Clinton i Obama podkreślają swoją religijność
Demokratyczni kandydaci prezydenccy,
Hillary Clinton i Barack Obama, wystąpili na
forum zorganizowanym z okazji zbliżającej się wizyty papieża
Benedykta XVI. Oboje podkreślali swoją wiarę w Boga i przywiązanie
do swoich Kościołów.
Na "Forum Współczucia" w Messiah College w Grantham w Pensylwanii - stanie gdzie za tydzień odbędą się kolejne prawybory - Obama mówił o religijnej motywacji swej działalności na rzecz pomocy biednym w murzyńskich slumsach Chicago w latach 80., którą podjął po studiach prawniczych na Uniwersytecie Harvarda.
Clinton powiedziała, że "od kiedy była mała dziewczynką, czuła obecność Boga w swoim życiu". Był to dar łaski, który dla mnie był niezwykle podtrzymujący na duchu - przekonywała.
Obama jest baptystą, natomiast była Pierwsza Dama należy do Kościoła metodystów. Czarnoskóry senator z Illinois mówił także o swych związkach z katolicyzmem - w czasie pobytu w Indonezji w dzieciństwie uczęszczał do tamtejszej szkoły katolickiej.
W Pensylwanii, stanie o szczególnie dużej liczbie katolików, mogą oni zadecydować o wyniku prawyborow, wyznaczonych na wtorek 22 kwietnia.
Publiczne deklaracje swojej wiary są dobrze widziane w USA i politycy często je składają. Dotyczy to także Demokratów, którym ich republikańscy rywale zarzucają liberalne stanowisko w takich sprawach jak aborcja i związki homoseksualne, niezgodne z naukami chrześcijańskimi. Religijna prawica masowo popiera Republikanów.
Senator John MacCain, który ma już zapewnioną nominację prezydencką Partii Republikańskiej, odmówił udziału w forum w Pensylwanii. McCain z reguły bardzo niechętnie mówi publicznie o swej wierze, chociaż podkreśla, że jest religijny.
Na forum Clinton i Obama wystąpili osobno, jedno po drugim. Pani senator z Nowego Jorku ponownie zaatakowała Obamę za jego kontrowersyjną wypowiedź w zeszłym tygodniu w San Francisco, odebraną jako wyraz domniemanej pogardy dla prostych ludzi i ich religijności.
Senator z Illinois powiedział tam, że w wyniku trudności gospodarczych kraju, dotknięci nimi ludzie są wściekli i pełni goryczy i dlatego lgną do swojej religii, do swoich pistoletów i swoich rodzin.
Niefortunne sformułowanie stało się dla senator Clinton pretekstem do oskarżenia Obamy o "elitarną" wyniosłość i protekcjonalny stosunek do ludzi - co często zarzuca się politykom Partii Demokratycznej, jakoby "oderwanych" od zwykłych wyborców wyznających konserwatywne wartości.
Kiedy Clinton skończyła swoje wystąpienie i opuszczała podium na scenie, minęła się z wchodzącym na salę Obamą. Oboje przywitali się chłodno.
Obama bronił swej wypowiedzi z San Francisco, przekonując, że nie było jego zamiarem nikogo obrazić i że szanuje tradycyjną religijność Amerykanów. O Clinton powiedział, że "powinna się wstydzić" zarzucając mu, że patrzy z góry na wyborców.
Tomasz Zalewski