Prof. Lesław Gajek zastąpił na stanowisku prezesa ZUS Stanisława Alota w październiku 1999 r. Stanowisko to zajął głównie dzięki poparciu Ewy Lewickiej. Dziś jego odejście również wiąże się z jej staraniami. W środę przesądzono sprawę jego dymisji.
Lewicka, pełnomocnik rządu ds. reformy zabezpieczenia społecznego, przedstawiając prof. Gajka (który współpracował z nią m.in. w sprawach dotyczących emerytur pomostowych)
jako nowego szefa Zakładu podkreślała, że najważniejszą misją nowego prezesa będzie przywrócenie ZUS społecznego zaufania.
ZUS jest ogromną instytucją, która odgrywa poważną rolę finansową w Polsce. Powinna być instytucją zaufania publicznego, przysparzającą obywatelom poczucia bezpieczeństwa - mówiła wówczas Lewicka. Wiceminister pracy wyrażała nadzieję, że pod rządami nowego prezesa Zakład będzie instytucją zawiadywaną spokojnie i roztropnie oraz że przestaniemy zajmować się ZUS, jako problemem politycznym.
Kiedy Gajek obejmował stanowisko, ZUS znajdował się w nie najlepszej sytuacji. Brak księgowości i stałej kontroli płatników składek to dwa najpoważniejsze zarzuty, jakie stawiano wówczas pod adresem poprzedniego kierownictwa Zakładu. Przez kilkanaście miesięcy Gajek przygotowywał i wdrażał plan naprawczy, który miał wyprowadzić urząd na prostą. I to - jak wynika z danych o sytuacji finansowej ZUS - w dużej mierze się udało.
Gdy wydawało się, że ZUS największe kłopoty ma już za sobą, Gajek złożył dymisję, motywując ją względami zdrowotnymi. Nieoficjalnie mówiło się również o problemach, jakie napotykał w pracach nad programem naprawczym ZUS. Chodziło przede wszystkim o brak politycznej zgody na bezkompromisowe traktowanie dłużników Zakładu - zwłaszcza wielkich przedsiębiorstw: kopalń i hut. Egzekwowanie od nich zaległych składek w wielu przypadkach mogłoby się zakończyć ich bankructwem.
Rozmawialiśmy o takiej współpracy z rządem, by ZUS nie został sam ze swoimi gigantycznymi problemami - mówił wtedy po spotkaniu z premierem Gajek. Te gigantyczne problemy to przede wszystkim zapaść finansowa, z której - według prezesa - ZUS miał wyjść najwcześniej za rok lub półtora. Profesor pozostał na swoim stanowisku.
ZUS radził sobie coraz lepiej. W ciągu pół roku ściągnął o jedną trzecią więcej składek niż w tym samym czasie w 1999 roku. Prezes zapowiadał, że ZUS będzie coraz ostrzej karał niesolidnych płatników - zakład przekonał sądy, że tych, którzy nie płacą regularnie składek, należy jak najszybciej przywołać do porządku. Lesław Gajek skarżył się jednak dziennikarzom, że ZUS jest bezsilny wobec największych dłużników, na przykład kopalń. O długach tych firm decyduje rząd, podpisując umowy o restrukturyzacji.
Na przełomie października - września 2000 r. warszawska prokuratura była częstym gościem ZUS. Przeprowadzano szczegółowe kontrole, które miały ustalić, czy przy komputeryzacji ZUS któryś z pracowników nie dopełnił obowiązków albo też przekroczył swoje kompetencje. Kontrole przeprowadzała także Najwyższa Izba Kontroli.
Wtedy Lesław Gajek stwierdził: powiem szczerze, że sam się zastanawiam, dlaczego jeszcze tutaj siedzę. Atmosfera do reformowania czy uzdrawiania sytuacji w ZUS jest bardzo trudna. Przecież to zaczyna wyglądać tak, że wszyscy wokół uważają, iż powinniśmy przestać kontynuować naprawę sytuacji. Na pytanie dziennikarza RMF, czy myśli o podaniu się do dymisji, prezes odpowiedział tylko Coś w tym jest.
Jeszcze w środę L. Gajek wystąpił na konferencji prasowej, informując o przewidywanej od 1 czerwca waloryzacji emerytur i rent.
Agnieszka Anna Starewicz (WP)