"Czujemy się jak w matni". Ginekolodzy czekają na ruch ministerstwa ws. przerywania ciąży po 24. tygodniu
Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników czeka na odpowiedź ministry zdrowia ws. wyjaśnienia przepisów dotyczących aborcji po 24. tygodniu ciąży. Prof. Piotr Sieroszewski, prezes PTGiP, w rozmowie z WP podkreśla, że apel nie jest związany z przerwaniem ciąży w 9. miesiącu w Oleśnicy, a wynika z niejasności prawa. Podkreśla, że wtargnięcie do szpitala przez Grzegorza Brauna i jego ludzi jest skandaliczne.
- Prosimy panią minister zdrowia o doprecyzowanie wykładni prawa. Chcielibyśmy, żeby ministerstwo wszystkim lekarzom w Polsce wyjaśniło, jak wygląda sytuacja, kiedy przerywamy ciążę w przypadku zagrożenia zdrowia i życia kobiety. Wiadomo, że przesłanka jest nieograniczona, jeśli chodzi o długość trwania ciąży. To znaczy, że zawsze, kiedy jest zagrożenie życia i zdrowia kobiety, my tę ciążę musimy przerwać i to jest bezdyskusyjne – mówi w rozmowie z WP prof. Piotr Sieroszewski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników.
- Należy zdać sobie jednak sprawę z tego, że do 23. tygodnia możemy mówić o tak zwanej aborcji. To okres, kiedy płód nie jest zdolny do przeżycia. Powyżej 23. tygodnia mamy do czynienia z porodem. Aborcja pochodzi od łacińskiego słowa abortus, które oznacza poronienie, więc ten termin stosuje się właśnie do 23. tygodnia ciąży – dodaje. Profesor Sieroszewski podkreśla, że pismo do Ministerstwa Zdrowia nie jest związane ze sprawą z Oleśnicy. To tam doktor Gizela Jagielska, powołując się na przesłanki medyczne, dokonała zabiegu przerwania ciąży w 9. miesiącu.
Publiczna debata na temat przerwania ciąży na jej końcowym etapie pojawiła się w przestrzeni publicznej właśnie na podstawie tej sprawy. Prawicowi politycy i wspierane przez nich organizacje oskarżają lekarkę o "morderstwo". Europoseł Grzegorz Braun z grupą swoich ludzi w środę wtargnęli do placówki i uniemożliwiali wyjście Gizeli Jagielskiej do pacjentek i normalną pracę. Lekarka w rozmowie z "WP" mówiła, że czuła się zagrożona, a blok operacyjny w tym czasie pozostawał bez nadzoru lekarza. Jagielska dziwi się też działaniom prokuratury, która wcześniej wszczęła postępowanie dotyczące przerwania ciąży na podstawie informacji w mediach. Prokuratura wszczęła też śledztwo w sprawie wtargnięcia do szpitala.
"Wtargnięcie Brauna nieakceptowalne"
Profesor Piotr Sieroszewski w WP zaznacza, że pismo PTGiP do resortu zdrowia, przypadek z Oleśnicy i wtargnięcie Grzegorza Brauna do szpitala to zupełnie inne wątki. - Jako lekarz specjalista mogę tylko powiedzieć, że to jest skandaliczne i kompletnie nieakceptowalne. Politycy powinni zająć się polityką, lekarze medycyną a prawnicy prawem. W ogóle nie rozumiem, jaki to miało cel - mówi.
Lekarz uważa, że kwestia przerywania ciąży po 24. tygodniu ciąży musi być kompleksowo wyjaśniona. Choć nie chce się odnosić do konkretnego przypadku pani Anity, to zarzuca "Gazecie Wyborczej" manipulacje w opisywaniu sprawy. Pacjentka wcześniej była w Centralnym Szpitalu Klinicznym w Łodzi, w tym m.in. u prof. Sieroszewskiego, i twierdzi, że lekarze okłamywali ją w kwestii stanu jej ciąży i zamknęli ją na oddziale psychiatrycznym.
Tak sprawę opisuje kolektyw "Legalna Aborcja" na postawie ustaleń "Gazety Wyborczej". "Na skutek sprzecznych informacji, braku wsparcia i bardzo złych rokowań, stan psychiczny Anity zaczął się pogarszać (…) Anita odbyła konsultację psychiatryczną w tym samym szpitalu – lekarz nie stwierdził u niej objawów depresji, myśli samobójczych lub stwarzania zagrożenia dla otoczenia, zalecił jedynie wsparcie psychologiczne w obliczu trudnej sytuacji życiowej. Mimo to, dzień po tym, gdy Anita poinformowała lekarzy, że rozważa przerwanie ciąży, została umieszczona w izolatce oddziału psychiatrycznego – na podstawie decyzji podjętej przez psychiatrów" – napisano.
Prof. Sieroszewski: "Czujemy się porzuceni na pastwę losu"
Profesor podkreśla, że przerwanie ciąży po 23. tygodniu oznacza, że poród jest indukowany albo dokonywane jest cięcie cesarskie. - To nie oznacza, że równoznacznie mamy uśmiercać dziecko, które pojawia się w wyniku porodu. W naszym prawie nigdzie nie jest powiedziane, że możemy dokonać uśmiercenia, czyli eutanazji. Co więcej. par. 152 pkt 3 Kodeksu karnego mówi wprost, że kto za zgodą kobiety przerywa ciążę w momencie, kiedy płód jest zdolny do życia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. Czujemy się więc w matni jako lekarze - mówi.
- Chcielibyśmy, żeby pani minister zdrowia jako najwyższy członek władz administracyjnych w dziedzinie zdrowia – przy pomocy zespołu prawnego – w tych wytycznych doprecyzowała ten moment ciąży, kiedy przerywamy ciążę, indukując poród lub wykonując cięcie cesarskie. Co wówczas mamy tak naprawdę zrobić. Żyjemy w Polsce i wydaje mi się, że Polska jest państwem prawa - dodaje.
- Teraz czujemy się porzuceni na pastwę losu i targani między dwoma lub trzeba sprzecznymi frakcjami światopoglądowymi. My jesteśmy lekarzami, znamy się na swojej pracy i chcielibyśmy w spokoju to robić. Musimy mieć stworzony do tego komfort prawny. Nie może być tak, że jesteśmy opluwani, bo prawo czy interpretacja prawa są w Polsce niejasne. Czekamy więc na odpowiedź ministerstwa i mamy nadzieję, że zostanie ona poważnie potraktowana – podkreśla prezes PTGiP.
Profesor zarzuca manipulacje
Profesor Sieroszewski uważa, że opis sytuacji pacjentki w "Gazecie Wyborczej" został zmanipulowany. – Pojawiły się oczekiwania medialne, że będziemy podawać chlorek potasu dzieciom do serca, czyli dokonywać eutanazji, kiedy nasz kodeks karny mówi zupełnie co innego, na co wskazują eksperci od prawa medycznego. Nie komentuję tego, co wydarzyło się w Oleśnicy, bo nie znam szczegółów, a kodeks etyki zabrania mi komentowania działań innych lekarzy. Wiem, co się działo u mnie w szpitalu - zastrzega.
Lekarz przyznaje, że pacjentka miała wskazania do konsultacji psychiatrycznej ze względu na myśli autodestrukcyjne. - Nasi psychiatrzy podjęli decyzję, że musi być izolowana. Absurdem jest zarzucanie położnikom w artykule "GW", że ingerowali w diagnostykę i leczenie psychiatryczne w szpitalu klinicznym w XXI wieku. Druga manipulacja to twierdzenie, że chcieliśmy oddać dziecko do eksperymentu. Akurat wrodzona łamliwość kości jest takim schorzeniem, które od kilku lat podlega skutecznemu leczeniu - dodaje.
- Mamy ośrodek referencyjny do tego powołany – tj. Klinika Zaburzeń Metabolicznych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, gdzie podawane są brakujące enzymy i substancje dziecku z tego typu wadą genetyczną. Te dzieci często bardzo dobrze się rozwijają i mogą zupełnie dobrze żyć. Nie rozumiem tego odwracania kota ogonem – mówi profesor Sieroszewski.
Jagielska utrzymuje: "Były przesłanki"
Gizela Jagielska w rozmowie z WP wcześniej mówiła, że "aborcje w trzecim trymestrze się zdarzają". - Są zgodne z wytycznymi medycznymi i z tego, co mi wiadomo, pozostają w zgodzie z obecnymi zapisami kodeksu karnego – dodała.
Lekarka pytana o to, co odpowiedziałaby wszystkim tym, którzy uważają, że zabieg był "morderstwem", twierdzi, że mogłaby zaproponować rozmowę z pacjentką. Podkreśla też, że zabieg przerwania ciąży wynikał z konkretnej sytuacji.
- To nie był przypadek medyczny, tylko ciężarna kobieta, która miała prawo do decyzji, w jaki sposób zakończyć ciążę i w jaki sposób wykonać aborcję. Aborcja to jest poronienie lub urodzenie martwe, a nie wykonanie cięcia cesarskiego i oddanie noworodka do adopcji. A pacjentka miała wskazania do aborcji, a nie cięcia cesarskiego – twierdzi ginekolożka.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski