Co może wygrać Ziobro - wielki powrót wygnańca
Jako minister sprawiedliwości atakował bezpośrednio stojąc w pierwszej linii frontu. Dziś działa bardziej po cichu, ale równie skutecznie. Bo Zbigniew Ziobro ma wiele do wygrania - np. bycie kandydatem PiS w wyborach na prezydenta - pisze "Tygodnik Powszechny".
17.11.2010 | aktual.: 18.11.2010 10:01
Zbigniew Ziobro wypłynął jako członek komisji badającej tzw. aferę Rywina. Ale prawdziwy czas Ziobry nastąpił, gdy Jarosław Kaczyński został premierem, a Ziobro ministrem sprawiedliwości. Ostatecznie to on stał się jednym z głównych, choć niekoniecznie pozytywnych, symboli rządów PiS.
Ziobrze postawiono wiele zarzutów dotyczących czasu, gdy był ministrem: że manipulował prokuratorami i śledztwami, patronował podsłuchom, przez które nawet członkowie jego rodzimej partii czuli się zagrożeni. Nie zmieniło się to nawet wtedy, gdy przestał być szefem resortu i był już tylko zwykłym posłem opozycji.
Jednocześnie - atakowany przez prasę i PO - stał się dla polityków, a w jeszcze większym stopniu dla elektoratu PiS, postacią bez mała kultową. Z drugiej strony, choć wypalony i zmęczony dwoma latami ministrowania, rzucił się w wir wewnątrzpartyjnych rozgrywek.
W 2009 roku Ziobro wystartował w wyborach do Europarlamentu. Już 5 lat wcześniej zabiegał o ten mandat, ale teraz dostał go głównie po to, aby zejść z oczu atakującym go politykom PO i mediom.
Na odchodnym skrytykował kampanię PiS do Parlamentu Europejskiego, wskazując jako głównych jej autorów swoich rywali w partii - Adama Bielana i Michała Kamińskiego. Chociaż tak naprawdę większy wpływ na radykalny ton PiS w kampanii miał sojusznik Ziobry Jacek Kurski.
Za te wypowiedzi Ziobro został zbesztany przez Jarosława Kaczyńskiego i odesłany do nauki języków. Wtedy też zniknął w czeluściach brukselskich budynków Parlamentu Europejskiego.
Widoczny powrót nastąpił już w tym roku. Katastrofa smoleńska zmieniła układ sił. Ziobro był niewidoczny podczas kampanii prezydenckiej, ale później wystąpił jako jej krytyk. Jarosław Kaczyński stworzył nawet mit europosła, którego ostre wystąpienia w Lubelskiem na temat smoleńskiego śledztwa, miały tam zaowocować lepszym niż gdzie indziej wynikiem wyborczym. Nikt nie umie tych wystąpień zacytować.
Od tamtej chwili pozycja Ziobry systematycznie rośnie. Został wiceprezesem PiS, otacza go wielu "jego ludzi", nawet nieprzychylni mu w partii, wypowiadając się o nim na wszelki wypadek z powściągliwą życzliwością, przyznają, że jego wpływy rosną.
Jednak wielu polityków znających go od lat nie może uwierzyć, że kiedykolwiek miałby być partyjnym liderem. - Ma wszystkie wady Kaczyńskiego, ale nie ma jego zalet. Nie interesuje się niczym poza wymiarem sprawiedliwości, ma niewielką widzę o świecie i jeszcze mniej dojrzałości - powiedział "Tygodnikowi Powszechnemu" człowiek będący przed kilkoma laty ważnym politykiem PiS. Ale za Ziobrą przemawia jego bezwzględna skuteczność. Wystarczy spojrzeć na wpływowe wcześniej osoby (np. Ludwika Dorna), które teraz wegetują na obrzeżach PiS, podczas gdy siła Ziobry tylko wzrasta.