Co dalej z czeską częścią amerykańskiej tarczy?
Po podpisaniu wczoraj przez szefów dyplomacji Czech i USA, Karla Schwarzenberga i Condoleezzę Rice, umowy o umieszczeniu w Czechach antyrakietowego radaru, w Pradze rozgorzała dyskusja nad dalszymi losami czeskiej części amerykańskiej tarczy. Rzecz w tym, że podpisy obojga ministrów wszystkiego nie załatwiają.
10.07.2008 | aktual.: 10.07.2008 00:48
Żeby amerykański radar mógł stanąć na poligonie Brdy pod Pragą, umowa musi być jeszcze ratyfikowana w czeskim parlamencie i podpisana przez prezydenta. O ile Vaclav Klaus dokument podpisze - jak zapowiedział - bez wahania, o tyle droga przez parlament może być znacznie trudniejsza.
O wynik głosowania w Senacie premier Mirek Topolanek może być spokojny - tam jego partia ma większość absolutną. Gorzej z Izbą Deputowanych, gdzie koalicja rządowa dysponuje wprawdzie równo połową foteli i bywa wspierana przez dwóch, a teraz może nawet już trzech byłych socjaldemokratów, ale w kwestii radaru nie może liczyć na niektórych własnych posłów. Ratyfikowania umowy odmawia już teraz troje Zielonych. Być może dołączy do nich któryś z chadeków - a to mogłoby oznaczać porażkę rządu.
Premier Topolanek zapowiedział w trakcie dyskusji na antenie informacyjnego Radia Czesko, że jeśli parlament nie przyjmie umowy o radarze, to on nie umie sobie wyobrazić, żeby posłowie jego partii zagłosowali za Traktatem Lizbońskim.
Obie strony, tak zwolennicy, jak i przeciwnicy amerykańskiego radaru w Czechach, mają jeszcze kilka miesięcy do namysłu. Jak się bowiem zdaje, przynajmniej w jednej kwestii panuje między nimi zgoda: głosowanie powinno odbyć się nie wcześniej niż po jesiennych wyborach samorządowych. A niektórzy dodają, że dobrze by jeszcze było poczekać na rozpoczęcie kadencji nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych w styczniu przyszłego roku.
M.Pędziwol