Co Polacy myślą o Brytyjczykach: fajfokloki, zdrajcy i lenie
Ach, żeby tak raz dokopać zdrowo tym nadętym "fajfoklokom" - marzy Wojtek, Londyńczyk od 5 lat. Gdyby zdarzył się cud i Polska wygrała, a przynajmniej zremisowała z Anglią, to Polacy na Wyspach oszaleliby ze szczęścia.
Polacy w Polsce i w innych krajach pewnie również dostaliby kota, ale dla brytyjskiej Polonii byłaby to sprawa wyjątkowo osobista. Jak wiadomo - sport równa się wojna, minus strzelanie. Wielu rodaków uważa, że Wyspiarzom należy się od nas tęgie lanie. Skoro nie za bardzo można tak po prostu wypowiedzieć wojnę albo, chociaż legalnie przywalić w pysk, to przynajmniej chciałoby się dokopać im na boisku. Tu nawet bardziej by bolało, w końcu Anglia to ojczyzna futbolu.
Za Wrzesień, za Jałtę, za Enigmę...
Wojtek, elektryk z pięcioletnim stażem w Londynie jest zdania, iż porażka nauczyłaby Wyspiarzy nieco szacunku do nas. - Oni jeszcze pamiętają jak dostali baty na Wembley, prawie 40 lat temu. Z nimi tak trzeba, bo inaczej mają zero respektu dla innych - uważa emigrant. Gdyby przeprowadzono kiedyś gruntowne badania, a dziwnie, że ich nigdy nie przeprowadzono, co naprawdę myślą emigranci z Polski o Wyspiarzach, to... "Daily Mail" miałby, o czym pisać przez następnych 10 lat.
Uprzedzeń i niechęci jest sporo, ale wychodzi to przede wszystkim podczas prywatnych rozmów. Ciągle pamiętamy "sojusznikom" Wrzesień ’39 oraz Jałtę. Polskie żale do Brytyjczyków rosną także na gruncie różnic między duszami słowiańską, a anglosaską. Zaś tą wyspiarską odmianą duszy anglosaskiej zwłaszcza. Brytyjczycy powszechnie znani są z tego, że swój interes stawiają zawsze na pierwszym miejscu. Na miejscu drugim, trzecim i kolejnych miejscach również tylko swój. I to jest dla Wielkiej Brytanii bardzo dobre - tu nie ma dyskusji. Dla innych nie zawsze.
Wojenne pokolenie Polaków doświadczyło tego nie raz. Bywa, że wielu już nie pamięta, co wczoraj jadło na obiad, ale "brytyjską przyjaźń" sprzed ponad 70 lat bardzo dokładnie. - Jeżeli oni czegoś potrzebują, to są tak friendly, że daj Boże zdrowia. Ale dla innych nie kiwną palcem - mówi z goryczą pan Władysław, kombatant Armii Andersa.
Mogliby dać tak wiele
Wyniki prac polskich kryptologów na Enigmą Brytyjczycy przejęli bez oporów, ale samych kryptologów do swojego ośrodka w Bletchley Park nie wpuścili. Ciężar sukcesu też wzięli tylko na swoje barki. Polski lotnik chciał się bić i ginąć za Anglię - very welcome. Parada Zwycięstwa - oops sorry, nie przewidziano miejsca w szeregu dla Polaków. Takich sytuacji zdarzyło się niemało i one mocno zaciążyły na relacjach między polską emigracją, a miejscowymi. Aczkolwiek, oficjalnie nikt tego nie powie.
Podobnie jak tego, że szerokie otwarcie drzwi dla polskich emigrantów zarobkowych po 2004 roku też nie było bezinteresownym odruchem serca rządu Jej Królewskiej Mości. Było tak: "Zapraszamy do pracy, której sami wykonywać nie chcemy, zapraszamy do wynajmowania naszych mieszkań, do kupowania w naszych sklepach i płacenia nam podatków. Po zasiłki i na wyższe szczeble kariery - nie zapraszamy".
Rzecz jasna, nie robiono w Polsce ulicznych łapanek i nie wysyłano transportów do przymusowej pracy na Wyspach. Co nie zmienia faktu, że większość emigrantów z Polski nie pała do gospodarzy przesadną sympatią. Pewnie ze zwycięstwa "Orzełków Fornalika" bardziej na Wyspach cieszyłoby się te ponad 600 tysięcy Polaków, niż będą się cieszyć wszyscy Anglicy z wygranej swoich. Parafrazując Winstona Churchilla można powiedzieć polskim piłkarzom: Jeszcze nigdy tak niewielu, nie miało szansy dać tak wiele, tak wielu. Tak wiele radości.
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy