Co dalej z porozumieniem z Mińska? Były premier Szwecji o tym, co należy zrobić, by zakończyć "zamrożoną" wojnę o Krym
• Konflikt na Ukrainie jest "zamrożony"
• Kreml zarzuca Ukrainie nieprzestrzeganie porozumień z Mińska
• O to samo Kijów oskarża Moskwę
• Warunkiem "ruszenia z miejsca" jest przeprowadzenie wyborów na Krymie
• Wokół ich kształtu toczą się zażarte spory
• Europa nadal powinna naciskać na Rosję przy pomocy sankcji
• Sankcje i nacisk na Putina są warunkiem finału mińskich rozmów
25.03.2016 | aktual.: 25.03.2016 12:04
Sytuacja w Donbasie na wschodzie Ukrainy może się rozwinąć dwojako. Może dojść do porozumienia w ramach prowadzonych w Mińsku rozmów, których celem jest doprowadzenie do pokoju z Rosją. Może też nastąpić utrwalenie obecnej sytuacji "zamrożonego konfliktu", znanego również z innych regionów poradzieckiego imperium. Taki stan jest w istocie pełzającą lokalną wojną, grożącą w każdej chwili rozlewem krwi na większą skalę.
Na razie mamy do czynienia z sytuacją patową. Każda ze stron odwołuje się do Unii Europejskiej i opinii międzynarodowej, przekonując, że należy, ewentualnie nie należy przedłużać sankcji wobec Rosji. By ruszyć sprawę z miejsca, trzeba znacznie bardziej zdecydowanych działań Zachodu.
W zasadzie decyzja o ewentualnym zniesieniu sankcji nie powinna być trudna. Warunki określono jednoznaczne. Wystarczy wprowadzić w życie ustalenia z Mińska. Nic jednak nie wskazuje na to, by przed nastaniem lata, gdy upływa termin dotychczas nałożonych sankcji, warunki te miały zostać spełnione.
Jest dla wszystkich oczywiste, że zniesienie sankcji wobec Kremla pozbawiłoby Unię Europejską i Stany Zjednoczone dotychczasowego środka nacisku na władze w Moskwie. Zachwiałaby ponadto i tak już wątłe zaufanie władz w Kijowie do przedstawicieli zachodnich demokracji. A konflikt trwałby nadal, przechodząc na przemian od zacisza do lokalnych walk, by znów ulec chwilowemu zamrożeniu.
Najbardziej drażliwą kwestią w rozmowach jest uzyskanie zgody Kijowa na federacyjny charakter przyszłych władz Ukrainy. Kreml oskarża ukraiński rząd o sabotowanie tego punktu i grę na zwłokę.
Bo choć reforma ukraińskiej konstytucji i federalizacja kraju jest zapisana w mińskim porozumieniu - sens obu tych zmian pozostaje wciąż niejasny. Najlepszym tego przykładem jest sama Rosja. Na papierze kraj ten jest federacją, ale w praktyce mamy tam do czynienia z całkowicie scentralizowaną władzą, pozostającą w rękach Putina.
Sprawą najważniejszą jest ustalenie zasad reprezentacji regionów, pozostających de facto pod rosyjską okupacją, oraz sposobu przeprowadzenia reform konstytucyjnych. Oczywiście strona rosyjska domaga się, by zajęte obwody były reprezentowane przez separatystów, całkowicie zależnych od politycznego i logistycznego wsparcia Kremla. Władze w Kijowie nie godzą się na takie rozwiązanie. Mówią o wolnych i rzetelnych wyborach na oderwanych terytoriach jako o warunku wstępnym jakichkolwiek zmian konstytucyjnych. Zresztą takie stanowisko jest całkowicie zgodne z porozumieniami z Mińska.
W sprawie warunków i sposobu przeprowadzenia ewentualnych wyborów toczą się zażarte boje dyplomatów i polityków. Przywódcy separatystów za żadną cenę nie chcą się zgodzić na udział przedstawicieli jakichkolwiek partii z terytorium Ukrainy. Dążą do tego, by uniemożliwić oddanie głosu półtoramilionowej rzeszy mieszkańców, przesiedlonych w wyniku działań wojennych w inne rejony kraju. Ale takie warunki są nie do przyjęcia ani dla rządu w Kijowie, ani dla Unii Europejskiej, ani dla Stanów Zjednoczonych.
Jeśli miński proces pokojowy ma ruszyć z martwego punktu, wybory muszą się odbyć. Innej drogi nie ma. Jednak ich organizacja w tych warunkach będzie wymagała czasu i trudno oczekiwać, by doszły do skutku przed nastaniem lata.
Skoro Rosji rzeczywiście zależy na jakimkolwiek rozwiązaniu konfliktu z Ukrainą (wyłączając z tego sprawę całkowicie bezprawnej aneksji Krymu), nie powinna czynić żadnych trudności z przeprowadzeniem wyborów pod międzynarodowym nadzorem. Oczywiście byłoby to bardzo nie w smak rosyjskim właścicielom ogromnych majątków i zakładów pracy na spornych terenach. Należy się jednak spodziewać, że dla Putina poskromienie nieposłusznych będzie drobnostką.
Inna ważna sprawa dotyczy bezpieczeństwa. Rosja jest bezpośrednio zaangażowana w zaopatrzenie i uzupełnienie kadrowe dwóch armii, okupujących część ukraińskiego terytorium. Ukraiński rząd całkiem słusznie domaga się przywrócenia pełnej kontroli na granicach, czyniąc z tego warunek wstępny jakichkolwiek rozmów o zmianie konstytucji.
Zachód nie powinien rezygnować z możliwości nacisku na Rosję. Wprawdzie władze na Kremlu utrzymują, że sankcje tylko nieznacznie szkodzą rosyjskiej gospodarce, ale faktyczne straty ponoszone przez ten kraj są ogromne. Najlepszym dowodem są działania odwetowe, które próbuje podjąć rosyjskie kierownictwo. Sprawę pogarsza fakt, że w ciągu najbliższej dekady wydobycie ropy z rosyjskich pól naftowych spadnie o połowę. Sięgnięcie po dalsze rezerwy będzie niemożliwe bez dostępu do zachodnich technologii. A dopóki embargo nie zostanie cofnięte, technologie te będą dla Rosjan niedostępne.
Część rosyjskich decydentów byłaby zapewne skłonna przeciągać ukraiński konflikt, godząc się na okresową eskalację działań zbrojnych w nadziei, że ostatecznie doprowadzi to do rozpadu Ukrainy. Byłby to jednak błąd świadczący o niezrozumieniu sytuacji. Takie działanie poważnie osłabiłoby również Rosję, wikłając ją w długotrwałą wojnę. Tym bardziej że niezależnie od piętrzących się trudności Ukraina staje się pomału coraz bardziej spójnym krajem.
Zachodnie demokracje nie mogą dopuścić do złagodzenia sankcji wobec Kremla i przedłużania mińskich rozmów w nieskończoność. Podsyci to tylko pełzającą wojnę, która toczy się w rejonie Donbasu i w każdej chwili może się przekształcić w konflikt na dużą skalę. A to nie leży w niczyim interesie.
Carl Bildt - był premierem i ministrem spraw zagranicznych Szwecji