Czy Europa wierzy w mit „Solidarności”?
Prof. Wojciech Sady, filozofia idei, UMCS
22.08.2005 | aktual.: 22.08.2005 14:41
Nie spotkałem się na Zachodzie z ludźmi, którzy wierzyliby w mit „Solidarności”. Oni nie doceniają tego, co tutaj się zdarzyło, choć wiedzą w ogólnym zarysie, że nastąpiły przemiany. Jednak zasadniczym wydarzeniem jest nadal zburzenie muru berlińskiego, a nie walka „S”. Wkład Polski w zmianę kształtu Europy nie jest uznawany, nie uchodzimy za bohaterów przemian ani w Niemczech, ani we Francji, Anglii czy Belgii. Wiedza o Polsce jest tam zresztą szczątkowa i odnosi się to do całej historii najnowszej. Wciąż jeszcze świadomość myślenia o Europie kończy się na Odrze, a brak mitu „Solidarności” na Zachodzie jest tylko częścią ogólnego podejścia do Polski i niskiego poziomu wiedzy o nas.
Zbigniew Bujak, współzałożyciel NSZZ „Solidarność” w Ursusie, b. szef GUC
To nie jest kwestia wiary. Bez „Solidarności” i bez jej zasady prowadzenia walki bez użycia przemocy nie byłoby Polski ani w NATO, ani w UE. Wyszliśmy z konfliktu niemal zbrojnego, co stało się istotą „Solidarności” i było konsekwentnie kontynuowane w stanie wojennym. To także okres najskuteczniejszej polityki zagranicznej w historii powojennej. Późniejsze negocjacje i podpisanie członkostwa to tylko proceduralna konsekwencja, którą trudno już było zepsuć. W tym sensie „S” jest ze swoją ideą jednym z filarów europejskiej i atlantyckiej kultury politycznej. Także dzisiaj wobec zagrożeń terrorystycznych i pokusy rozwiązywania konfliktów na drodze zbrojnej przykład „S” jest dobrą alternatywą.
Bogdan Lis, prezes Fundacji Centrum „Solidarności” w Gdańsku, jeden z twórców NSZZ
O to trzeba zapytać Europę. My dysponujemy sporą wiedzą o „Solidarności”, ale musimy sobie zdawać sprawę, że tzw. Europa kieruje się swoim doświadczeniem i ma nieco inne interesy. Kiedy ruch „S” powstawał, Zachód patrzył na nas jak na ewenement i bardzo hojnie pomagał. Teraz czas jest trochę inny i mit „Solidarności” nie gra już tak jak w tamtym okresie. Europa solidaryzuje się z innymi środowiskami i społecznościami, na co dzień jednak jest nastawiona bardziej na ochronę własnych interesów. Teraz już nie można liczyć na tak wielkie poparcie, jakiego doznawaliśmy w sytuacji szczególnej, dramatycznej. Podobną solidarność odczuwały np. niedawno kraje dotknięte falą tsunami. Dziś o ofiarach się zapomina i znów powraca do własnych spraw.
Dr Anna Szustek, Zakład Najnowszej Historii Politycznej, WDiNP, UW Lubimy sobie pomyśleć, że Europa dostrzega wszystko to, co związane jest z „Solidarnością”, i nieustannie sympatyzuje z nami. Nie można jednak zapominać, że poza wielką fascynacją, którą ruch wywołał w zachodnich społeczeństwach, były też obawy, że powtórzy się dramat, jak w 1956 r. na Węgrzech, że dojdą nowe kłopoty z falą emigracji, a tego społeczeństwa lepiej sytuowane nie lubią. Nagminnie cytujemy tezy dotyczące sukcesów ówczesnych przemian w Polsce, dokonane np. przez Timothy'ego Gartona Asha w książce powstałej na świeżo w tamtej atmosferze lat 80. Trzeba sobie jednak zdać sobie sprawę, że to jest trochę polonocentryczne, choć przy tak uroczystej okazji jak rocznica 25-lecia „Solidarności”, gdy szykuje się koncert Jeana Michela Jarre'a itp., można sobie na szczyptę polonocentryzmu pozwolić.
Ryszard Bugaj, ekonomista, polityk, założyciel Unii Pracy Pojęcie mitu jest rozpowszechnione ponad rozsądną miarę. Uważam, że Europa o „Solidarności” mówi jak o czymś rzeczywistym, wierzy i praktykuje w swoich społeczeństwach pewne zasady i wartości, co widać np. w różnych przejawach państwa opiekuńczego, systemu ubezpieczeniowego itd. Nie jest to wiara w mit, ale wysoko cenione wartości, choć nie bez ograniczeń w praktyce, np. w Anglii, w Niemczech. To różni zresztą bardzo wyraźnie Europę od Ameryki.
Prof. Robert Picht, rektor Kolegium Europejskiego w Natolinie
Europa była raczej zaskoczona fenomenem ruchu „Solidarności”, bo stanowił on z początku sporą niespodziankę. Zjawisko zyskało wiele sympatii w kręgach intelektualnych. Także czynniki oficjalne Zachodu udzielały nowemu ruchowi pomocy i poparcia, choć były też obawy przed nową falą politycznej emigracji i destabilizacją, zwłaszcza po ogłoszeniu stanu wojennego. Zastanawiano się też, jak zareaguje na to ZSRR. Z czasem okazało się, że ten dosyć ostrożnie i rozważnie rozwijający się ruch staje się ważnym czynnikiem fundamentalnej krytyki komunizmu i transformacji w Polsce, a również impulsem do konwergencji w innych krajach obozu postsocjalistycznego, np. dawnej NRD. W Polsce doszło do dynamicznych, odważnych reform i powstał model graniczącej z cudem transformacji, także wartościowy dla innych krajów. Takie są fakty. Zgadzam się więc z prof. Geremkiem, który mówi, że Polacy są specjalistami od cudów w dziedzinie transformacji ustrojowej.
Prof. Ludwik Stomma, etnolog, publicysta, wykładowca paryskiej Sorbony
Niewątpliwie Wałęsa jest tu herosem, ale „Solidarność” traktuje się jako historyczną zaszłość, która już się skończyła i trafiła do annałów. Nikt w żadną aktualność mitu „S” nie wierzy. To stało się elementem historii europejskiej, a nie legendą.
Notował Bronisław Tumiłowicz