Częściowo uchylony wyrok za poparzenie pacjentek przy radioterapii
Sąd Okręgowy w Białymstoku utrzymał w mocy uniewinnienie technika odpowiedzialnego za sprzęt w Białostockim Centrum Onkologii (BCO), od zarzutu narażenia zdrowia, a nawet życia pacjentek poparzonych w czasie radioterapii sześć lat temu.
08.02.2007 | aktual.: 08.02.2007 17:10
Uchylił jednak uniewinnienie współoskarżonej z nim lekarki z BCO i w tym zakresie sprawę przekazał do ponownego rozpoznania sądowi pierwszej instancji.
Tym samym sąd częściowo uwzględnił apelacje prokuratora i pełnomocnika trzech z pięciu poszkodowanych kobiet, które w procesie występowały w charakterze oskarżycielek posiłkowych. Dla obojga oskarżonych chcieli oni uchylenia wyroku.
To powtórny proces w tej sprawie. W pierwszym technik odpowiedzialny za sprzęt w BCO został skazany na grzywnę, lekarka była uniewinniona. Białostocki sąd okręgowy wyrok ten jednak uchylił i sądowi pierwszej instancji przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
Do wypadku doszło w lutym 2001 roku, gdy wysłużony aparat do naświetlań podał dawkę promieniowania dużo większą od zalecanej, czego nie pokazały żadne jego wskaźniki. Potem okazało się, że urządzenie uległo awarii.
Prokuratura oskarżyła dwoje pracowników BCO, technika-fizyka odpowiedzialnego za stan urządzeń i ich regulację, a także lekarkę, która została wezwana do pacjentek poddawanych radioterapii, gdy zaczęły się one uskarżać na dolegliwości.
Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał w czwartek, że wyrok wobec technika został wydany prawidłowo i nie ponosi on winy za wypadek. Sąd zwrócił przy tym uwagę na opinię biegłej prof. Barbary Gwiazdowskiej, krajowego konsultanta ds. fizyki medycznej, która uznała że oskarżony Jarosław B. zachował się prawidłowo przy uruchamianiu aparatu po zaniku prądu i nie było symptomów awarii.
Sąd przypomniał też, że awaria w takich okolicznościach była wydarzeniem bez precedensu w skali światowej i tak ocenili to m.in. zagraniczni eksperci.
Przyznał, że ponowny proces przed sądem pierwszej instancji był przeprowadzony bardzo szczegółowo, z opiniami i przesłuchaniami na rozprawie biegłych wielu specjalności.
Uchylił jednak uniewinnienie współoskarżonej z Jarosławem B. lekarki z BCO i w tym zakresie sprawę przekazał do ponownego rozpoznania sądowi pierwszej instancji.
Jak powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Mariusz Pankowiec (który trzy lata temu także przewodniczył składowi sądu odwoławczego w pierwszym procesie w tej sprawie), chodzi o to, że w swoich ustaleniach sąd rejonowy nie wziął pod uwagę dokumentacji medycznej dwóch pacjentek, które jako pierwsze skarżyły się na dolegliwości.
Po obejrzeniu miejsc na skórze obu kobiet lekarka Jolanta Sz. uznała, że możliwa jest radioterapia trzech następnych pań i dopiero po zabiegu piątej z nich nakazała przerwać zabiegi.
Zdaniem sądu odwoławczego, w uzasadnieniu wyroku nie ma ani słowa o tej dokumentacji, a sąd rejonowy nie ustalił, jak wedle tej dokumentacji wyglądały napromienione miejsca na skórze obu pacjentek. Sędzia Pankowiec mówił, że do tej kwestii powinni byli też odnieść się biegli w tej sprawie powoływani.
Dlatego wyrok został uchylony, by sąd pierwszej instancji mógł się do tej kwestii odnieść. Według sędziego, nie będzie konieczny długi ponowny proces, a konieczne będzie ustalenie treści tej dokumentacji i odniesienie się do tych informacji przez świadków i biegłych.
Zdaję sobie sprawę, że to trwa wiele lat, że od poparzenia minęło sześć lat, że dla wszystkich biorących udział w tym procesie jest to długo. No, ale chyba inaczej wymiar sprawiedliwości działać nie może - mówił sędzia Pankowiec.
Już kilka lat temu poszkodowane kobiety wygrały sprawy cywilne o odszkodowania i zadośćuczynienie od szpitala. Przyznano im od 50 do 100 tys. zł. W 2003 roku jedna z tych pań zmarła - nie powiodło się u niej leczenie onkologiczne, ale nie wiadomo, jaki wpływ miały na to skutki wypadku.