sił zbrojnych. To musi być system generujący wyprzedzająco perspektywiczne rozwiązania, a nie reagujący operacyjnie, na już istniejące potrzeby - jak jest w większości dzisiaj. Jak wynika z wypowiedzi gen. Skrzypczaka, nawet dwuletnie wyprzedzenie jest już ponad możliwości realizacyjne tego systemu.
Spektakularnym wyrazem tej systemowej słabości jest brak wytycznych Prezydenta co do strategicznych kierunków rozwoju sił zbrojnych oraz, w konsekwencji, brak wymaganego w NATO 10-letniego (na lata 2009-2018) rządowego programu rozwoju sił zbrojnych. Krótkoterminowy program tylko do 2012 r. to być może coś wystarczającego do uprawiania kadencyjnej polityki, ale zdecydowanie za mało z punktu widzenia rzeczywistych potrzeb. Co trzeba zrobić, aby usunąć tę słabość? Przede wszystkim należy zrealizować - zapowiadaną w programie wyborczym Platformy Obywatelskiej i niestety zarzuconą przez Ministerstwo Obrony Narodowej - reformę systemu kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi, zakładającą oparcie go na strukturach połączonych oraz skonsolidowanie wokół trzech podstawowych funkcji: planowania strategicznego, dowodzenia bieżącego (codziennego) i dowodzenia operacyjnego, przy jednoczesnym spłaszczeniu jego struktury. Oznacza to zwłaszcza zmianę funkcji Sztabu Generalnego z dowódczej na planistyczną. Powinien on być
odciążony od codziennego dowodzenia, aby mógł wreszcie (jak na porządny Sztab Generalny przystało) skoncentrować się na przyszłościowym, strategicznym planowaniu i programowaniu wojska oraz doradzaniu w tych właśnie sprawach decydentom politycznym. Bezpośrednio ministrowi należy podporządkować dowództwa liniowe (bazowe i operacyjne).
Zamiast zmierzania w tym kierunku, Minister Obrony wykonał ruch odwrotny: jeszcze bardziej poszerzył rolę dowódczą szefa Sztabu Generalnego, podporządkowując mu bezpośrednio dowódców rodzajów sił zbrojnych. Tym samym pogorszył możliwości planowania strategicznego i zamiast spłaszczyć, jeszcze bardziej wysmuklił strukturę dowodzenia. Opóźnia to procesy informacyjne i decyzyjne, a także odcina Ministra Obrony od propozycji dowódców liniowych. To tutaj tworzą się zatory, na które zwraca uwagę gen. Skrzypczak. Szczególnie rażącą wadą systemu jest praktyka kadrowa, w której bez wiedzy przełożonego wyznacza się podległych mu dowódców.
Potrzeba reformy systemu kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi na szczeblu centralnym - to jeden z najważniejszych wniosków merytorycznych wynikających z treści krytycznych uwag przekazywanych publicznie przez dowódcę wojsk lądowych. Przy czym musi to być reforma prawdziwa, a nie pomysły w stylu przenoszenia dowództw z miasta do miasta lub kreowania jeszcze jednego piętra dowodzenia w postaci funkcji szefa obrony.
Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski