Co nam szykuje Hausner
TA KURACJA OCALI FINANSE PAŃSTWA, ALE NIE DOPROWADZI DO ZMNIEJSZENIA BEZROBOCIA
Jutro w Sejmie rozpocznie się pierwsze czytanie ustaw wchodzących w skład planu wicepremiera Jerzego Hausnera. Zakłada on oszczędności w wydatkach społecznych w kwocie 34 mld zł, w administracji - 20 mld.
Plan Hausnera, jeśli do tej pory był dla większości z nas ekonomiczną abstrakcją, to już w najbliższych dniach stanie się konkretem. Po pierwsze, jeśli przejdzie przez Sejm, natychmiast zareagują nań rynki finansowe i złoty może się umocnić. Polepszy się też wiarygodność Polski jako kraju, któremu mniej już zagraża krach finansowy z powodu olbrzymiego zadłużenia. To tyle, jeśli idzie o pierwsze namacalne efekty.
Inne - czyli cięcia w sferze socjalnej i administracyjnej - są odroczone w czasie - na lata 2005-2007. Dlatego od razu ich nie odczujemy. Letarg będzie trwał najbliższe 10 miesięcy, potem nastąpi przebudzenie.
- Największą oszczędność ma przynieść zmiana zasad waloryzacji rent i emerytur - 8,8 mld zł. Świadczenia nie będą już podnoszone jak dotąd co roku, lecz dopiero wtedy, gdy inflacja sumowana w kolejnych latach przekroczy 5 proc.
- W ciągu trzech lat do budżetu ma wpłynąć dodatkowe 5,7 mld zł z tytułu podwyższenia podstawy naliczania składek na ubezpieczenie społeczne dla osób prowadzących działalność gospodarczą (mieszczących się w wyższych progach dochodowych).
- 5,4 mld zł państwo zaoszczędzi na zmianach w KRUS (podwyższy składki, uzależniając je od wysokości dochodów rolników). W tej chwili państwo dopłaca do świadczeń, gdyż składki są ryczałtowe (wszyscy płacą jednakowo bez względu na dochód) i niskie. 4. Ograniczenie liczby uprawnionych do świadczeń przedemerytalnych. Zmiana wysokości tych świadczeń i zasad ich przyznawania ma przysporzyć kasie państwa 4 mld zł.
- Weryfikacja prawa do rent inwalidzkich przyniesie oszczędności rzędu 2 mld zł. Orzecznicy ZUS będą jeszcze raz badać inwalidów i oceniać, czy naprawdę nie nadają się do pracy. Weryfikacji zostanie poddanych 470 tys. osób (ci, którzy pobierają rentę krócej niż 10 lat i zostało im więcej niż 10 lat do emerytury).
- 20,4 mld zł - to łączna wartość oszczędności obejmujących ograniczenie wydatków i zwiększenie dochodów w administracji, ale w rzeczywistości pochodzą one ze sfer gospodarczej i budżetowej, w tym m.in.: 4,6 mld z wydatków na obronność, 1,3 mld - z restrukturyzacji PKP, 1,2 mld - z reformy górnictwa, 0,8 mld z restrukturyzacji ZOZ-ów i ponad 0,5 mld ze zmian zasad awansu nauczycieli.
- Oszczędności w administracji mają wynieść łącznie 2,3 mld zł, w tym... 30,8 mln zł ma przynieść zmniejszenie liczy stanowisk kierowniczych w urzędach państwowych, ograniczenie liczby gabinetów politycznych ministerstw i urzędów centralnych.
W tym miejscu trzeba zapytać o skutki wprowadzenia cięć. Co stanie się z 470 tysiącami byłych rencistów i osobami, które nie załapią się już na świadczenia przedemerytalne? Warto tu przypomnieć, że świadczenia te dla ludzi po pięćdziesiątce były pomysłem speców od polityki społecznej na złagodzenie efektów bezrobocia. Osób zwolnionych z pracy, będących w takim wieku, nikt nie chce zatrudniać. Dlatego wymyślono świadczenia przedemerytalne. Gdyby ich nie było, stopa bezrobocia grubo przekraczałaby dziś 20 procent. Co zrobi pół miliona zweryfikowanych inwalidów? Na to pytanie plan Hausnera nie daje odpowiedzi. Gdyby projekt oprócz oszczędności dawał antidotum na bezrobocie, można by go przyjąć bez mrugnięcia okiem. Ale takiego antidotum nie daje.
Projekt wicepremiera nie musiałby być aż tak bolesny, gdyby próba ratowania finansów państwa, łącznie z poprawieniem klimatu dla przedsiębiorczości, powstał dwa lata wcześniej. Na samym początku kadencji rząd Leszka Millera powinien był zrobić krok w celu uzdrawiania finansów publicznych. Od czasów Jarosława Bauca (ministra finansów w poprzednim rządzie, który na odchodnym obwieścił olbrzymią dziurę w budżecie) państwo zadłużyło się na 70 miliardów złotych! To prawie tyle, ile wyniosły dochody z całej dotychczasowej prywatyzacji. Przez dwa lata rząd Millera nie zrobił nic, by ten obłęd zahamować.
Rząd i zwolennicy programu Hausnera twierdzą, że tę bolesną kurację musimy przejść, bo inaczej grozi nam katastrofa, czyli konieczność równoważenia budżetu. Jesteśmy coraz bliżej dopuszczalnej przez konstytucję granicy zadłużenia państwa (60 proc. PKB). W tej chwili to zadłużenie wynosi 54,8 proc. PKB. To prawda, że gdyby inwestorzy wycofali się z Polski z powodu braku równowagi w finansach państwa, zagroziłby nam scenariusz argentyński. I o tyle plan jest niezbędny. Pytanie tylko, czy taki, jaki proponuje Hausner.
Oszczędności to tylko część tego, co polskiej gospodarce jest niezbędne. Plan Hausnera w rzeczywistości tylko niweluje skutki fatalnego stanu finansów państwa, ale nie usuwa ich przyczyn. Budżetowi i gospodarce potrzebne jest odblokowanie mechanizmów hamujących rozwój przedsiębiorczości. A są nimi: nadmierny fiskalizm i obciążenia pracy składkami ZUS, biurokracja, korupcja, słaby wymiar sprawiedliwości, fatalne ustawodawstwo (mnustwo ustaw-bubli). Skutkiem tego jest 20-procentowe bezrobocie i degradacja społeczna co piątego obywatela.
To, że plan Hausnera niczego nie poprawi na rynku pracy, potwierdzają niezależni eksperci. Styczniowy raport banku inwestycyjnego JP Morgan mówi, że po wprowadzeniu planu, mimo że gospodarka będzie przyspieszać (do 4,3 proc. PKB w 2004 roku), utrzymają się wysokie bezrobocie i mały popyt wewnętrzny. Do wzrostu PKB nie przyczynią się zbawcze recepty Hausnera, lecz - jak mówi raport - inwestycje i handel wspomagany wciąż słabym złotym. Jedyny pozytyw - można by rzec - to fakt, że zażegnane zostanie widmo bankructwa państwa.
Jeśli plan zostanie przegłosowany, czekają nas kolejne lata wyrzeczeń bez żadnych gwarancji poprawy. Symptomatyczne jest, że społeczeństwo ma zwrócić budżetowi 34 miliardy zł, a urzędnicy żyjący z ich pieniędzy oddadzą tylko 30,8 milionów zł. Pod hasłem „cięcia w administracji” (w kwocie 20,4 mld zł) w rzeczywistości kryją się oszczędności w sektorze górnictwa, PKP i obronności, a nie biurokracji. Są to raczej oszczędności powstające z restrukturyzacji gospodarki, a nie administracji. Tak samo trudno nazwać administracją nauczycieli (zmiana zasad awansu nauczycieli).
Joanna Jakubowska