Co było, a nie jest...
Serdeczny uścisk dłoni Lecha Kaczyńskiego i Aleksandra Gudzowatego w świetle telewizyjnych jupiterów wzruszył mnie do łez. Nie wiem, który z Szanownych Panów wymyślił taką formułę konferencji prasowej. Może obaj. Kto by to jednak nie był, można z całą pewnością przypuszczać, iż ma on Polaków za idiotów.
26.05.2003 18:44
Lech Kaczyński użył publicznie wobec Gudzowatego sformułowań, które jak ulał pasowałyby do Targowiczan i przegrał proces w I instancji. Później zakomunikował, że nie miał zamiaru kogokolwiek obrazić, a jeżeli Kowalski tak go odczytał, to prezydent Warszawy ubolewa nad tym smutnym faktem. Wychodzi na to, że Kowalski po prostu powinien się więcej uczyć, aby prawidłowo przyswajać inwektywy Pana Profesora, które nikogo nie obrażają.
Aleksander Gudzowaty zadowolił się owym ubolewaniem nad niewiedzą oraz głupotą Kowalskiego i ochoczo wyciągnął rękę do zgody, podając ten fakt jako, godny naśladowania, przykład miłości ojczyzny.
Proponuję abyśmy się nie dali zwariować. Panowie bowiem nie pogodzili się kierowani szczytnymi ideałami. Załatwili po prostu interes. Gudzowaty zapewnił Kaczyńskiemu spokojne gospodarzenie Warszawą do następnych wyborów samorządowych, kierując się -jak na biznesmena przystało - zimną kalkulacją polityczną i biznesową.
Lewica Gudzowatego zawiodła i - wbrew tu i ówdzie lansowanym poglądom - raczej działała na jego niekorzyść. Nie wypaliły biopaliwa, a porozumienie gazowe Marka Pola sam Gudzowaty krytykuje gdzie może. W obecnej sytuacji dalsze wiązanie biznesu Bartimpexu z ugrupowaniem przeżywającym głęboki kryzys wewnętrzny i powszechnie krytykowanym nie stwarza obiecujących perspektyw. Co do PiS – u jego notowania są raczej stabilne i być może warto je podtrzymać. Zwłaszcza, gdy zapłatą może być późniejsza życzliwość i wdzięczność za pozostawienie Lecha w warszawskim Ratuszu.
"Bussines is bussines" i nie ma się czego wstydzić. A może jest, skoro buduje się wokół ugody tak frymuśną ideologiczną otoczkę?
Janusz Ratok