Ciężka praca, ale za euro
Na Międzynarodowej Giełdzie Pracy w Łodzi,
zorganizowanej przez Wojewódzki Urząd Pracy, przedstawiciele firm
ze Słowenii, Austrii i Danii mieli w kim wybierać - pisze "Dziennik
Łódzki".
Polacy szukający godziwych zarobków za granicą są gotowi na harówkę, jeden posiłek dziennie, chłód panujący w magazynie kurczaków, godzą się nawet koczować w namiotach przy plantacjach.
Ilona Rasińska z mężem Krzysztofem była zdecydowana zbierać w Danii warzywa i owoce. Dwa lata temu przeszła tam chrzest bojowy przy dojeniu krów. Dlatego nie była zdziwiona, że musi zabrać ze sobą namiot, śpiwór, naczynia kuchenne, a nawet odzież roboczą. Zamierza wzorowo zbierać truskawki, by Duńczycy pozwolili jej później zrywać jabłka, choć stawka wynosi 10-15 euro za godzinę.
Trzydzieści miejsc dla mieszkańców województwa przygotowali Austriacy - podaje gazeta. Płacą 1580 euro miesięcznie. Sortowanie i pakowanie drobiu w chłodni i to za takie marne pieniądze, to nie jest praca dla pracowników austriackich. Ale dla Dariusza Karolczyka i Grzegorza Sikory jak najbardziej. Mówią, że to dla nich szansa na lepsze życie. Austriaccy pracodawcy uprzedzają, że mogę żądać nadgodzin. Karolczykowi i Sikorze w to graj.
Najmniej oblegani byli pracodawcy ze Słowenii szukający malarzy, elektromonterów, stolarzy i zdunów. Ale kto by chciał pracować za 530 euro brutto na miesiąc? Nastroje poprawiły się, kiedy Słoweńcy zamienili brutto na netto i obwieścili, że zapewniają zakwaterowanie oraz jeden posiłek dziennie (za 3 euro) - czytamy w "Dzienniku Łódzkim". (PAP)