Co dalej z Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych?
Pomorskie Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku może być pierwszą placówką na Pomorzu, która wypowie kontrakt Narodowemu Funduszowi Zdrowia. I to nie z powodu nieporozumień z NFZ, ale po to, by uciec od odpowiedzialności karnej za narażenie życia pacjentów.
07.07.2005 | aktual.: 07.07.2005 08:22
- Przystawiono nam pistolet do głowy - mówi dyrektor Bogdan Lamparski. - Z 1,3 mln zł, jakie dostajemy co miesiąc z NFZ, komornik nie zajmuje jedynie pensji pracowników. Żyjemy na kredyt. W ostatnim miesiącu na funkcjonowanie 300-łóżkowego szpitala zostały 23 tys. zł.
Tabletka i życie
W dramatycznej sytuacji znalazło się 129 chorych na zapalenie wątroby i marskość, którzy od pięciu lat w ramach programu lekowego otrzymują zeffix. - To lek ratujący życie - twierdzi zrozpaczony Roman Branecki z Gdańska, jeden z pacjentów objętych programem. - Dawniej otrzymywaliśmy dawkę na 28 dni, teraz musimy przyjeżdżać po jedną tabletkę! - Firma farmaceutyczna, której nie płaciliśmy, straciła cierpliwość - tłumaczy dr Krystyna Witczak-Malinowska, lekarz naczelny szpitala. - Próbujemy negocjować, ale decyzje zapadają poza granicami Polski. Na razie zbieramy pieniądze i kupujemy po kilka opakowań, by nie przerwać leczenia, bo odstawienie zeffixu może spowodować pogorszenie stanu pacjentów.
Co gorsza, jedyny środek, którym można zastąpić ten lek jest dziesięć razy droższy. Tracą cierpliwość Tymczasem cierpliwość tracą także następni dostawcy. Pojawiły się problemy np. z lekami przeciwprątkowymi dla gruźlików, toksyną botulinową, igłami, odczynnikami do badań, gazem, wodą... Pacjenci są zdeterminowani. Wiedzą, że toczy się walka o ich życie, więc alarmują media, grożą prokuratorem.
Tłumaczą, że szpital w końcu dostaje z funduszu pieniądze na ich leczenie. - I mają rację - odpowiada dyr. Lamparski. - Tylko że na ich pieniądzach rękę kładzie komornik. Jeśli nic się nie zmieni, będę musiał wypowiedzieć umowę z NFZ. Tylko co stanie się z pacjentami jedynej takiej placówki na Pomorzu? Jedyna szansa Jedyną szansą ratunku jest wejście zadłużonego na 25 mln zł "zakaźnego" do programu restrukturyzacyjnego zakładów opieki zdrowotnej.
Warunek - porozumienie z co najmniej połową wierzycieli i nakłonienie ich do rezygnacji z odsetek oraz zmniejszenia zadłużenia o kilka procent. - Ważą się nasze losy - mówi dyrektor. - Jeśli wierzyciele dadzą nam odetchnąć, za dwa miesiące możemy wejść do programu. Jeśli nie, trzeba będzie zamknąć szpital.
Dorota Abramowicz