Trwa ładowanie...
19-04-2011 06:04

Co myślą i piszą o Polakach na Wyspach

Harujemy po 12 godzin na dobę, żywimy się obrzydliwym brytyjskim żarciem za 50 funtów tygodniowo, gdy stracimy pracę, to lądujemy na ulicy. Przeklinamy swój los i te cholerne Wyspy. Przynajmniej tak nas malują Brytyjczycy.

Co myślą i piszą o Polakach na WyspachŹródło: Jupiterimages
d2s8g51
d2s8g51

Jako mniejszość narodowa gościmy w brytyjskich mediach systematycznie, choć z różnym natężeniem. W roli bohaterów i antybohaterów. Masowo przyjeżdżamy i masowo wyjeżdżamy. Ratujemy Wyspy i pogrążamy Wyspy, zasilamy budżet i skubiemy go niemiłosiernie na zasiłkach. Polki najczęściej poddają się aborcji i rodzą najwięcej dzieci. Jeśli jest prawdą, że "jak nas widzą, tak nas piszą", to nas widzą chyba na Wyspach w kilkunastu wymiarach jednocześnie. Do tego po kilku głębszych. Inna prawda, że sami walnie przyczyniamy się do tworzenia takiego "wielowymiarowego" wizerunku.

Piękność nagle odkryta

W ostatnich tygodniach "moda na Polaków" panowała w poważnym skądinąd "Guardianie". Ta szacowna gazeta, zaledwie po kilku latach naszej licznej obecności na Wyspach odkryła, że... Polki są ładne. Nasze rodaczki, w większości nie noszą jeszcze hidżabów, więc ocena "współczynnika urody" nie musiała nastręczać wielkich problemów. Możliwe jednak, że po latach pobytu w tym kraju, Polki mają nieco bardziej "przyjemny wyraz twarzy". Nieraz można było rozpoznać na ulicy rodaczkę głównie po naburmuszonej minie, jak by jej ktoś ojca harmonią zabił. Niestety, gazeta jednocześnie przejechała się po atrakcyjności polskich mężczyzn.

Zostań fanem Polonii na Facebooku

To krzycząca niesprawiedliwość, tym bardziej, że niewiele wcześniej to samo pismo zamieściło ankietę z której wynikało, że Polacy to przystojniacy jakich mało. To była zresztą opinia... Polaków, bo odpytano przedstawicieli pięciu narodowości (chyba tylko mężczyzn) na temat przymiotów ich nacji. Poza pięknością płci ponoć brzydszej na plus zapisaliśmy też sobie mocną głowę do picia i przywiązanie do rodzinnej kuchni. Przynajmniej nikt nie ma już prawa twierdzić, że mamy jakieś kompleksy.

Dla odmiany zaczęło się teraz wydziwianie na sumienność Polaków w pracy. Ponoć opuściliśmy się strasznie. Ci z pierwszej fali, ostatniej fali emigracji byli świetnymi fachowcami i robota paliła się im w rękach. Z kolejnymi falami, tej ostatniej fali jest - jak twierdzą media - coraz gorzej. Widać, czegoś się tu nauczyliśmy...

d2s8g51

Ciężka praca, podły wikt

Nie ma to jednak, jak historie z życia wzięte. Najlepiej z ludzką krzywdą w roli głównej. Znów "Guardian" i reportaż o bezdomnych Polakach. W nim historia mieszkańca Warszawy, który przybył tyrać na Wyspach żeby pomóc mamie w utrzymaniu licznej rodziny. Akurat Warszawa nie figuruje na mapie Polski jako "zagłębie bezrobocia", ale załóżmy, że w sam raz nie było zbyt atrakcyjnych ofert w pośredniaku.

Nasz bohater znajduje pracę w fabryce poza Londynem. Zasuwa za najniższą stawkę po 12 godzin na dobę przez 7 dni w tygodniu. Dość nietypowy system zmian - 12/12, ale też trudno zanegować. Podobnie jak informację, że za mieszkanie (pokój? Łóżko w wieloosobowym pokoju?) płacił 28 funtów tygodniowo. W Londynie bez 50 funciaków na tydzień nie co marzyć o miejscu w dwójce lub trójce. Na jedzenie miał wydawać 50 funtów tygodniowo. Teoretycznie również to jest możliwe, choć trudno sobie wyobrazić, aby dobrze funkcjonować dłuższy okres odżywiając się za 7 funtów dziennie. Szczególnie przy takiej pracy.

A już oczekiwać urozmaiconego menu byłoby sporą przesadą. Jednak nie zabrakło w reportażu obowiązkowego narzekanie na wstrętne brytyjskie żarcie. Kto tu jednak mieszka, to wie, że gdzie się zjedzie 3 lub 4 Polaków, to zaraz jakiś Hindus albo Pakistańczyk sprowadzi do swojego sklepiku flaczki i gołąbki w słoiku oraz zafoliowaną podwawelską i szynkę babuni.

Nasz bohater opowiada, że wszystko co mu zostawało (a zostawało raczej sporo) wysyłał mamie. Po pół roku został jednak zwolniony. Nie był w stanie znaleźć innego zajęcia, przyjechał do Londynu, ale i tu bieda. Jak się dowiadujemy, wylądował na londyńskim bruku, a jedzenie kradł. W końcu trafił do fundacji pomagającej bezdomnym i dzięki niej wróci do Polski. Zapowiada, że jego noga więcej na Wyspie nie postanie.

d2s8g51

Polak w roli zapchajdziury

Brytyjskiemu czytelnikowi już łza się w oku kręci, Polak też gotów rozczulić się nad losem rodaka. Chyba, że weźmie kalkulatorek i policzy. Skoro pracował 80 godzin w tygodniu po 5.93, to na miesiąc miałby brutto prawie 1900 funtów, z czego na rękę jakieś 1500. Dzięki ascetycznemu trybowi życia, wydawał niewiele ponad 300. To bardzo miło, że tak hojnie wspomagał mamę, ale w końcu mógł pomyśleć też o odłożeniu czegoś na czarną godzinę. Choćby jakiejś stówki na bilet powrotny.

Oczywiście, są różne życiowe sytuacje. Na obczyźnie jakby łatwiej znaleźć się w biedzie. I z tą swoją biedą zostać... bohaterem reportażu w gazecie albo w i w telewizji. Chyba jednak musimy się po prostu z tym pogodzić, że co jakiś czas będziemy, jako mniejszość, robić w tutejszych mediach za cielę z dwoma głowami, czyli temat dyżurny, gdy akurat posucha z czymś ciekawszym.

Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy

d2s8g51
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2s8g51
Więcej tematów