Ciężka praca w lokalach gastronomicznych
"Dziennik Polski" informuje: żenująco niskie stawki za ciężką pracę, niepłacenie za godziny nadliczbowe, niezawieranie trzeciej z kolei umowy o pracę jako bezterminowej - to najczęstsze uchybienia właścicieli lokali gastronomicznych, które stwierdzają kontrolerzy Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie.
04.05.2006 | aktual.: 04.05.2006 09:13
Ludzie godzą się na takie warunki, bo nie mają innej pracy. W restauracjach, pubach i ogródkach najczęściej pracują studenci, więc pracodawcy nie płacą za ich ubezpieczenie. Często nie zatrudniają ich także na umowę o pracę, tylko zlecenie.
Młodzi ludzie mylą te umowy, a pracodawcy to wykorzystują - mówi nadinspektor z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Krakowie Paweł Budziński. Tymczasem umowa zlecenia, podobnie jak umowa o dzieło, jest umową cywilnoprawną, która nie podlega przepisom kodeksu pracy, tylko kodeksu cywilnego - tłumaczy.
Budziński podkreśla, że przed dopuszczeniem do pracy pracownik powinien posiadać zaświadczenie lekarskie o braku przeciwwskazań do zatrudnienia na określonym stanowisku oraz przejść szkolenie BHP. Nie później niż w dniu rozpoczęcia pracy pracodawca powinien podpisać z nim umowę. Jeżeli nie dopełnia tych obowiązków, popełnia wykroczenie zagrożone karą grzywny do 5 tys. zł - dodaje.
Według gazety za godzinę pracy studenci dostają przeważnie około 3 zł. W Polsce nie ma ustalonej minimalnej stawki za godzinę. Tymczasem w innych krajach europejskich takie stawki są jasno określane - np. w Irlandii 7 euro, w Wielkiej Brytanii 5,05 funta za godzinę. U nas ustawa o minimalnym wynagrodzeniu gwarantuje pracownikom zatrudnionym na pełnym etacie jedynie minimalne wynagrodzenie miesięczne - 899,10 zł.
W skrócie to jest tak, że pracuje się ponad siły, a jak przychodzi wypłata, to człowiekowi chce się płakać - mówi "Dziennikowi Polskiemu" 20-letni Łukasz, który przez trzy miesiące pracował w restauracji typu fast-food. (PAP)