Czołgi, snajperzy, łodzie patrolowe - przygotowania do wyborów
Amerykańskie łodzie patrolowe pojawiły się na Eufracie, w Mosulu strzelcy wyborowi zajmują stanowiska wzdłuż ulic prowadzących do lokali wyborczych, w Bagdadzie i jego okolicach do służby patrolowej szykuje się około 30 tysięcy żołnierzy, a na strategicznych autostradach rozmieszczono czołgi.
28.01.2005 | aktual.: 28.01.2005 17:12
Zapewnienie bezpieczeństwa na czas niedzielnych wyborów powszechnych jest najważniejszą operacją wojsk USA w Iraku od czasu rozbicia wiosną 2003 roku 350-tysięcznej armii Saddama Husajna.
Partyzanci i terroryści próbują storpedować wybory i w minionych tygodniach dokonywali przeciętnie 70 ataków dziennie. Dowódcy USA nie wykluczają jednak, że w ostatnich dniach rebelianci oszczędzali swe siły, aby dokonać zmasowanej ofensywy w niedzielę lub sobotę.
Około sześciu tysięcy lokali wyborczych ma pilnować znaczna część spośród 125 tysięcy irackich policjantów, gwardzistów i żołnierzy, ale 150 tysięcy żołnierzy amerykańskich i 9000 brytyjskich wzięło na siebie główny ciężar odpierania ataków partyzantów i terrorystów wszędzie gdzie indziej.
Władze irackie zamknęły w piątek granice lądowe kraju, zabroniły podróżowania między prowincjami i wprowadziły aż do wtorku wydłużoną granicę policyjną, każdego dnia od siódmej wieczorem do szóstej rano. Wojska amerykańskie pomagają Irakijczykom egzekwować te zakazy.
Dwa dni przed wyborami żołnierze USA pomagali rozmieszczać wokół lokali wyborczych betonowe osłony przeciwwybuchowe i zasieki z drutu kolczastego, dowozili personelowi wyborczemu i irackim siłom bezpieczeństwa generatory prądu i paliwo do nich, a także wodę i racje żywnościowe.
Jednak na niedzielę żołnierze amerykańscy dostali zakaz pojawiania się w lokalach wyborczych i w ich bezpośrednim pobliżu. Podobne zasady obowiązują żołnierzy dowodzonej przez Polskę wielonarodowej dywizji Centrum-Południe.
W odróżnieniu od Amerykanów, żołnierze dywizji Centrum-Południe, jak powiedział polski ekspert gen. Stanisław Koziej, nie mają mandatu na akcje bojowe o charakterze ofensywnym. Rzecznik dywizji, ppłk Artur Domański, poinformował, że do interwencji jej wojsk dojdzie wyłącznie w sytuacjach krytycznych i tylko na prośbę Irakijczyków.
W Mosulu, 1,8-milionowym mieście 360 km na północ od Bagdadu, gdzie partyzanci są szczególnie groźni, Amerykanie i gwardziści iraccy zainstalowali jakiś czas temu pewną liczbę fałszywych lokali wyborczych, aby zmylić zamachowców podkładających bomby. Dopiero w przeddzień wyborów zaczęto otwierać prawdziwe lokale wyborcze, a o ich adresach ma poinformować wyborców telewizja, radio i plakaty w piątek wieczorem lub w sobotę.
Adresy lokali wyborczych pozostawały utajnione do ostatniej chwili również w wielu innych częściach Iraku.
Ugrupowania ekstremistyczne, które potępiły wybory jako "sprzeczne z islamem", grożą, że mają dziesiątki "świetnie wyszkolonych" strzelców wyborowych, gotowych zabijać w niedzielę z ukrycia każdego, kto pójdzie głosować. W Mosulu, jak podaje "New York Times", Amerykanie wystawiają przeciwko nim własnych snajperów. Ukryci w strategicznych punktach miasta, mają za zadanie strzelać do każdego, kto spróbuje zaatakować wyborców.
W ostatnich dniach wojska amerykańskie znacznie wzmogły operacje przeciwko partyzantom i terrorystom i przemieściły się w nowe miejsca, aby móc przeciwdziałać oczekiwanym atakom na lokale wyborcze. Od początku stycznia schwytano około 2500 osób podejrzanych o zbrojną działalność. W rezultacie łączna liczba zatrzymanych przekroczyła 8000; jest to najwyższy poziom od początku kampanii irackiej.