Czworo grotołazów zginęło w lawinie w Tatrach
Zwłoki czworga grotołazów odnaleźli ratownicy w trakcie trwającej wiele godzin akcji poszukiwawczej na lawinisku w dolince Mała Świstówka w Tatrach Zachodnich. Grotołazi zginęli w lawinie jeszcze w środę.
Ofiary lawiny, dwie kobiety i dwóch mężczyzn, to członkowie Sądeckiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego PTTK "Beskid" w Nowym Sączu, wśród nich szefowa tego klubu.
W poszukiwaniach na lawinisku wzięło udział około 60 ratowników z TOPR oraz słowackiej Zachrannej Horskej Slużby i pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego. Dysponowali 14 psami lawinowymi. Ratowników transportowały dwa śmigłowce - z Polski i Słowacji.
Akcja poszukiwawcza trwała dziewięć godzin, licząc od wyjścia pierwszego patrolu w góry około godz. 5 do chwili odnalezienia ostatnich zwłok około godz. 14. Powrót ratowników i transport sprzętu oraz ciał ofiar trwał jeszcze do wieczora.
W środę rano czworo grotołazów wyruszyło ku Jaskini Małej w masywie Czerwonych Wierchów, aby przygotować dojście i otwór wejściowy przed zaplanowaną na czwartek eksploracją jaskini. Mieli wrócić do Zakopanego w środę wieczorem, ale nie dali znaku życia, a ich telefon komórkowy milczał. Pozostający na kwaterze towarzysze zaginionych o godz. 23. powiadomili TOPR.
W czwartek o świcie ratownicy TOPR rozpoczęli poszukiwania. W kierunku jaskini wyruszył na rekonesans pieszy patrol. Później we wskazany rejon z Zakopanego wyleciał śmigłowiec Mi-2 Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, z którego ratownicy dostrzegli lawinisko.
"Miało ono głębokość dochodzącą do 3,5 m i ok. 50 metrów szerokości oraz 400 metrów długości, ale grotołazi spadali w sumie 800 do 1000 metrów, bo do dolinki runęli stromym żlebem przechodzącym w komin poprzetykany skalnymi progami. Obrażenia trojga ofiar były bardzo poważne, wygląda na to, że zginęli jeszcze w trakcie lotu, obijając się o skały. Tylko pierwszy ze znalezionych był mniej pokiereszowany i być może przez jakiś czas po upadku żył" - powiedział naczelnik TOPR, Jan Krzysztof.
Grotołazi nie doszli do Jaskini Małej, zginęli podczas podejścia, gdy w trakcie trawersowania zbocza podcięli poduchę śnieżną, z którą runęli do żlebu, i po przeleceniu przez skalny komin zatrzymali się wraz z lawiną w dolince. Poszukiwania były utrudnione, bo lawinisko utworzyło się w stromym i mocno urzeźbionym terenie, gdzie w dodatku ostatnia i poprzednie lawiny utworzyły plątaninę połamanych kosodrzewin.
Pierwsze zwłoki ratownicy znaleźli w lawinie już po godz. 8., ponieważ ciało grotołaza wystawało spod śniegu. Pozostałych udało się odnaleźć dopiero przed godz. 14, wszystkich troje w krótkich odstępach czasu w ciągu niecałej godziny. Leżeli na głębokości od 80 do 150 cm.
To właśnie członkowie Sądeckiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego odkryli w 2002 roku nowe partie Jaskini Małej - m.in. największą w jaskiniach tatrzańskich podziemną salę, co wzbudziło wówczas sporą sensację w środowisku speleologów.
W środę i w czwartek w Tatrach obowiązywał umiarkowany - drugi (w pięciostopniowej, rosnącej skali) stopień zagrożenia lawinowego. Oznacza on, że wyzwolenie lawiny jest możliwe na bardziej stromych stokach, tylko na skutek dużego obciążenia pokrywy śnieżnej, np. przez grupę ludzi; nie należy spodziewać się samorzutnego schodzenia większych lawin.
Ratownicy apelują, aby nie lekceważyć drugiego stopnia lawinowego. Do wypadku w Małej Świstówce doszło dokładnie rok po najtragiczniejszej lawinie w historii Tatr Polskich, która 28 stycznia 2003 r. pod Rysami porwała wycieczkę licealistów z Tychów. Zginęło wówczas osiem osób. Wtedy także obowiązywał drugi stopień zagrożenia lawinowego.