PolskaCiężarna z 3-letnim dzieckiem zostawiona na pastwę losu

Ciężarna z 3‑letnim dzieckiem zostawiona na pastwę losu

W piątek tuż po godz. 8 rano funkcjonariusze straży granicznej zabrali z mieszkania na łódzkim Teofilowie 40-letniego Ormianina. Nie zważali na płacz ciężarnej żony ani 3-letniego dziecka. Dostali decyzję: wydalić z kraju. Nic innego się nie liczyło.

Ciężarna z 3-letnim dzieckiem zostawiona na pastwę losu
Źródło zdjęć: © WP.PL

20.02.2010 | aktual.: 22.02.2010 10:40

Ormianin mieszkał w Łodzi od prawie 15 lat. Teraz skończyła mu się ważność wizy. - Podczas rutynowej kontroli okazało się, że 40-latek przebywa w Polsce nielegalnie - opowiada adwokat Piotr Kaszewiak, jego pełnomocnik. - Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Łódzki Urząd Wojewódzki zdecydował, że Ormianin musi opuścić Polskę. Była to decyzja z rygorem natychmiastowej wykonalności. Odwołaliśmy się od niej.

"Z uwagi na to, że natychmiastowe wykonanie decyzji pociągnie wyjątkowo ciężkie skutki dla skarżącego oraz jego najbliższej rodziny, wstrzymanie wykonania decyzji jest bezwzględnie konieczne. Żona skarżącego pozostaje w ciąży (7. miesiąc) i opiekuje się wspólnym 3-letnim dzieckiem. Kobieta przebywa legalnie na terenie RP. Z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że kobieta znajduje się obecnie w złym stanie zdrowia i pozostaje pod opieką lekarzy" - czytamy w uzasadnieniu napisanym przez adwokata.

Niestety, urzędników to nie obchodziło. - Ta pani jest Ormianką, nie Polką. Przebywa w naszym kraju legalnie, ale przecież może wrócić z mężem do kraju - kwituje Jacek Winnicki, dyrektor wydziału spraw obywatelskich i cudzoziemców Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego. - Przecież nie możemy pozwalać cudzoziemcom na działania niezgodne z naszym prawem.

Według Winnickiego, co roku z Łodzi deportowanych jest kilkudziesięciu cudzoziemców.

- Jeśli ktoś przebywa w Polsce nielegalnie, to można go deportować. Tylko trzeba go potraktować po ludzku - odpowiada mecenas Piotr Kaszewiak. - Nie zostawię tej sprawy. Decyzja urzędu wojewódzkiego była nieprawomocna. A mimo to dostała rygor natychmiastowej wykonalności.

Żona Ormianina jest bezsilna. Tuż po tym, jak Straż Graniczna zabrała jej męża, kobieta odwiozła córeczkę do żłobka. Wtedy tak naprawdę dotarło do niej,co się stało. Zasłabła. Trafiła do szpitala. - Lekarze mnie zbadali, chcieli, żebym została w szpitalu. Ale przecież ja nie mogłam, bo co wtedy by się stało z dzieckiem? Wypisałam się na własne życzenie późnym popołudniem. Córeczki i tak wczoraj nie miał kto odebrać ze żłobka, bo do godz. 16 byłam w szpitalu. W końcu pomógł mi znajomy i zabrał malutką na kilka godzin do siebie - opowiada Ormianka.

Na pytanie, co będzie dalej, kobieta bezradnie wzrusza ramionami. - Za dwa miesiące urodzę dziecko. Jeśli mąż nie wróci do Polski, to wsiądę w pociąg i pojadę do niego - ociera łzy. - W Polsce nie mam nikogo bliskiego. Sama sobie tutaj nie poradzę.

Radny John Abraham Godson jest przerażony historią. Obiecuje pomoc. - Niestety, już raz spotkałem się z podobnym przypadkiem. Chodziło o Afrykańczyka. Chłopak studiował na piątym roku medycyny. Pojechał na ślub kolegi do Belgii. Okazało się jednak, że wiza na to nie pozwala. Kazano wydalić go z Polski. Miesiąc temu przyszedł do mnie po pomoc. Zwróciłem się w tej sprawie do szefa Straży Granicznej i do premiera. Czekamy, aż rozpatrzą nasze odwołanie - opowiada Godson.

Ormianin został w piątek przewieziony do Warszawy. Stamtąd miał zostać wysłany samolotem do swego kraju.

Oficjalne wydanie internetowe www.polskatimes.pl/DziennikLodzki

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)