Czerwony Roma
Podmoskiewska dacza Romana Abramowicza była kiedyś przeznaczona dla marszałka Związku Radzieckiego Dmitrija Jazowa, byłego ministra obrony. - Nie można rozmawiać, nie wolno robić zdjęć, nie wiemy, kiedy będzie Abramowicz - tak kończy się każda próba dotarcia do najbogatszego Rosjanina, a zarazem najbogatszego człowieka Europy Środkowej i Wschodniej. Próby zbliżenia się do daczy Jazowa mogą się skończyć tragicznie.
20.12.2004 | aktual.: 20.12.2004 09:48
42-hektarową posiadłość otacza murowane ogrodzenie czterometrowej wysokości. Wewnętrzną stronę patrolują uzbrojeni w automaty milicjanci. Każdego, kto znajdzie się w pobliżu, zatrzymują agenci prywatnych firm ochroniarskich, też uzbrojeni, w dodatku pozbawieni poczucia humoru. Abramowicz nigdy nie wychodzi poza teren posiadłości pieszo. Kolumna samochodów oligarchy składa się co najmniej z czterech pojazdów. Pierwszy samochód terenowy z byłymi agentami ochrony prezydenta odgrywa rolę zwiadu. Dwa pozostałe bezpośrednio eskortują opancerzonego mercedesa, którym jeździ miliarder.
Czukotka w Londynie
Abramowicz najczęściej bywa w Londynie, ale londyńska rezydencja to także niemożliwa do zdobycia twierdza. - Niet, niet, niet - odpowiadają pracownicy londyńskiego sekretariatu na prośby o spotkanie z Abramowiczem. Szef ochrony podpowiada, że jedyną możliwością obejrzenia na żywo jego bossa jest wizyta na londyńskim stadionie Stamford Bridge.
"We are fucking loaded", czyli - w delikatnym tłumaczeniu - "jesteśmy cholernie nadziani". Czterdziestotysięczny tłum kibiców Chelsea wpada w euforię, kiedy z głośników rozlegają się pierwsze takty "Kalinki". Za kilkanaście minut rozpocznie się mecz. Na lądowisku helikopterów po drugiej stronie Tamizy, w odległości dziesięciu minut jazdy samochodem, ląduje właśnie pięć śmigłowców. Z jednego z nich wysiada sprawca świetnego nastroju londyńczyków, z pozostałych wysypują się agenci jego ochrony. Roman Arkadiewicz Abramowicz rzadko opuszcza mecze drużyny, w którą zainwestował już około 300 mln dolarów. Towarzyszy mu żona, Irina Małandina. To klasyczna rosyjska piękność - smukła, wysoka blondynka o idealnej figurze i regularnych rysach modelki. Małżonkowie kierują się do różnych samochodów, ponieważ Roman Chelski, jak o nim mówią brytyjscy kibice, boi się zamachu na swoje życie. Chodzi o to, by w razie ataku zwiększyć szanse przeżycia przynajmniej jednego z małżonków. Dzięki temu pięcioro dzieci rosyjskiego
magnata - dwóch synów i trzy córki w wieku od półtora roku do dwunastu lat - nie stanie się całkowitymi sierotami.
Abramowicz doświadczył losu, którego teraz chciałby oszczędzić swoim potomkom. Od wczesnego dzieciństwa był sierotą. Matka Irina zmarła, kiedy miał rok. W wieku 28 lat podzieliła tragiczny los tysięcy młodych radzieckich kobiet. W kraju, w którym jedynym powszechnie dostępnym środkiem antykoncepcyjnym była aborcja, dokonywano rocznie około trzech milionów zabiegów. Część z nich nielegalnie, i to właśnie wtedy najczęściej pojawiały się śmiertelne zakażenia. Irina była nauczycielką muzyki, jej mąż Arkadij budowniczym. Podobnie jak większość radzieckich współobywateli klepali biedę, do tego w ponurej i mroźnej Uchcie na północy Rosji. Nie było ich stać na drugie dziecko. Półtora roku po śmierci żony przygnieciony budowlanym dźwigiem ginie Arkadij Abramowicz. Roma zostaje sierotą. Nikt w Uchcie nie przeczuwał nawet, że to tylko tragiczny prolog bajkowej historii przyszłego właściciela jednego z najsłynniejszych brytyjskich klubów piłkarskich. Tylko po co mu tak kosztowna zabawka? "Eto stirka" - to pralnia - miał
powiedzieć chłodno prezydent Władimir Putin w nieformalnej rozmowie z jednym z wysokich gości Kremla. Nazwę Chelsea znają w Rosji wszyscy, ale tylko zakutani w skóry Czukcze na krańcu świata mówią z dumą: "To kawałek Czukotki, nasz klub". Stamford Bridge i terytorium leżące za kręgiem polarnym łączy osoba właściciela i dobroczyńcy. W Rosji zwanego gubernatorem.
Car Czukczów
"Car Aleksander był jednak wielkim durniem" - taka historyczna refleksja naszła Czukczę podczas łowienia ryb w lodowatym morzu. "Dlaczego?" - zainteresował się towarzyszący mu ziomek. "Bo sprzedał Amerykanom Alaskę, a nie sprzedał Czukotki". Jedna z bardziej znanych anegdot o Czukczach z czasów Związku Radzieckiego jeszcze bawi, choć niemal z dnia na dzień straciła sens. Gubernator Roman Abramowicz przejął w roku 2000 region zapomniany i wymierający. Z dawnych 200 tys. mieszkańców pozostało niewiele ponad 50 tys. Gwałtownie spadło pogłowie reniferów. Na Abramowicza oddano 92 proc. głosów. Po co mu to było? "To dla mnie wyzwanie - mówi sam Abramowicz. - Nigdy nie rządziłem żadnym terytorium. Nigdy nie występowałem publicznie. Musiałem spróbować, czy mi się to podoba". - To dla niego jak hobby - nie ukrywają jego przyjaciele i współpracownicy. Przerejestrowane do Anadyru firmy Abramowicza korzystają co prawda z ulg podatkowych w specjalnej strefie ekonomicznej, ale i tak większość pieniędzy reinwestują w tych
nieprzyjaznych człowiekowi regionach.
Nowy gubernator najpierw pojechał się przyjrzeć życiu na Alasce. Zaraz potem wszystko na Czukotce zaczęło się zmieniać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W stolicy najmroźniejszej prowincji Rosji pojawiły się setki robotników budowlanych z Turcji i krajów byłej Jugosławii. Na wiecznej zmarzlinie wyrastały drewniane "kanadyjskie" domki, supermarkety, sala widowiskowo-sportowa. Nowe lotnisko kosztowało 100 mln dolarów - koszt budowy nigdy się nie zwróci; na setce lądujących tu rocznie samolotów zarobić można najwyżej milion dolarów.
Roma czarodziej
Ceny nieruchomości idą w górę wszędzie tam, gdzie po ziemi stąpa Czerwony Roma, jak mówi się o Abramowiczu. W odległej o kilkanaście godzin lotu Anglii w ostatnich trzech latach podwoiła się liczba milionerów. Wielu gwałtownie wzbogaconych Anglików nie kiwnęło nawet palcem - mogliby leżeć do góry brzuchem, a wartość ich majątków i tak by rosła. Wszystko za sprawą Abramowicza i innych Rosjan. Rosyjscy krezusi upodobali sobie Albion i jego stolicę. Kupują najatrakcyjniejsze nieruchomości, nie bacząc na ceny. Te zaś rosną w zawrotnym tempie (64 proc. od 2001 r.), a wraz z nimi wycena majątków brytyjskich właścicieli.
Posiadłość Fyning Hill w West Sussex należała kiedyś do króla Jordanii Husajna. Potem kupił ją australijski magnat prasowy, ale dopiero Abramowicz zarządził wielką przebudowę. Na 170-hektarowym terenie powstał nowy obiekt z basenem, sauną i kręgielnią. Okoliczni mieszkańcy nazywają go Roman Empire. Nieco dalej tor gokartowy. Dzieci miliardera uwielbiają się ścigać, jeżdżąc dokładnymi kopiami bolidów Formuły 1. Sam Abramowicz najlepiej odpoczywa... kiedy nic nie robi. Nie czyta gazet i prawie nie ogląda telewizji, za to chętnie spędza czas na oglądaniu filmów w domowej sali telewizyjnej. Nabiera sił do wielogodzinnych przelotów. Na Czukotkę, do Moskwy, do Garmisch-Partenkirchen, na Lazurowe Wybrzeże, gdzie zawsze cumuje jeden z jego jachtów. Amerykańska pieśniarka Shirley Bassey skarży się, że stojący w zatoce Saint-Tropez "Le Grand Bleu" zasłania jej w widok na morze. I nic dziwnego, bo jednostka, odkupiona od współwłaściciela Microsoftu Paula Allena, to tak naprawdę morski kolos z lądowiskiem na helikopter,
ślizgaczem i łodzią żaglową. "Le Grand Bleu" nie jest już jednak ulubionym pływającym domem rosyjskiego krezusa. W jednej z holenderskich stoczni na zamówienie Abramowicza powstała "Ecstasea" (warta 72 mln funtów), jacht przypominający łodzie z filmów o Jamesie Bondzie - z systemem obrony przeciwrakietowej i niewielką łodzią podwodną, którą w razie potrzeby można niepostrzeżenie odpłynąć...
Abramowicz ma bzika na punkcie bezpieczeństwa. W jednym z domów w Fyning Hill znajduje się centrum operacyjne. Trafia tam obraz z niezliczonych kamer monitorujących wszystkie zakamarki posiadłości i śledzących poruszających się po niej ludzi. Również tutaj docierają sygnały o przemieszczaniu się jachtów Abramowicza i jego powietrznej floty. Siedzący przy komputerach specjaliści planują skomplikowane logistycznie operacje pod hasłem "podróże szefa". Roman Chelski funkcjonuje jak szef dużego państwa. Należące do niego firmy wytwarzają około 5 proc. PKB rosyjskiego surowcowego mocarstwa, a jeśli dodać jeszcze banki, fabryki, huty i kopalnie jego bliskich biznesowych partnerów, to ta wartość sięgnie 20 proc.
Witold Laskowski
Szef radiowej Trójki, były wieloletni korespondent TVP i "Wprost" z Moskwy