Trwa ładowanie...
wojsko
06-10-2010 16:20

Czołgi już jadą - Rosja chce kolejnej wojny?

Mieszkańcy Dagestanu od kilku tygodni obserwują, jak kolejne rosyjskie konwoje sprzętu wojskowego i żołnierzy wjeżdżają do kraju. Po ustabilizowaniu sytuacji w Czeczenii, to właśnie Dagestan przygarnął i wykarmił kolejne pokolenie partyzantów. Ci jednak już nie walczą o niepodległość republiki. Skupili się wokół Doku Umarowa. Z jego błogosławieństwem przeprowadzają ataki terrorystyczne. Śnią też o rozciągającym się od morza do morza Emiracie Kaukaskim, w którym rządziłoby prawo szariatu. Rosja chce położyć temu kres? A może szykuje wojnę z Gruzją?

Czołgi już jadą - Rosja chce kolejnej wojny?Źródło: AFP, fot: Vano Shlamov
d5u2kzs
d5u2kzs

Według kaukaskiej agencji informacyjnej Kavkaz Center sznury opancerzonych transporterów i samochodów bojowych ciągnące w kierunku Dagestanu są wystarczającym dowodem na to, że Rosja planuje w republice wprowadzenie stanu wojennego. W rosyjskim języku propagandowym oznacza to faktyczną operację antyterrorystyczną (tzw. CTO), której obawiają się miejscowi dziennikarze i politycy. Problem w tym, że na terytorium Dagestanu faktyczny stan wojenny trwa już od dawna.

(fot. wp.pl / Kabron WP)
Źródło: (fot. wp.pl / Kabron WP)

Dagestan jest republiką wchodzącą w skład Federacji Rosyjskiej. Stanowi mozaikę kulturowo-etniczną - jego terytorium zamieszkują 102 narody. Po zakończeniu drugiej wojny czeczeńskiej stał się przyczółkiem rozproszonych islamskich partyzantów. Gdzieś musieli się podziać - na Kaukazie Północnym uspokojenie jednego regionu oznacza ożywienie niepokojów w innym. Gdy sytuacja w Czeczenii się ustabilizowała, to właśnie Dagestan, obok Inguszetii i Osetii Północnej, stał się inkubatorem tendencji separatystycznych. - Dlatego nie można wykluczyć, że Rosjanie planują operację w Dagestanie - stwierdza Robert Śmigielski, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Ćwiczenia przed Olimpiadą

Jak podaje Kavkaz Center, kontyngent rosyjskich wojsk wewnętrznych dotarł do Dagestanu tydzień temu. Moskwa udzieliła jedynie zdawkowej odpowiedzi. Według oficjalnej wersji dodatkowe oddziały mają udzielić "pomocy policji w utrzymaniu porządku publicznego i zapewnienie bezpieczeństwa w czasie kampanii wyborczej".

d5u2kzs

Rosyjskie media albo nie wiedzą, co się może święcić w Dagestanie, albo sprawę wymownie przemilczają. Jedynie Komitet Matek Żołnierskich Rosji zainteresował się, dlaczego od trzech tygodni młodzi rekruci są wysyłani do Dagestanu pod pretekstem ćwiczeń przygotowujących do Igrzysk w Soczi. Machaczkała, stolica Dagestanu, leży nad Morzem Kaspijskim. Soczi, letni kurort w Kraju Krasnodarskim, na wybrzeżu Morza Czarnego. Olimpiada odbędzie się w 2014 roku. Jako że oba miasta dzieli kilkaset kilometrów, a do Igrzysk obecni rekruci już dawno skończą służbę wojskową (trwa 18 miesięcy), usprawiedliwienie to wydaje się być grubymi nićmi szyte.

Historia lubi się powtarzać?

Ella Polyakova, deputowana Komitetu Matek Żołnierskich Rosji w rozmowie z "Echo Petersburga" porównała to, co dzieje się obecnie w Dagestanie do sytuacji w przededniu wybuchu wojen: czeczeńskiej i rosyjsko-gruzińskiej. - Ta sama mistyfikacja, ten sam rodzaj szantażu. Żołnierzom odmawia się prawa do informacji i do kontaktu z rodzinami. - stwierdziła. - Obawiam się, że mogą to być przygotowania do ataku na Gruzję z Dagestanu - dodała.

Eksperci są zgodni co do tego, że jest to mało prawdopodobne. - Nie widzę okoliczności, które uprawdopodabniałyby wariant ataku na Gruzję z terytorium Dagestanu, czy w ogóle rosyjskiej inwazji na Gruzję. W ostatnich kilku miesiącach nie zaobserwowano niczego w relacjach rosyjsko-gruzińskich, co odbiegałoby od normy i uprawdopodabniało ewentualny atak - twierdzi Krzysztof Strachota, kierownik Zespołu Kaukazu i Azji Centralnej Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).

Gdyby zaistniała potrzeba zbrojnego wkroczenia na terytorium Gruzji, Rosjanie zrobiliby to bez wahania. - Rosja dysponuje na Kaukazie Północnym takim potencjałem, że nie miałaby problemu technicznego, by w krótkim czasie wkroczyć militarnie do Gruzji - zauważa Andrzej Wilk, kierownik Zespołu Bezpieczeństwa i Obronności OSW. I dodaje, że "jest to kwestia woli politycznej". A woli takiej na Kremlu, na tę chwilę, nie ma.

d5u2kzs

- Poza tym trudno stwierdzić, jakie cele mogliby stawiać przed sobą Rosjanie i dlaczego mieliby chcieć ponosić koszta polityczne takiej inwazji. Rosji zależy obecnie na poprawie relacji z Zachodem - zauważa Strachota.

Nie ten czas, nie to miejsce

Jeśli Rosja rzeczywiście planuje atak na Gruzję, Dagestan nie jest najlepszą bazą wypadową. Inwazji nie sprzyja ani miejsce, ani czas, ani okoliczności. - Dagestan jest mało wdzięcznym regionem do przeprowadzania takiej akcji - stwierdza Strachota. Pavel Felgenhauer, rosyjski analityk wojskowy i publicysta "Nowaja Gaziety” uważa, że "jeśli miałaby zostać przeprowadzona inwazja na Gruzję, to najpewniej tradycyjnymi drogami, tj. przez terytorium Abchazji i Osetii Południowej". Jednak w obu separatystycznych republikach stacjonują obserwatorzy międzynarodowi. Trudno sobie wyobrazić, że Rosja próbowałaby cichaczem przemknąć pod nosem społeczności międzynarodowej tylko po to, by rozpocząć kampanię, która mogłaby się okazać dla niej gwoździem do politycznej i wizerunkowej trumny. Do ataku na Gruzję nie dojdzie również z bardziej prozaicznej przyczyny. - Jest już październik, wkrótce pasma górskie pokryje śnieg. Zimą nawet pojedynczy ludzie mają problem z przeprawieniem się przez góry Kaukazu, nie mówiąc o
wojskowej operacji. Żaden rozsądny dowódca nie zdecyduje się rozpocząć kampanii w takich warunkach - przekonuje Felgenhauer. Jak twierdzi, przynajmniej do kwietnia nie należy oczekiwać żadnych zdecydowanych ruchów ze strony rosyjskiej.

"Zabić komara młotkiem"

Według Kavkaz Center celem Rosji nie musi być Gruzja. Jako alternatywne wyjaśnienie koncentracji wojsk w Dagestanie agencja podaje przygotowywania Rosji do ofensywy na Kaukazie Północnym, by ostatecznie rozprawić się z Emiratem Kaukazu jeszcze tej zimy. Jednak islamscy partyzanci, choć skupieni wokół Doku Umarowa, byłego prezydenta Czeczeńskiej Republiki Iczkerii i samozwańczego Emira Kaukazu, są zbyt rozbici wewnętrznie, by Moskwa musiała wytaczać przeciwko nim armaty. - To tak, jakby próbować zabić komara młotkiem - ocenia Wilk.

d5u2kzs

Na samodzielność i brak koordynacji między komórkami podziemia islamskiego zwraca uwagę również Śmigielski. - Takie są zasady konspiracji: najlepiej, gdy jedna komórka nic nie wie o drugiej - przypomina. Z jednej strony rozproszenie zwiększa bezpieczeństwo, z drugiej sprawia, że działalność islamskich bojowników ogranicza się do akcji terrorystycznych. - Partyzanci mogą sobie pozwolić na działalność terrorystyczną przeciwko ludności cywilnej, ale nie są w stanie zagrozić rosyjskim strukturom siłowym - stwierdza z kolei Wilk.

Śmigielski zwraca też uwagę na jakościową zmianę postaw partyzantów. - Istnieją co prawda niewielkie oddziały bojowników islamskich, które ukrywają się w lasach w górach Kaukazu, ale większość z nich normalnie żyje i pracuje w miastach, a tylko przy okazji operacji terrorystycznej zakłada "mundur" bojownika - zauważa.

A może Rosja nie będzie walczyć z przeciwnikiem, bo go po prostu nie ma? - Nie widzę przeciwnika dla armii rosyjskiej na Kaukazie. Rosjanie mają tam kogo pacyfikować, ale nie mają z kim walczyć - uważa Wilk.

d5u2kzs

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki

Wydaje się, że w interesie władz Rosji nie leży rozpoczęcie nowej kampanii wojennej. Zbyt dużo mają do stracenia. - Zarówno Putinowi jak i Miedwiediewowi wybuch wojny na Kaukazie absolutnie nie byłby na rękę - twierdzi Śmigielski. Wojna w Czeczenii i atmosfera zagrożenia terrorystycznego umożliwiły Putinowi zasiadanie na prezydenckim tronie przez osiem lat. Teraz jednak sytuacja zmieniła się diametralnie. - Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - podkreśla ekspert PISM.

Scenariusz sprzed 11 lat uległ dezaktualizacji. Rosjanie otrząsnęli się z traumy, jaką była dla nich klęska w pierwszej wojnie czeczeńskiej. Ostygły też emocje wywołane falą zamachów terrorystycznych pod koniec lat 90. Dlatego ewentualna operacja na południowych rubieżach Federacji Rosyjskiej nie będzie kartą przetargową w wyścigu do fotela prezydenckiego. - Wydaje się, że rozszerzenie konfliktu na cały Północny Kaukaz będzie odstręczało Rosjan od wsparcia kandydata, który mógłby być utożsamiany z zamiarem przejęcia władzy na fali nowej wojny na Kaukazie. Rosjanie cenią sobie stabilizację - ocenia Śmigielski.

Widmo deportacji

Według Kavkaz Center wśród lokalnych pro-rosyjskich Kozaków krążą plotki, że Rosja zamierza deportować Czeczenów na Syberię. Moskwa miałaby w ten sposób raz na zawsze położyć kres północnokaukaskiemu ruchowi oporu.

d5u2kzs

Rosjanie już raz wysiedlili mieszkańców Kaukazu - fala deportacji w 1944 roku objęła niemal wszystkie narody zamieszkujące południowy kraniec ZSRR. Wówczas jednak trwała druga wojna światowa, a niepilnowany przez społeczność międzynarodową Stalin mógł sobie pozwolić na znacznie więcej niż obecne władze na Kremlu.

- To jest absolutnie niemożliwe. To nie jest epoka Stalina, który mógł deportować całe narody w bydlęcych wagonach. Wyłączyłoby to Rosję z grona cywilizowanych państw - ocenia Śmigielski. Podobnego zdania jest Wilk. - Zastanawiam się, jak dalece Rosja musiałaby lekceważyć międzynarodową opinię publiczną, żeby się zdecydować na taki ruch. Znacznie łatwiej jest przeprowadzić taką czystkę w czasie konfliktu światowego, gdy nikt nie zwraca na to uwagi. - zauważa.

Według Felgenhauera doniesienia te mogą odnosić się do projektu rozwoju Kaukazu Północnego, który miał rozwiązać problem bezrobocia. - Programem miała być objęta część ludności; zakładał on przeprowadzkę w głąb Rosji w celach zarobkowych. Ale ostatecznie nie został wprowadzony - wyjaśnia.

d5u2kzs

Wyhamować spiralę przemocy

Rosja jest coraz poważniej zaniepokojona narastającym ekstremizmem wśród młodych ludzi, nasilającym się dżihadem i brakiem stabilności na Kaukazie Północnym. Jednak oficjalne wprowadzenie stanu wojennego nie wydaje się najlepszym rozwiązaniem. - Mogłoby to spowodować rozkręcenie spirali przemocy i doprowadzić do wybuchu w Dagestanie, co będzie zupełnie rozbieżne z interesami, które mogłyby przyświecać Rosji - uważa Śmigielski.

Felgenhauer nie oczekuje, że w Dagestanie zostanie wprowadzony stan wojenny, gdyż taki... już obowiązuje. - Sytuacja jest w coraz większym stopniu niestabilna, więc operacja antyterrorystyczna de facto trwa przez cały czas - stwierdza. Jednocześnie zauważa, że wysłanie dodatkowych oddziałów wojsk wewnętrznych nie oznacza przygotowania do wojny. Pogląd ten podziela Wilk. - Trudno tu mówić o szeroko zakrojonej akcji zbrojnej - twierdzi.

- Rosjanom chodzi o działania okupacyjne, nie zaś otwartą walkę. Dlatego w Dagestanie stacjonują głównie wojska wewnętrzne. - Mają sprzęt, który z zewnątrz robi wrażenie, ale to nie jest broń pola walki, może jedynie powstrzymać ogień kałasznikowa. To sprzęt, jakiego używało ZOMO w stanie wojennym - stwierdza Wilk.

- Z jednej strony Rosjanie nie chcą eskalacji przemocy, bo może to doprowadzić do poważnego wybuchu na całym Kaukazie, z drugiej zdają sobie sprawę, że czasem operacje stricte militarne są konieczne - ocenia ekspert PISM.

- W Dagestanie trzeba prowadzić bardzo ostrożną politykę. Nie wiem, czy zmilitaryzowanie tej republiki, wprowadzenie stanu wojennego jest najlepszym rozwiązaniem - konkluduje Śmigielski.

Szczepan Przerwa-Szczepański

d5u2kzs
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d5u2kzs
Więcej tematów