Ćwiąkalski: wyleciałem jak saper na minie
Zbigniew Ćwiąkalski mówi w rozmowie z "Dziennikiem", iż jego następca musi się liczyć z tym, że jeżeli nie spełni oczekiwań politycznych, skończy jak on. - Ćwiąkalski był jednym z niewielu ministrów, który otwarcie potrafił powiedzieć Tuskowi "nie" - przyznaje jeden z prominentnych polityków PO.
22.01.2009 | aktual.: 23.01.2009 08:22
- Śledzę politykę od lat i wiem, że można w niej wylecieć jak saper na minie - mówi Zbigniew Ćwiąkalski. Pytany, czy spodziewał się, że premier przyjmie jego dymisję, mówi, że liczył się z tym kiedy dostał telefon od asystentki Sławomira Nowaka, żeby rano stawił się u premiera.
Ćwiąkalski zaznacza, że nie może - nie mając dowodów - straszyć ludzi, mówiąc im, że splot dziwnych zbiegów okoliczności w sprawie Olewnika to nie był przypadek. - Albo się chce mieć profesjonalistę albo chce się mieć showmana, który ogłosi wszystko, na co jest zapotrzebowanie polityczne - dodaje Zbigniew Ćwiąkalski.
Ćwiąkalski mówi, że nie chciał być drugim Ziobrą. - Można uderzyć w wielkie tony populizmu, powyrzucać wszystkich. Tylko co to ma wspólnego z faktami? - pyta.
- Ćwiąkalski był jednym z niewielu ministrów, który otwarcie potrafił powiedzieć Tuskowi "nie". Tak było przy okazji prac nad projektem budżetu i pomysłem Tuska na kastrację pedofilów - mówi "Dziennikowi" prominentny polityk PO.