PolskaCzłowiek, którego wszyscy lubili

Człowiek, którego wszyscy lubili

Mirosław Marcisz. 10 dni temu wicewojewoda łódzki, skarbnik wojewódzkiego SLD, dziś aresztowany pod zarzutem szefowania grupie przestępczej, która wyprowadziła z hurtowni farmaceutycznej Aflopa (obecnie ACP Pharma) co najmniej dziesięć milionów złotych.

28.06.2003 | aktual.: 28.06.2003 12:07

Ta wiadomość zszokowała łódzkich polityków i biznesmenów. Podobnie jak dwa tygodnie temu, gdy głośna stała się afera w Aflopie. Szok był tym większy, bo były wicewojewoda ma opinię dżentelmena, dobrego ekonomisty i niezwykle skrupulatnego urzędnika.

– Nie przyjmuję do wiadomości, że Mirek Marcisz może mieć cokolwiek wspólnego z aferą w Aflopie – mówił wtedy Sylwester Pawłowski (SLD), przewodniczący łódzkiej Rady Miejskiej.

– Nie chce mi się w to wierzyć – wtóruje mu Krzysztof Jagiełło, szef miejskich władz SLD w Łodzi i członek władz wojewódzkich Sojuszu: – Mówiło się, że raczej nie sprawował należytego nadzoru w firmie farmaceutycznej, której był prezesem, ale nie o kierowaniu grupą przestępczą.

– Kompetentny, sprawnie zarządzający, słowem dobry urzędnik. Robi mi się słabo na samą myśl, że taka przykra sprawa znów dotyczy Łodzi. Nawet nie wiem, jak ją skomentować – mówi Mirosław Drzewiecki, poseł Platformy Obywatelskiej.

Także Waldemar Krenc, radny i szef łódzkiej „Solidarności”, uważa Marcisza za „jednego z przyzwoitszych urzędników, jeśli chodzi o SLD”. Podobnie mówi Stefan Niesiołowski, były działacz ZChN i były poseł AWS:

– Miałem z tym panem, jako z wojewodą, niewiele kontaktów. Ale korzystnie się wyróżniał na tle swoich partyjnych kolegów. O jego winie bądź niewinności niech zdecyduje sąd. Znane są przypadki, że ludzi posądzanych o różne rzeczy wypuszczano z więzień i przepraszano. Przyznam jednak, że nie nadążam za mechanizmami, mającymi ponoć miejsce w firmie farmaceutycznej, którą kierował były wicewojewoda – mówi Niesiołowski.

Kiedy przychodzi do konkretów, okazuje się, że Marcisz – uroczy i ceniony uczestnik rautów – nie ma znajomych, którzy znają szczegóły jego życia. Wszyscy go lubią, ale nikt się z nim nie przyjaźni.

Mirosław Marcisz skończył w lutym 53 lata. Jest żonaty, ma dwie córki. Mieszka we własnym domu na Widzewie. Zawsze elegancki,dla kobiet szarmancki i uroczy, bywalec towarzyskich spotkań. Na bankiety zawsze przychodził nieco spóźniony.

Studiował na Politechnice Łódzkiej i na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego, ale nie ma tytułu magistra. Karierę zawodową zaczynał w 1972 roku w Miejskim Przedsiębiorstwie Wyrobów Budowlanych i Widzewskich Zakładach Maszyn Włókienniczych „Polmatex-Wifama”. Potem trafił do Komitetu Wojewódzkiego PZPR, gdzie pracował w wydziale ekonomicznym.

W 1986 roku przyszedł do Urzędu Miasta Łodzi, gdzie kierował wydziałem przemysłu i usług.

W latach 1990-93 był dyrektorem Przedsiębiorstwa Zagranicznego „Jural”. Później przez rok szefował spółce „Capital”. W marcu 1994 roku rozpoczął pracę na stanowisku dyrektora wydziału polityki gospodarczej w łódzkim Urzędzie Wojewódzkim. Do pracy ściągnął go Andrzej Pęczak. Marcisz zasiadał w radach nadzorczych trzech spółek: Unionteksu, Optimusa i Powszechnego Banku Gospodarczego. W 1997 roku, kiedy wojewoda Pęczak przeszedł do Ministerstwa Skarbu Państwa, jego fotel przejął na osiem miesięcy Marcisz. W opinii większości sympatyków lewicy stanowił tandem z Pęczakiem. Wspierał go, organizował kasę. Czy także tę z Aflopy?

– Nie ma żadnego związku między pieniędzmi z Aflopy a partią – twierdzi Andrzej Pęczak, do końca marca szef SLD w województwie łódzkim. – Jako skarbnik Marcisz był zawsze bardzo skrupulatny – dodaje zdetronizowany „baron”.

W listopadzie 2001 roku Marcisz zostaje wicewojewodą. Obowiązki sprawuje rzetelnie, bez zbędnej reklamy. Nie szuka poklasku. W urzędzie plotkuje się jednak, że nie może dotrzeć się z wojewodą Krzysztofem Makowskim. Nie kłócą się, ale trudno mówić o modelowej współpracy. Makowski widział w nim człowieka Pęczaka, a Marcisz nawet palcem nie kiwnął, żeby udowodnić, że tak nie jest. Rządzili województwem razem, ale jakby osobno, do 18 czerwca, kiedy Marcisza ze stanowiska wicewojewody ze względu na zły stan zdrowia odwołał premier.

– Nie spodziewałem się tak ciężkich zarzutów w stosunku do byłego wicewojewody. Mam nadzieję, że cała sprawa szybko się wyjaśni. Niewątpliwie kolejny wysoki urzędnik w mieście znalazł się w poważnych tarapatach. Już nie wiem, kto może być następny – mówi Piotr Krzywicki, poseł PiS.

(k, pi)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)