Co trudne, to na później

Przez wiele miesięcy trwała w Polsce
dyskusja o konieczności naprawy finansów publicznych. I choć jej
uczestnicy różnili się co do tego, czy podatki obniżać już teraz,
czy też poczekać z tym na lepsze czasy, to zgodnie twierdzili, że
bez zmniejszenia wydatków nie ma co marzyć o poprawie stanu
państwowej kasy - pisze "Rzeczpospolita".

10.09.2003 | aktual.: 10.09.2003 06:27

Co z tej dyskusji wyszło - widać z przyjętego przez rząd projektu budżetu na 2004 rok: dochody są mniejsze od tegorocznych, a wydatki - większe. Deficyt budżetowy rośnie do 45,5 mld zł, a jeśli uwzględnić pozycje zapisywane osobno - do kwoty dużo większej - podkreśla publicystka dziennika Halina Bińczak.

Według niej, oznacza to, że stan finansów publicznych nie poprawi się w przyszłym roku, lecz pogorszy. I że najtrudniejsze decyzje - czyli cięcia wydatków - odsuwane są przez rząd na później. Tak dzieje się zresztą od dawna, a deficyt budżetowy i dług publiczny z roku na rok rosną.

Wprawdzie ożywienie w gospodarce - jeśli się nasili i utrwali - spowoduje pewną poprawę sytuacji budżetu, ale przecież nie aż taką, żeby można było znacznie ograniczyć skalę koniecznych cięć wydatków. A im bliżej kolejnych wyborów parlamentarnych, tym trudniej będzie je przeprowadzić. W tym roku była szansa na zmniejszenie przynajmniej części tych wydatków, ale wygląda na to, że ją straciliśmy - ocenia Halina Bińczak.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)