Co robić z wracającymi jak bumerang bezdomnymi?
Co roku o tej porze, kiedy temperatura spada poniżej zera, pojawia się problem związany z bezdomnymi. To temat kłopotliwy szczególnie dla mieszkańców blokowisk i kamienic dużych miast. – Bezdomni co roku śpią, piją i załatwiają się na naszej klatce schodowej. Nie ma na nich sposobu, bo co przyjadą i wygonią ich strażnicy, to ci wracają jak bumerang – żali się jedna z Internautek Wirtualnej Polski, mieszkanka kamienicy w centrum stolicy.
25.11.2008 | aktual.: 25.11.2008 16:49
W podobnym tonie wypowiada się młode małżeństwo z Warszawy. 26-letnia Anna i 27-letni Mariusz od kilku lat mieszkają w dziesięciopiętrowym bloku przy ulicy Korsaka na warszawskiej Pradze. W pobliżu znajduje się Dworzec Wschodni, stały punkt spotkań bezdomnych z okolicy. – Od listopada do lutego przeżywamy horror. W tym czasie bezdomni robią sobie na naszej klatce miejscówkę. Sikają do zsypów, które znajdują się na każdym piętrze, zostawiają butelki po winach pod drzwiami lokatorów i ciągle sprowadzają kompanów. Smród jest nie do opisania – wymienia mężczyzna. Anna i Mariusz regularnie dzwonią po straż miejską, ale jak mówią, to walka z wiatrakami. – Nawet jak strażnicy odwiozą ich do noclegowni to jest spokój najwyżej kilka dni, potem znów to samo – rozkłada ręce Anna.
Z problemem styka się na co dzień Michał Jakonowicz, kierownik noclegowni przy ul. Burakowskiej w Warszawie prowadzonej przez Polski Komitet Pomocy Społecznej. Ośrodek jest jedną z większych męskich noclegowni w mieście, która jest w stanie pomieścić od 200 do maksymalnie 250 osób. - Z dnia na dzień odbieramy coraz więcej telefonów z pytaniami, czy są wolne miejsca. Z tego co wiem, w niektórych schroniskach całodobowych już brakuje miejsc, ale u nas jeszcze są – mówi.
Jakonowicz wyjaśnia, że powodów, dla których w okresie jesiennym w noclegownie mają jeszcze wolne miejsca, jest kilka. – Po pierwsze w tym czasie niektórzy bezdomni wykonują jeszcze prace sezonowe, np. na budowach. Są to prace, przy których trafia się nieraz skromne zakwaterowanie. Drugim powodem może być też to, że jesienie i zimy są coraz cieplejsze, więc wielu bezdomnych woli koczować na działkach pracowniczych czy w kanałach. Innym ze zjawisk, które zaobserwowaliśmy jest to, że niektórzy bezdomni wyjechali z kraju, bo znajomi pościągali ich np. do Wielkiej Brytanii – tłumaczy.
Kierownik noclegowni nie ukrywa, że bezdomni unikają dłuższego pobytu w noclegowniach, bo w placówkach pomocowych panują twarde zasady. – Najważniejszym wymogiem jest zakaz spożywania alkoholu i narkotyków. Niestety nie wszystkim bezdomnym jest to na rękę. Wolą więc przyjść do nas od czasu do czasu, tylko dlatego, by coś zjeść, napić się ciepłej herbaty. Niewielu decyduje się na stały pobyt, terapię, wyjście z bezdomności. Na ogół są to panowie, którzy migrują od jednego do drugiego miejsca. Idą tam, gdzie da się coś wyrwać – mówi Jakonowicz.
Podobnego zdania jest Robert Zieliński, dyrektor Centrum Pomocy Bliźniemu „Monar-Markot”. – Jeśli ktoś się do nas zgłasza sprawdzamy za pomocą alkomatów, czy ktoś jest pod wpływem alkoholu. Jeśli ktoś chce pić, to miejsca u nas nie znajdzie. Nie każdy jednak chce zmienić tryb życia. Osoby nietrzeźwe przyjmujemy wyłącznie w wyjątkowych sytuacjach – np. kiedy jest bardzo zimno. Z reguły jednak oferujemy mu jednorazowy nocleg i następnego dnia przenosimy go do innego ośrodka – dodaje Zieliński.
Od kilku lat, w okresie jesienno-zimowym, Markot wysyła na ulicę specjalny patrol, który pomaga bezdomnym. – Nasi pracownicy jeżdżą nocą po Warszawie i udzielają pomocy bezdomnym – rozdają im gorącą herbatę i ubrania. Starają się też namawiać bezdomnych, aby przyjechali do ośrodka – mówi Zieliński. Jak dodaje, zdarza się, że do Markotu dzwonią ludzie podirytowani ciągłą obecnością nieproszonych gości na klatkach schodowych. – W takich sytuacjach nie zawsze udaje nam się rozwiązać problem, bo są bezdomni, którzy nie chcą z nami negocjować. Wtedy mieszkańcom pozostaje jedynie telefon do straży miejskiej – akcentuje dyrektor.
Z problemem bezdomności postanowili zmierzyć się politycy. Od 2006 roku Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej prowadzi program „Powrót osób bezdomnych do społeczeństwa”, którego założeniem jest wspieranie działań na rzecz bezdomnych poprzez współpracę z samorządami, instytucjami publicznymi czy organizacjami pozarządowymi.
W ramach programu, w większości województw powstały m.in. całodobowe infolinie. Na stronie ministerstwamożna znaleźć wykaz aktualizowanych na bieżąco numerów, pod którymi można dowiedzieć się jakie placówki udzielają pomocy w danym regionie.
Statystyki dotyczące bezdomnych są rozbieżne. Szacuje się bowiem, że takich osób może być od 30 do 300 tysięcy, z czego ok. 30-40% przebywa na ulicy, a ok. 60% w placówkach pomocowych. Z danych resortu pracy i polityki społecznej z końca 2006 roku wynika, że w ramach programu „Powrót do bezdomności” udzielono pomocy łącznie 74 tysiącom osób - 48 tys. mężczyzn, 17 tys. kobiet i 9 tys. dzieci.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska