PolskaCiepły początek zimy = zima do kwietnia?

Ciepły początek zimy = zima do kwietnia?

O zimie przełomu 2013 i 2014 roku można powiedzieć tyle, że właśnie się rozpoczyna i to tylko w części Polski. Wcześniej mieliśmy do czynienia raczej z przedłużającą się w nieskończoność jesienią, niż z zimą. Pojawiały się, owszem, epizody z drobnymi opadami śniegu, ale więcej było dni z temperaturą dwucyfrową na plusie. Czy oznacza to, że zima również się przedłuży?

Ciepły początek zimy = zima do kwietnia?
Źródło zdjęć: © PAP/Grzegorz Momot

Ludzie zwykli opowiadać o pogodzie przeróżne rzeczy. W środkach komunikacji miejskiej łatwo usłyszeć nieprawdopodobne historie w stylu: "za moich czasów zimą to drzewa pękały od mrozu, śnieg leżał zawsze od listopada do maja" albo "jak jest ciepła zima, to lato będzie zimne", z zażenowaniem wspominając już o komunale z cyklu "jak mrozek złapie, to wybije choróbska". Niestety dla licznych autorów podobnych tez mamy złą wiadomość, to straszne bzdury.

Weryfikować będziemy tym razem jednak tezę zupełnie inną, a mianowicie dotyczącą popularnego poglądu, jakoby ciepły początek zimy oznaczał jej przedłużenie do okresu, w którym wyraźna powinna już być wiosna. Jak zatem jest z tym naprawdę? Choć statystyka uchodzi za jeden z trzech rodzajów kłamstwa (obok "kłamstw dużych" i "kłamstw małych"), to jednak znacznie lepiej jest polegać na niej, niż na obiegowych opiniach.

Zacznijmy od końca. W sezonie zimowym 2011/12 mieliśmy do czynienia z sytuacją podobną do aktualnej. W większości Polski śniegu nie było niemal wcale do 20. stycznia, a zarówno grudzień, jak i styczeń były bardzo ciepłe (gdyby nie mroźna końcówka stycznia, zanosiłoby się na okolice rekordu tego miesiąca). Luty przyniósł dla odmiany silne mrozy, ale marzec i kwiecień były ciepłe. Brak potwierdzenia dla weryfikowanej teorii.

Bardzo ciepło rozpoczęła się zima 2007/2008. Mimo akcentów zimowych w listopadzie, grudzień był "ponad normę", a styczeń ciepły. Okazało się, że luty był jeszcze cieplejszy niż styczeń, a i pierwsze dwa miesiące meteorologicznej wiosny, czyli marzec i kwiecień, przyniosły wyższe niż zwykle temperatury. Kolejny krok ku falsyfikacji teorii.

Zima 2006/2007 była niemal równie ciepła jak poprzednia. W Polsce w grudniu i w styczniu było "grubo" powyżej norm wieloletnich, luty nie był już aż tak imponujący, ale nadal ciepły. Czy kosztowało nas to długą zimę kosztem wiosny? Nie. Wiosna uderzyła w marcu w bardzo efektowny sposób, a teoria dostaje kolejnego "prztyczka w nos". Dajemy jej jeszcze szanse?

Owszem, a to po to, by nie sprawić wrażenia, że istnieje prawidłowość dokładnie odwrotna niż ta, którą sprawdzamy. Grudzień 2004 i styczeń 2005 były ciepłe, ale już następujące po nich luty i marzec - zimne jak wódka na polskich weselach.

Prawda jest jednak taka, że reguł nie ma. Zimą w naszej części świata sytuacja meteorologiczna bywa bardzo dynamiczna, czasem przechodząc w irytującą stagnację, jak to bywało podczas blokad cyrkulacji strefowej w ostatnich latach. Nawet spoglądając daleko wstecz, nie widać w archiwach meteorologicznych wyraźnych przejść z ciepłych pierwszych połów zimy, do bardzo zimnych drugich. Ostatnia dziwna "metamorfoza" miała miejsce w sezonie... 1957/1958, kiedy w większości kraju zima była w normie termicznej, a marzec, ni stąd ni z owąd, okazał się być najzimniejszym miesiącem całego cyklu rocznego.

Jak widać, pogodowa "wolna amerykanka" trwa w najlepsze. Reguł brak, a każdy kolejny miesiąc to osobna historia. Natura przygotowuje nam kolejne niespodzianki, a nam pozostaje tylko dobór ubioru odpowiedni do warunków na zewnątrz.

Zobacz więcej w serwisie pogoda. href="http://wp.pl/">

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)