Czaszka za pięćset złotych
Studenci medycyny wiedzą, że szczegółowej
budowy anatomicznej człowieka nie można się nauczyć z atlasu,
oglądając preparaty albo plastikowe atrapy narządów. Dlatego
handel ludzkimi szczątkami kwitnie, choć oficjalnie nikt tego nie
potwierdza - pisze "Głos Szczeciński".
18.11.2003 | aktual.: 18.11.2003 06:54
"O ludzką czaszkę postarałam się wcześniej, bo ma ją każdy szanujący się medyk" - mówi Joanna, studentka pierwszego roku Pomorskiej Akademii Medycznej. "Nie była tania. Załatwił ją kolega taty. Zapłaciliśmy 500 zł, bo była już wypreparowana i fachowo przecięta, a przede wszystkim w nienaruszonym stanie, co jest bardzo ważne dla nauki. Ale wiem, że 'chodzą' nawet po 1000 zł".
Osoba, która kiedyś nadzorowała pochówki przyznaje, że czaszki, tak jak kiedyś, i dziś pochodzą od tzw. "nn", czyli osób chowanych na koszt państwa, którymi nie interesuje się rodzina.
"Gdyby dokonać ekshumacji takich zwłok zdziwienie byłoby ogromne" - mówi. "Wiele szkieletów okazałoby się niekompletnych". Jeden z uznanych autorytetów szczecińskiej uczelni przyznaje, że proceder "załatwiania" czaszki, czy innych ludzkich kości jest stary jak medycyna.
"Sam przed laty z kolegami, którzy też studiowali medycynę załatwiliśmy czaszkę ludzką za pół litra od grabarza" - wspomina. "Trzeba było ją potem obgotować, co zrobiliśmy w akademiku. No i wybielić".
Ani szczecińscy policjanci ani prokuratorzy nie przypominają sobie sprawy prowadzonej w ostatnim czasie, która miałaby być prowadzona przeciwko osobom zbywającym lub kupującym ludzkie szczątki.
W Polsce niewiele osób decyduje się na wkład do rozwoju medycyny. Swoją świadomość w tym względzie przeorientowały już zachodnie społeczeństwa. "Tam do dobrego tonu należy zapisywanie w testamencie swoich zwłok akademiom medycznym" - mówi prof. Florian Czerwiński, szef Katedry i Zakładu Anatomii Prawidłowej i Klinicznej PAM w Szczecinie.