Czego chcą porywacze tankowca z Polakami na pokładzie?
Właściciel porwanego przez somalijskich
piratów norweskiego tankowca, na pokładzie którego jest pięciu
Polaków, nie otrzymał jeszcze żądania okupu. Nie ma też informacji
by ktoś z załogi był ranny. W Polsce prokuratura wszczęła śledztwo
w sprawie porwania Polaków
Norweski statek "Bow Asir", pływający pod banderą Wysp Bahama, został uprowadzony w czwartek rano niedaleko wybrzeża Somalii. Na pokładzie statku, oprócz pięciu polskich marynarzy, jest 19 Filipińczyków, Rosjanin, Litwin, a także norweski kapitan.
Przedstawiciel firmy Salhus Shipping, Per Hansen powiedział, że statek zmierza na północ, a jego kurs ustalono na podstawie zdjęć satelitarnych.
Zaznaczył, że nie ma informacji, by ktoś z członków załogi był ranny. Armator poinformował też, że nie otrzymał jeszcze żądania okupu.
Jak poinformowano, ostatni raz z załogą tankowca udało się skontaktować w czwartek. Armator otrzymał e-mail, według którego kontrolę nad jednostką przejęło 16-18 piratów uzbrojonych w broń maszynową. Do ataku piratów doszło ok. 460 km na wschód od Kismayo, portu na południu Somalii. Statek przewoził ładunek ok. 20 tys. ton produktów chemicznych.
Również rzecznik MSZ Piotr Paszkowski powiedział, że nadal nie ma potwierdzonych informacji, że porywacze statku wysunęli żądania. Dodał, że strona norweska powołała sztab kryzysowy, który m.in. pozostaje w kontakcie z operującymi w regionie jednostkami floty amerykańskiej i rosyjskiej.
Szefowa biura prasowego MSZ Alicja Rakowska powiedziała, że prawdopodobnie informacja o okupie i żądaniach porywaczy nie będą ogłaszane. Podkreśliła, że stroną w rozmowach z piratami jest armator, który chce tę sprawę prowadzić samodzielnie, bo - jak dodała - przy tego typu sprawach ważne jest, by był jasny przekaz dla piratów.
- W przypadku porwań dla okupu stroną jest armator, który będzie wypłacał pieniądze, a nie państwa, przez fakt, że na pokładzie statku są obywatele różnych krajów - mówiła Rakowska.
Zaznaczyła, że należy się spodziewać, iż nie wszystko będzie przez armatora ogłaszane, bo nie zależy im na tym by podbijać stawkę i by negocjacje się przeciągały, gdyż wtedy wzrasta ryzyko dla samych porwanych.
Pytana o powołanie sztabu kryzysowego w Polsce Rakowska odparła, że taki nie powstał. - Nie chcę przesądzać, czy nie zostanie powołany, ale nie wydaje mi się, bo ta sprawa jest zupełnie różna od sprawy porwanego w Pakistanie Polaka - mówiła. Jak dodała, tutaj w grę nie wchodzą kwestie polityczne, ale czysto finansowe.
- Szczeciński wydział Prokuratury Krajowej wszczął w piątek śledztwo w sprawie porwania pięciu Polaków - poinformowała szefowa tego wydziału Renata Pietrzak.
Zaznaczyła, że będzie to odrębne śledztwo, niepołączone z prowadzonym od listopada ub.r. także w Szczecinie postępowaniem dotyczącym porwania saudyjskiego tankowca "Sirius Star".
- Prowadzenie śledztwa w sprawie tego aktu agresji na wodach morskich powierzono szczecińskiej delegaturze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ustalono dane personalne uprowadzonych polskich marynarzy. Podejmowane czynności objęte są tajemnicą śledztwa - dodała prokurator.
Jak wyjaśniła Pietrzak, śledztwo zlecono szczecińskiemu oddziałowi m.in. ze względu na fakt, że jednym z porwanych jest mieszkaniec tego miasta, a także z racji doświadczenia, które nabył wydział podczas śledztwa w sprawie porwanego wcześniej saudyjskiego tankowca. - Przetarliśmy już pierwsze szlaki - zaznaczyła prokurator.
Oba śledztwa zostały wszczęte, ponieważ polskie przepisy przewidują prowadzenie postępowania, gdy cudzoziemiec popełni przestępstwo za granicą przeciwko interesom obywatela Polski.
W oświadczeniu zamieszczonym w piątek na swojej stronie internetowej gdańska firma Stan Shipping Agency Ltd. poinformowała, że czterech z pięciu polskich marynarzy znajdujących się na tankowcu "Bow Asir", zostało zatrudnionych za jej pośrednictwem.
"Natychmiast o zaistniałym fakcie zostały poinformowane rodziny porwanych marynarzy oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Agencja nasza jest w stałym kontakcie z armatorem i z rodzinami porwanych" - napisała firma w oświadczeniu dodając, że ze względu na bezpieczeństwo porwanych osób nie będzie udzielać żadnych dodatkowych informacji.
"Bow Asir" został uprowadzony zaledwie kilka godzin po porwaniu innego statku "Nipayia", należącego do greckiego armatora. Jednostka pływająca pod banderą Panamy, z 19 osobami załogi, została porwana ok. 830 km na wschód od Kismayo.