Co się stało z Madzią? Najbardziej prawdopodobne jest...
- Nie pamiętam uderzenia, nagle miałam czerń przed oczami. Na środku wózka leżał lisek, jej maskotka i pozytywka, z którą zasypiała. Zobaczyłam pusty wózek. Madzi nie było. Zabrano ją razem z kocykiem - mówi drżącym głosem Katarzyna Waśniewska (22 l.), matka uprowadzonej w ubiegły wtorek w Sosnowcu półrocznej Madzi. - Porywaczu oddaj moją córeczkę - apeluje przez łzy. Policja z kilkunastu wersji dotyczących okoliczności zniknięcia Madzi za wiarygodne przyjęła kilka hipotez. Wśród nich dalej najbardziej prawdopodobne jest uprowadzenie.
Mija siódmy dzień poszukiwań jej sześciomiesięcznej córeczki. Życie Katarzyny Waśniewskiej i jej najbliższych zamieniło się w piekło. Matka jest ciągle na tabletkach uspokajających, popada w depresję. Wylała już morze łez. Trasę, którą pokonała w pechowy wtorek ze swego domu do mieszkania rodziców odtwarzali już śledczy i detektyw. Ale przełomu dalej nie ma.
- Obiecujemy porywaczowi całkowitą bezkarność jeśli dobrowolnie odda rodzicom dziewczynkę całą i zdrową - zaapelował wczoraj na konferencji detektyw Krzysztof Rutkowski.
– Miałam zostawić córeczkę pod opieką mamy. Wyszłam przed godz. siedemnastą, wróciłam po pampersy i znowu ruszyłam do rodziców - opowiada kobieta. – Magda spała, pozytywka usypiała ją słodko do snu. Nagle ten spokój zburzył mężczyzna. Wysoki, w puchowej kurtce, z czarnym pasem. Zaczął mnie śledzić. On pojawiał się i znikał na całej trasie - wspomina.
Była już między domami na swoim dawnym osiedlu. Potem film się urywa. Ocknął ją przeraźliwy krzyk kobiety. – Gdzie jest jej dziecko?! - darła się. To była sąsiadka rodziców Katarzyny, Żaneta Nowak (34l.), Idąc do domu znalazła Kasię. – Centralnie na chodniku, twarzą do ziemi leżała. Wyglądała jak nieżywa. Miała kaptur na głowie. Żadnych obrażeń. Obok stał pusty wózek. Za mną szło dwóch młodych mężczyzn, poprosiłam, by wezwali policję i pogotowie - opowiada pani Żaneta.
Katarzyna ocknęła się. Jechały karetki. – Ona klękła na kolana, nie można z nią było się dogadać. Krzyczałam, gdzie jest dziecko?! - mówi pani Żaneta.
Wokół zrobił się tłum gapiów. Na chodniku stał pusty wózek. Torebka do niego przywieszona i butelka dla malutkiej były nietknięte. Pokrowiec od wózka był rozsunięty.
Na miejscu jeszcze we wtorek wieczorem policjanci zebrali ślady jakie znaleźli w wózku. Pobrano też od rodziny DNA, by można było stworzyć w laboratorium profil genetyczny dziecka. Policja z kilkunastu wersji dotyczących okoliczności zniknięcia Madzi za wiarygodne przyjęła kilka hipotez. Wśród nich dalej najbardziej prawdopodobne jest uprowadzenie. W najbliższych dniach powstanie portret psychologiczny sprawcy. – Liczymy,że Madzia się odnajdzie, zrobimy wszystko. Nam zależy tylko na Madzi - - apelują zrozpaczeni rodzice i dziadkowie dziecka.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
6-miesięczna Madzia. Tak wyglądało porwanie!