Co kraj, to obyczaj, czyli jak Boże Narodzenie obchodzą na świecie
W Holandii Święty Mikołaj przypływa statkiem parowym z Hiszpanii. W Peru do wigilii siada się o północy. W Libanie nie ma świąt bez szopki, a w Niemczech - bez kartoflanej sałatki i białej kiełbasy. Co kraj, to inny obyczaj obchodzenia Bożego Narodzenia.
Holenderski Święty Mikołaj - Sinterklaas - przypływa do Holandii statkiem parowym, i to już w połowie listopada. Przybywa nie ze śnieżnej Laponii, ale z Hiszpanii. Mieszkający na Opolszczyźnie od 12 lat Holender Guido Vreuls powiedział, że przybycie Sinterklaasa do kraju tulipanów to duże wydarzenie, które transmitują nawet telewizje. Oczekują go wtedy dziesiątki tysięcy dzieci.
Od dnia, w którym Mikołaj pojawia się w Holandii, dzieci w tym kraju wystawiają w domach specjalne buciki. - Do tych bucików wkładają listy do Świętego Mikołaja, a w zamian znajdują w nich drobne prezenty - powiedział Vreuls. Zaznaczył, że tradycyjnym dniem prezentów jest dla holenderskich dzieci przede wszystkim 5 grudnia - nie jak w Polsce wigilia. Choć wtedy również mali Holendrzy są obdarowywani drobiazgami.
Mikołajowi w Holandii od wieków towarzyszył pomocnik - Zwarte Piet, czyli Czarny Piotruś. Postać ta w ostatnich latach zelektryzowała świat wielkiej polityki. Podniosły się bowiem głosy, że Czarny Piotruś to przejaw rasowej dyskryminacji. Wypowiadali się na ten temat czołowi holenderscy politycy, a nawet ekspert ONZ. Dlatego w tym roku w Holandii pojawili się też Piotrusie w różnych kolorach - dodał Vreuls.
Holender opowiedział też, że w jego kraju nie ma wigilii - jak w Polsce. Świętowanie zaczyna się 25 grudnia, a na stole pojawiają się wtedy - zamiast ryb czy bigosu - np. duszony królik w sosie czy pieczona kaczka. - Duża część Holendrów ten dzień spędza w restauracjach, dla których święta to bardzo dobry czas - powiedział Vreuls. W drugi dzień świąt natomiast mieszkańcy kraju tulipanów często bywają na zakupach. Np. w otwartych wtedy sklepach meblowych.
Holender wspominał, że w pierwsze Boże Narodzenie w Polsce, które spędził u rodziców żony-Polki w Pawłowiczkach na Opolszczyźnie, zdziwiło go, że trzeba tyle jeść. Zapewnił jednak, że święta w Polsce i nasze wigilijne potrawy bardzo polubił. Np. barszcz z uszkami. - Ale musiałem się nauczyć go jeść, bo dla Holendrów ten smak jest kompletnie niecodzienny. Dziś smakuje mi wszystko poza karpiem - przyznał Vreuls.
Jeszcze jedno zrobiło na nim w Polsce duże wrażenie - to, że w święta wszyscy śpiewają u nas kolędy i znają ich wiele. - W Holandii w święta, jak w kościele nie ma chóru, to nikt nie śpiewa. W Polsce śpiewają wszyscy - mówił z uznaniem Vreuls.
Pochodzący z Libanu, a mieszkający od 10 lat w Gliwicach Robert Chemali wyjaśnił, że chrześcijanie stanowią obecnie 30 do 40 proc. ludności jego rodzinnego kraju. Dodał, że - wyłączając okres wojny domowej z lat 1975-1990 - zarówno muzułmanie jak i chrześcijanie obchodzą swoje religijne święta razem. - W Bejrucie, gdzie chrześcijanie stanowią jedną czwartą mieszkańców, jest więcej dekoracji świątecznych na ulicach i budynkach, niż w większości zasadniczo "chrześcijańskich" miast w Europie i na świecie - tłumaczył Chemali.
Zaznaczył, że w porównaniu z Polską Boże Narodzenie* w Libani*e wygląda skromnie. - Nie jest wtedy ważne, co jemy. Nie mamy tradycyjnych, bożonarodzeniowych posiłków, jak w wigilię w Polsce. Najważniejsze, żeby cała rodzina siedziała razem przy stole - wyjaśnił.
Libańczycy mają Świętego Mikołaja, prezenty, pasterkę i choinkę. Czymś, bez czego nie bardzo może obejść się tamtejsze Boże Narodzenie, jest też szopka. - Jest dla nas bardzo ważna. Każdy ma ją w domu, np. obok choinki - dodał Chemali.
Wyjaśnił, że zwyczaj stawiania szopki zaszczepił też swojej rodzinie w Polsce. - Przywiozłem nawet ze sobą specjalny materiał z Libanu, by ją zbudować. Chcę zachować tę tradycję, bo przypomina mi moje dzieciństwo. Teraz co roku na szopkę czeka też moja córka - powiedział. Chemali próbował też przekonać swoją żonę-Polkę, by w ich domu choinkę ubierać już po 4 grudnia, jak w jego rodzinnym kraju. - Osiągnęliśmy porozumienie, by ubierać świąteczne drzewko 10 dni przed Bożym Narodzeniem - przyznał.
Zapewnił, że celebrowanie świąt w Polsce bardzo mu się podoba, bo to "ciepły, pełen uroku i wielu tradycji czas". - Najbardziej spodobało mi się ustawianie na wigilijnym stole pustego nakrycia dla gości. Chyba w tym jest cały sens Bożego Narodzenia - ocenił Chemali. Dodał, że z polskich dań wigilijnych smakuje mu wszystko. Jedynym wyjątkiem jest karp. - Mam nadzieję, że pewnego dnia zastąpicie go innym rodzajem ryby. Do tego czasu muszę z tym jakoś żyć - zażartował.
Jorge Ortega z Peru jest już 20 lat w Polsce. Mieszka z rodziną w Poznaniu. Pytany o różnice między Bożym Narodzeniem w jego rodzinnym kraju, a w Polsce, powiedział, że Peruwiańczycy nie siadają przy stole, gdy się pojawi pierwsza gwiazda, tylko dopiero o północy z 24 na 25 grudnia. - Poza tym w Polsce tradycją jest mieć dwanaście potraw na stole, a królują wśród nich ryby. U nas na stole króluje mięso w różnej postaci, np. indyk - mówił.
Dodał, że w Peru nie ma też zwyczaju dzielenia się opłatkiem. - Za to składamy sobie życzenia o północy. Najpierw w rodzinie, a chwilę potem 90 procent Latynosów wybiega na ulicę, żeby pozdrowić sąsiadów - opowiadał. Po wigilii młodzi idą się bawić. - Dla nas wigilia to jest wesoły dzień, dzień zabawy - wyjaśnił.
Bożonarodzeniowe podarki zamiast pod choinką, o którą w Peru w naturze trudno, można tam położyć przy szopce, która jest obowiązkowym elementem świąt - jak w Libanie. - Z kartonów, papierów i specjalnych mas buduje się górę, na niej szopkę, w której są Maryja, Józef, trzech króli, pasterze oraz pusty żłobek. O północy, zanim zaczniemy sobie składać życzenia, najmłodszy z rodziny niesie do żłobka figurkę dzieciątka Jezus. To symbolizuje jego urodziny - opowiadał Ortega.
Zapewnił, że Peruwiańczycy - jak Polacy - też mają pusty talerz dla gościa i również często śpiewają kolędy. - Ale tu też jest różnica. Zdecydowana większość naszych kolęd ma szybsze tempo i jest bardziej wesoła - wyjaśnił. Pytany o polskie dania wigilijne Jorge zapewnił, że smakuje mu wszystko. - Na samym początku nie mogłem się tylko przyzwyczaić do ryby w galarecie. U nas galaretę jemy na słodko - dodał.
Do białej kiełbasy i "Kartoffelsalat", czyli sałatki kartoflanej na wigilijnym stole, nie przyzwyczaiła się natomiast dotąd pochodząca spod Bielska-Białej Dominika Borgosz, która od 16 lat mieszka w Niemczech, obecnie w Hamburgu. Dla mnie, jeśli nie ma dwunastu dań, karpika i pierogów, to nie ma wigilii - powiedziała.
Zaznaczyła, że w ciągu całego swego pobytu w Niemczech wigilię spędziła tam tylko raz. - Jak zobaczyłam jak się ją obchodzi, to stwierdziłam, że nieważne czy będzie się waliło, czy paliło, muszę dotrzeć na wigilię do domu, do Polski - mówiła. I dopowiedziała: - Z tradycją to jest tak, że czego się w domu człowiek nauczy, za tym tęskni i to uważa się to za jedyne.
Borgosz dodała, że typowe niemieckie dania bożonarodzeniowe podawane w pierwszy dzień świąt to gęś albo kaczka z czerwoną kapustą i kluskami z ziemniaków. - A jeśli nie, to pieczeń. W ich przyrządzaniu Niemcy są mistrzami świata. Każda wychodzi im świetnie! - zapewniła.
Podkreśliła, że czymś co bardzo różni Niemcy od Polski, jest celebrowanie czasu przed świętami. Wyjaśniła, że pierwszym, bardzo ważnym wtedy w Niemczech wydarzeniem, jest czwarta niedziela przed Bożym Narodzeniem - tzw. Pierwszy Adwent. Dekoruje się wtedy stoły, okna, domy i wnętrza. W mieszkaniach pojawiają się wieńce z czterema adwentowymi świecami, które zapala się kolejno w kolejne niedziele. - W "Pierwszy Adwent" piecze się też ciasteczka, a potem dzieli z bliskimi i znajomymi np. w biurach. Od tego momentu zaczynają się w Niemczech tradycyjne, bożonarodzeniowe jarmarki, tzw. Weihnachtsmarkt, praktykowane dziś także w Polsce - mówiła Borgosz. Dodała, że jest to czas, w którym Niemcy niemal codziennie wychodzą z domów, by spotkać się przy przekąskach i grzanym winie.
Podobnie jak w Niemczech, tak i we Włoszech, nie ma tradycji dzielenia się opłatkiem. Włosi natomiast, podobnie jak Peruwiańczycy czy Libańczycy, w Boże Narodzenie ustawiają prócz choinek również szopki. Mieszkająca w Opolu Caterina Salomoni - córka Włocha i Polki - zapewniła, że szopki są w prawie każdym włoskim domu. - A w pierwszy dzień świąt po obiedzie całe rodziny wychodzą na wędrówki po kościołach, by obejrzeć szopki przygotowane w świątyniach - dodała.
Wspomniała też, że w Neapolu jest ulica, gdzie przez cały rok można kupić bądź całe szopki, bądź ich elementy. - Latem czy zimą można się tam poczuć, jak w Wigilijnej Opowieści - powiedziała Salomoni.
Relacjonowała też, że wigilia we Włoszech nie jest tak ważna jak w Polsce - ważniejszy jest pierwszy dzień świąt. - Na wigilii nie musi być też rybnego menu. Na północy Włoch w wielu regionach tego wieczoru na stole jest mięso - dodała. - U mnie, w Emilii-Romanii, pojawia się węgorz - w sosie pomidorowym, duszony czy grillowany.
W pierwszy dzień świąt w rodzinnych stronach Salomoni jada się natomiast: tortellini w rosole; gotowane rosołowe mięso, ozorki z sosami warzywno-ziołowymi i np. cotechino - rodzaj surowej kiełbasy czy tłustej, nadziewanej nóżki wieprzowej. - Cotechino ma specyficzny, ostry smak i kleją się po nim usta, jak po polskiej golonce. Gotuje się je w specjalnej, próżniowej folii, a potem kroi w plastry i serwuje z puree oraz szpinakiem lub soczewicą - wyjaśniła Włoszka.
Dodała, że soczewica jest też składnikiem, z którego koniecznie należy przygotować jakieś danie na Sylwestra. Przynosi zdrowie, pomyślność, szczęście, zwiastuje dobrobyt.
Pochodzący z Glasgow Tony Love opowiadał z kolei, że świąteczny dzień - czyli 25 grudnia - często zaczyna się w Wielkiej Brytaniiwczesnym rankiem, gdy dzieci budzą się by szukać prezentów. Na świąteczny obiad w jego kraju często idzie się np. do dziadków. Na nim króluje pieczony indyk podawany z sosem żurawinowym i różnymi rodzajami ziemniaków czy pieczona kaczka. Wcześniej na Wyspach podaje się gęstą, sytą zupę mięsną, a na deser - tradycyjny, bożonarodzeniowy pudding z rodzynkami i sosem na bazie brandy albo kruche ciasteczka "mince pie" z nadzieniem z suszonych owoców i przypraw. - W święta jemy naprawdę dużo słodyczy. Często za dużo - zaznaczył Love.
Z kolei 26 grudnia na Wyspach Brytyjskich obchodzony jest Boxing Day. Tony Love powiedział, że obecnie to dzień wolny od pracy, w którym rozpoczynają się np. poświąteczne wyprzedaże. Jego nazwa pochodzi od średniowiecznego zwyczaju obdarowywania służby lub biednych podarunkami zapakowanymi w pudełka (w angielskim "pudełko" to "box").