Człowiek dla człowieka
Gdyby nie wczesny, lutowy zmierzch i padający od rana śnieg, pewnie początek tej historii byłby inny. Ale o szarej godzinie gorzej widać muldy na narciarskim stoku. Nie stało się zresztą nic szczególnie wyjątkowego. Przypadek Pawła nie okazał się też sensacją dla lekarzy na oddziale ortopedii, zwłaszcza w pełni zimowego sezonu. Zalecili tylko, żeby zanim znów zacznie obciążać złamaną nogę, korzystał z kul – a wcześniej z wózka.
Pierwsze zaskoczenie: jak dziwnie ciężki staje się dorosły człowiek, kiedy znajdzie się w siedzisku wózka! A potem nagle wszędzie dostrzegasz progi i krawężniki. Nawet te najniższe stają się trudną przeszkodą. Czy więc pokonać krawężnik przodem, czy lepiej podjechać tyłem? Niespodziewanie okazało się, że dogodne najazdy są tylko w bardzo nielicznych miejscach. Jak tu teraz wsiąść do mikrobusu, nawet wspomagając się kulami? Wynajęty wózek to w sumie ciężki, nieporęczny wehikuł. Czy da się go łatwo złożyć do transportu? Co z nim zrobić w podróży? Lżejszy i bardziej zwrotny sprzęt byłby z pewnością o wiele wygodniejszy! Schody przed pensjonatem pewnie zawsze były tak strome i miały te wąskie, niewygodne podesty. Nie zwrócił na to uwagi w dniu przyjazdu, kiedy wnosił tędy torby ze sprzętem narciarskim. Pokój hotelowy jest na drugim piętrze. Wiadomo – lepszy widok i o wiele ciszej. Ale zaraz, zaraz – czy na to drugie piętro jest w ogóle jakaś winda? Czy będzie się czego przytrzymać, korzystając z łazienki? Mimo kontuzji, Paweł nie chciał stać się dla rodziny i znajomych problemem. Pozostał przecież sobą. Chciał nadal być samodzielny.
Tymczasem jedynym dostępnym od zaraz udogodnieniem okazał się w tamtych dniach stary, dobry znajomy… pilot do telewizora.
Dla Pawła za kilka miesięcy te doświadczenia staną się wspomnieniem. Za rok będzie znowu jeździł na nartach. Ale spojrzenie z nowej perspektywy pozostanie z nim na długo. Na kilka tygodni ujawniły mu się bariery, które przez całe życie dotyczą osób z niepełnosprawnością ruchu.
Bariery – oczywiste i nieoczywiste
Podobnych barier są wokół nas tysiące. Niektóre pojawiają się z upływem lat, więc znają je dobrze osoby starsze. Kto wydrukował tak małymi literami formularze w urzędzie? Gdyby grafika na biletomacie była czytelniejsza, łatwiej byłoby kupić kartonikowy bilet!
Inne bariery dotyczą rodzin z małymi dziećmi. Czy można zapytać w hotelu o pokój z zabezpieczeniami dla najmłodszych? Gdzie wygodnie przewinąć podróżującego z rodzicami noworodka? Czy na pewno znajdzie się podwyższane, bezpieczne krzesełko? Kogo poprosić o pomoc, kiedy przy schodach nie ma pochylni albo windy, a maluchy śpią w spacerówce?
Każdy z nas stanie się pewnego dnia, choćby na krótką chwilę, zależny od drugiego człowieka. To naturalne – ale właśnie dlatego pojęcie dostępności dotyczy wszystkich.
Dorota Ziental i pies przewodnik Pako.
Mój przewodnik pies
Czasem, tuż obok nas, to podstawowe prawo do samodzielności może stać się sprawą życia lub śmierci. Jest przecież codziennością także dla osób niesłyszących lub niewidomych. Tych pierwszych jest w Polsce setki tysięcy, drugich niemal półtora miliona.
Samodzielność to wyzwanie świetnie znane Dorocie Ziental, osobie ociemniałej. Od kilkunastu lat, w następstwie postępującej choroby, pani Dorota, najpierw słabowidząca, nie widzi. Jej towarzyszem w przestrzeni publicznej jest specjalnie wyszkolony pies przewodnik. Wabi się Pako.
– Przechodziliśmy przez ulicę – opowiada pani Dorota.
– Pies umie wskazać przejście dla pieszych, wykonuje to z rozwagą. Tak, jak wiele innych zadań. Przejście nie miało sygnalizatorów. Wtedy muszę uważnie wsłuchać się w miejski ruch i wydać komendę „naprzód”. Pies usłyszał mój rozkaz, ale stał jak zamurowany. Ponowiłam komendę, już z lekkim zniecierpliwieniem, a on nic. To już było nietypowe dla Pako, zdziwiłam się.
I nagle poczułam na twarzy uderzenie powietrza! A zaledwie o sekundy wcześniej usłyszałam szybko narastający dziwny, stłumiony szum opon i napędu. Samochód elektryczny! Jest ich coraz więcej. Dla niewidomych to nowe, trudne wyzwanie w przestrzeni miejskiej.
– Poczułam wręcz wzruszenie, że pies mnie ocalił. Pako zrobił bardzo, bardzo trudną rzecz. Posłużył się selektywnym nieposłuszeństwem – wspomina pani Dorota, nie kryjąc emocji.
Warto zauważyć, że w Polsce na milion mieszkańców przypada zaledwie około 3 wyszkolonych psów przewodników, podczas gdy średnio w Unii Europejskiej to około 27 takich zwierząt. Przez wiele lat w naszym kraju zajmowały się tym tematem jedynie nielicznie fundacje i osoby prywatne. Program Dostępność Plus zmienia ten stan rzeczy, oferując finansowanie szkoleń i pokrywając koszty utrzymania tej absolutnej elity czworonogów – psów przewodników, ale także profesjonalnego treningu dla ich przyszłych właścicieli.
– Dla mnie dostępność oznacza samodzielność – mówi Dorota Ziental.
– Udało się sprawić, że osoby z psami przewodnikami mogą dziś wejść bez problemu nie tylko do autobusu albo urzędu, ale także do restauracji czy kościoła – opowiada.
– Potrzebna jest cierpliwa edukacja i praca nad zmianą postaw. Na co dzień dostępność zawsze zaczyna się od innych. Warto pomyśleć o tym, zanim zaczniesz głaskać psa przewodnika, choć ten ma przecież na szorkach, czyli specjalnej uprzęży z uchwytem, duży napis – prośbę, żeby go nie dekoncentrować. Albo inna sytuacja: osoby spacerujące ze swoimi psami pozwalają im podbiegać do mojego Pako. A przecież pies przewodnik pracując musi być maksymalnie skoncentrowany – podkreśla pani Dorota.
– Pako potrafi bardzo wiele. Wsparcie psa przewodnika w porównaniu do funkcjonowania z białą laską, to jak przesiadka do luksusowego auta po długiej podróży traktorem. Pies pokaże mi, czy schody, do których dotarliśmy, prowadzą w górę, czy w dół. Znajdzie ławkę i pomoże mi na niej usiąść, odpowiednio układając łeb. Ominie przeszkody, miejsca remontów czy awarii, albo po prostu kałuże. Ominie też elektryczną hulajnogę, porzuconą na samym środku szerokiego chodnika. Wtedy myślę jednak, że pies wykonał swoje zadanie, ale człowiek nie – nie pomyślał… Wyraźnie komuś zabrakło wyobraźni i empatii. Bo dostępność zaczyna się od drugiego człowieka – podsumowuje pani Dorota.
Program, który już dziś zmienia przyszłość
Codzienność zmienia się dziś szczególnie szybko. Dlatego w każdym projekcie dotyczącym dostępności planowanie i spojrzenie w długiej perspektywie to konieczność. Zmiany zachodzić powinny jednocześnie na wielu polach: architektury, usług, transportu, edukacji czy służby zdrowia. Mobilny świat rozwiązań cyfrowych dosłownie każdego dnia przynosi nam nowe możliwości i wyzwania. Także i ten aspekt uwzględniają założenia programu Dostępność Plus. W wielu obszarach ważną rolę odegrać mają nie bezpośrednio uruchamiane fundusze, a rozumna modyfikacja już toczących się inwestycji. W tej dziedzinie niezastąpione są konsultacje z osobami z niepełnosprawnościami, ich wiedza, osobiste doświadczenie a czasem nawet intuicja.
Za dwadzieścia lat znacznie wzrośnie odsetek osób starszych wśród Polaków. Wymaga to wielu perspektywicznych działań. Uruchomiony latem ubiegłego roku Program Dostępność Plus zawiera projekty dotyczące wielu płaszczyzn, odnoszących się do funkcjonowania ludzi o różnych potrzebach. Potrzeby te są naturalną konsekwencją cech, które towarzyszą wielu z nas od urodzenia albo kształtowane są upływającym czasem. Tak, jak każdy z nas jest inny, tak różne są przecież nasze potrzeby. Program powstał także po to, żeby przygotować nasz kraj na nieuniknione zmiany demograficzne i kulturowe. Bo przestrzeni społecznej, w której każdy będzie mógł godnie współuczestniczyć, nie stworzą wyłącznie prowadzone niezależnie działania rządu, organizacji społecznych, fundacji czy samorządu. Tworzymy ją wspólnie. Wsparcie każdego, kto doświadcza barier, nazwanie ich a następnie stopniowe efektywne eliminowanie, to ambitny i długofalowy cel Programu Dostępność Plus.
Nie zawsze plakietka z ostrzeżeniem jest wystarczającą barierą dla chętnych na zabawę z miłym, mądrym psem.
Poznać znaczy zrozumieć
Pani Dorota stosunkowo rzadko wspomaga się białą laską. W przestrzeni publicznej o wiele wygodniej poruszać się z psem. Zazwyczaj nie wkłada też czarnych okularów. To wcale nie ułatwia życia, ludzie bardzo nawykli do identyfikowania osób niewidomych po oczywistych symbolach. Rozmawiamy na planie filmu edukacyjnego. Teraz, po zdjęciach, pies Pako ma kilka chwil odpoczynku. Pani Dorota sięga do torebki, gdzie na samym dnie nosi białą, składaną laskę. Jednym ruchem rozkłada jej segmenty.
Górne sekcje nie są białe, mają zaskakujący, pogodny kolor. Nie kojarzy się z ograniczeniami, z niepełnosprawnością. Nawet nie wiedzieliśmy, że ktoś takie produkuje!
– Jaki wesoły różowy kolor! – zdumiony kolega kończy nagrywanie rozmowy.
– Jaki różowy? Panowie, z wami zawsze jest tak samo – to przecież fuksja! – Dorota Ziental rozbawiona kręci głową.
A przecież nie widzi kolorów od kilkunastu lat.