Coraz lepsze wieści z Brukseli. Wystarczy nie zepsuć
Bez większego echa przeszła wizyta unijnego komisarza ds. budżetu Guenthera Oettingera. Ale jego deklaracja o tym, że nie będzie osobnego budżetu dla strefy euro, ma potencjalnie wielkie znaczenie dla Polski. To kolejny znak, że możemy w UE wyjść na prostą.
Podczas wizyty Oettingera w Warszawie uwaga mediów skupiła się przede wszystkim na jego słowach o propozycji ustępstw polskich władz w sprawie reformy sądów. Niemiecki przedstawiciel Komisji Europejskiej stwierdził, że wydaje mu się, że jest ona "niewystarczająca". Znacznie mniej uwagi poświęcono innym, co najmniej równie ważnym słowom: twardej deklaracji o tym, że Komisja w ramach przyszłych wieloletnich ram finansowych (2020-2027) nie będzie proponować podzielenia unijnego budżetu na strefę euro i resztę państw UE.
Nie jest to totalne zaskoczenie. Choć jeszcze w zeszłym roku pomysł zgłoszony przez Emmanuela Macrona wydawał się mieć szanse na realizację, w ostatnich czasach coraz więcej wskazywało na to, że umrze śmiercią naturalną. Dla Polski to bardzo dobra wiadomość. Z prostego powodu: oddzielny budżet dla państw strefy euro niemal automatycznie oznaczałby mniej pieniędzy dla reszty państw. Dla Polski, która po wyjściu Wielkiej Brytanii będzie największym państwem UE poza sterfą euro - byłoby to szczególnie dotkliwe.
Kluczowe było tu prawodpodobnie stanowisko Angeli Merkel - powtórzone teraz przez Oettingera - by nie doprowadzać do dodatkowych podziałów w Unii.
Polsce sprzyja polityczna koniunktura. Potwierdza to ostatnia wizyta niemieckiej kanclerz, która wyraźnie nie chce zostawiać naszego kraju "na lodzie". Merkel nie tylko zaznaczyła, że Polska powinna być przy stole decyzyjnym, ale rozwiała przynajmniej jeden potencjalnie duży nasz problem w UE, czyli powiązanie budżetu z kwestią migrantów.
Zobacz także: Bielan o "gorzkim smaku kompromisu" z UE
Wychodzimy na prostą?
Coraz więcej wskazuje też na to, że wkrótce zakończy się katastrofalny dla pozycji Polski spór o praworządność. Ludzie PiS - na razie jeszcze nieoficjalnie - mówią, że Polska zgromadziła już wystarczająco wiele głosów ("grubo ponad wymagane 6") wśród państw członkowskich, by zablokować dalszy bieg procedury z unijnego artykułu 7.1. Jeśli to prawda, to zaproponowane przez PiS w dużej mierze kosmetyczne ustępstwa - być może z lekkimi modyfikacjami - mogą wystarczyć, by zakończyć sprawę.
Ale nie oznacza to końca polskich problemów. Choć politycy PiS byli przekonani, że podczas wizyty w Warszawie Merkel właściwie wykluczyła by mogły być powiązane z wypełnianiem norm praworządności, to Oettinger sugerował coś przeciwnego. Dlatego ważny będzie teraz czas. Jeśli rządowi uda się zamknąć spór z Komisją przed rozpoczęciem negocjacji budżetowych, Polska będzie w znacznie lepszej pozycji, by zawalczyć o lepszy kawałek tortu dla siebie. Od dawna wiadomo, że będzie on znacznie mniejszy niż obecnie. Nie wiadomo jednak, o ile mniejszy.
Dzięki sprzyjającym nam politycznym wiatrom - wsparciu sąsiadów i przede wszystkim postawie Merkel - jest szansa, że uda się uniknąć katastrofy. Wystarczy tylko oprzeć się pokusie, o której mowa w słynnym utworze Wojciecha Młynarskiego "Co by tu jeszcze...".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl