Coraz więcej małych Polaków głoduje
Prawie dwa tysiące dzieci z Wrocławia musi korzystać z darmowych posiłków, bo nie dostają ich w domach.
Wrocławskie szkoły szukają pomysłów, skąd wziąć pieniądze na obiady dla najbiedniejszych dzieci. Już w pierwszym miesiącu nauki dyrektorzy widzą, że potrzeby będą znacznie większe niż dotychczas.
W poprzednim roku szkolnym z darmowych posiłków w Szkole Podstawowej nr 80 przy ul. Polnej na Brochowie korzystało 40 dzieci.
- W tym roku sytuacja jest znacznie gorsza. Liczba dzieci, którym trzeba kupić obiad, wzrośnie. Być może nawet powyżej 70 - szacuje ze smutkiem Dorota Cichy, pedagog z tej podstawówki. W szkole przy Polnej jest 290 uczniów. Jeśli prognozy się potwierdzą, co czwarty z nich będzie wymagał dożywiania.
Coraz większa grupa uczniów to np. półsieroty, które wychowuje samotny rodzic, dzieci z rozbitych, ubogich albo wielodzietnych rodzin. Lub takich, w których nagle oboje rodziców straciło pracę.
- Są też uczniowie, którzy nie mają oficjalnie finansowanych obiadów, ale zawsze mogą liczyć na talerz zupy. Chętnych nie brakuje - nie kryje pedagog. Takim dzieciom wydaje ona codziennie kartki, z którymi idą do kucharek po zupę.
Posiłki dla głodnych maluchów finansuje głównie MOPS, ale pomagają też rady osiedli, parafie, fundacje czy prywatni sponsorzy. Pieniędzy ciągle jest jednak za mało.
Jacek Kowieski, dyrektor SP nr 2 przy ul. Komuny Paryskiej, dodaje, że niektórzy rodzice wstydzą się swojej złej sytuacji finansowej i nie chcą zwrócić się o wsparcie do pomocy społecznej.
Ospałe i niemrawe z powodu niedożywienia dziecko zwykle jednak wcześniej czy później zwraca uwagę nauczycieli.
- Informujemy rodziców, że mogą skorzystać z tej formy pomocy, bo nie wszyscy o tym wiedzą. Niestety, niektórych często musimy namawiać i ponaglać, by poszli po dokumenty do MOPS - podkreśla Kowieski. - Teraz dopiero składają wnioski, więc nie wiemy jeszcze, ilu uczniów w tym roku będziemy dożywiać.
Problem jest nie tylko we Wrocławiu. Z danych legnickich urzędników wynika wprawdzie, że we wrześniu na darmowe obiady w szkołach rodzice zapisali 700 dzieci, czyli o 300 mniej niż przed rokiem. Ale chętnych przybywa zwykle w październiku i zimą.
- Na 700 uczniów, aż 100 ma już przyznane darmowe obiady w szkole - mówi Stanisław Bednarek, dyrektor SP nr 4 w Legnicy. Dodaje, że i w jego placówce są dzieci, które ustawiają się w kolejce po darmową zupę, gdy taka zostanie po obiedzie. Zawsze jest kilkunastu chętnych.
Krystyna Radoł z Wałbrzycha, mama aż siedmiorga uczących się dzieci, zawsze prosi opiekę społeczną o obiady dla nich.
- Trudno byłoby mi samej opłacić wszystkim szkolne obiady - mówi. W Wałbrzychu z dopłat Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej do dożywiania korzysta około dwóch tysięcy dzieci. Zwłaszcza tych z najbiedniejszych dzielnic: Podgórza czy Sobięcina.
W finansowanie posiłków angażują się też firmy działające w mieście. Dla przykładu, fabryka Toyoty funkcjonująca w Wałbrzyskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej co roku dopłaca do obiadów małych wałbrzyszan 25-30 tysięcy złotych.
Jacek Sutryk, dyrektor MOPS we Wrocławiu, podkreśla, że przykre statystyki dotyczące liczby głodnych uczniów mogą się jeszcze pogorszyć. Podania z poszczególnych szkół cały czas napływają. - Na ten rok szkolny mamy na darmowe obiady około 1 mln zł - wylicza Sutryk.
Kierownicy świetlic środowiskowych martwią się, że pieniędzy przyznanych przez MOPS nie wystarczy na tyle posiłków, co rok temu. - Wszystko podrożało. Za 100 zł rok temu kupowałam ciastka na tydzień. Teraz wystarcza na 3 dni - skarży się Małgorzata Jankowiak ze świetlicy na Kuźnikach.
- Nie ma jednak takiej opcji, że jakiś uczeń nie dostanie posiłku, jeśli będzie w potrzebie - uspokaja dyrektor ośrodka. Zwraca jednak uwagę, że MOPS może objąć pomocą tylko tych uczniów, o których wie. Wiele zależy więc od tego, czy odpowiednią informację przekażą im dyrektor szkoły albo rodzice.
www.pajacyk.pl, www.okruszek.pl - wchodząc na te strony możesz, nie wydając pieniędzy, pomóc w dożywianiu. Płacą sponsorzy.