Czy dziennikarska prowokacja wyjaśni korupcję?
Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie
korupcji w wydziale komunikacji Urzędu Miasta Krakowa -
poinformowała prokurator Maria
Hajto-Gwóźdź. Dyrektorowi tego wydziału Robertowi T.,
podejrzewanemu o przyjęcie łapówki, nie postawiono na razie
żadnych zarzutów, został on skierowany na badania lekarskie.
Prokurator dodała, że zostanie powołany biegły z dziedziny kryminalistyki. Ma on wydać ekspertyzę, która pozwoli na odtworzenie bez zakłóceń taśmy wideo, na której zarejestrowano moment przekazywania pieniędzy. Doszło do tego podczas prowokacji dokonanej przez dziennikarza TVN. Zarejestrował on ukrytą kamerą swoją rozmowę z Robertem T. Dyrektor wydziału komunikacji twierdzi, że nie wziął od petenta żadnych pieniędzy.
Według relacji, jaką Robert T. przekazał swojemu przełożonemu, dziennikarz podający się za petenta prosił o przyśpieszenie wydania nowego prawa jazdy.
Dyrektor wezwał swojego pracownika, przekazując mu stosowny wniosek z prośbą o realizację. Jak twierdził, po wyjściu podwładnego na jego biurku pojawiły się pieniądze. Wtedy dyrektor wyszedł do sekretariatu, by zadzwonić do mnie, a kiedy wrócił okazało się, że banknoty zniknęły. Petent przedstawił się jako dziennikarz TVN i korzystając z telefonu komórkowego, zawiadomił policję - relacjonował dziennikarzom zastępca dyrektora wydziału organizacji i nadzoru Piotr Malcharek.
Wiceprezydent Krakowa Kazimierz Bujakowski postanowił odsunąć Roberta T. od dotychczasowych obowiązków - na stanowisko inspektora w wydziale organizacji i nadzoru.
Robert T. kierował wydziałem komunikacji od stycznia 2003 r. Władze Krakowa twierdzą, że nie miały wcześniej sygnałów o korupcji w tym wydziale.
Dziennikarze TVN i "Newsweeka" już raz, jesienią 2003 r., korzystając z ukrytej kamery zarejestrowali przyjmowanie łapówki przez dwie urzędniczki z krakowskiego wydziału architektury. Prokuratura postawiła kobietom zarzut uzależnienia pozytywnego wyniku czynności i terminowego wydania decyzji administracyjnej od otrzymania korzyści majątkowej. Jednej udowodniono przyjęcie 3,2 tys. zł korzyści, drugiej - ponad 13 tys. zł. Ponadto urzędniczki - według prokuratury - fałszowały dokumentację branżową, którą przedstawiały jako własne dzieło. Kobiety przyznały się do części czynów, ale zaprzeczyły jakoby przyjmowały łapówki. Grozi im kara do 8 lat pozbawienia wolności.