PolskaCięcie czaszki na plasterki ratuje dziecku życie

Cięcie czaszki na plasterki ratuje dziecku życie

Katowiccy neurochirurdzy są w stanie poprawić naturę, która oszpeca dzieci, już w łonie ich matek. W kilka miesięcy po urodzeniu dziecko poddawane jest skomplikowanej operacji, podczas której lekarze tną ich czaszki na plasterki. Ale dzieciom na szczęście nie dzieje się krzywda. Takie zabiegi niejednokrotnie ratują im życie i gwarantują prawidłowy rozwój.

Cięcie czaszki na plasterki ratuje dziecku życie
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

13.11.2007 | aktual.: 29.05.2018 14:53

Gdy szwy czaszki zbyt szybko się zrastają, zwykle dochodzi do deformacji głowy. Dzieje się tak dlatego, że mózg nie mając odpowiednio dużo miejsca na naturalny rozwój, rozpycha delikatne kości i wybrzusza je. To z kolei może doprowadzić do poważnych zaburzeń neurologicznych. Nie mówiąc już o względach estetycznych.

- Wystarczy, że za szybko zrośnie się jeden szew, by doszło do deformacji. Większość rodziców, ale też część lekarzy nie wie, że to właśnie kraniostenoza - mówi neurochirurg dr Dawid Larysz.

Jeszcze kilka lat temu ingerencje w delikatną strukturę czaszki dzieci skazane były na niepowodzenie więc niewiele ośrodków medycznych decydowało się je przeprowadzać. Teraz w Górnośląskim Centrum Zdrowia Matki i Dziecka w Katowicach zespół chirurgów dysponuje już niezbędną wiedzą i umiejętnościami, aby przy użyciu specjalistycznych narzędzi ciąć szwy i piłować kości. A jest szansa, że już wkrótce przeprowadzane będą operacje metodą endoskopową. W ten sposób znacznie ograniczone zostanie ryzyko powikłań z zapaleniem opon mózgowych włącznie.

Kwestią przyszłości, ale nieodległej, jest natomiast powszechne stosowanie specjalnych kasków, które nadają czaszce dziecka właściwy wygląd. W USA już takie istnieją, a u nas naukowcy z Politechniki Śląskiej pracują nad znacznie tańszym rozwiązaniem.

Gdy Dominik skończył cztery miesiące, jego głowa zaczęła przypominać łzę. Z przodu wąskie wypukłe czoło, z tyłu szeroki kokon. Oglądany z profilu chłopczyk wyglądał tak, jakby cały czas nosił na głowie porośnięty włosami kask rowerowy. Byłam przerażona. Tym bardziej że synek z wielkim trudem przyszedł na świat. Wymęczony dziewiętnastogodzinnym porodem, owinięty kilka razy pępowiną - wspomina Agnieszka Szymańska, mama Dominika. - Pediatra skierował mnie do specjalisty neurochirurga. Ten tylko raz spojrzał na Dominika i bez wahania powiedział: to kraniostenoza, wrodzona wada polegająca na zbyt szybkim zrośnięciu się kości czaszkowych.

Agnieszka ma podobny kształt głowy. Ale mojej mamie lekarze powtarzali, że z tego wyrosnę. Nie wyrosłam. Wada ta nie jest u mnie tak widoczna, jak miało to miejsce w przypadku mojego dziewięciomiesięcznego synka - wyjaśnia mama Dominika.

Czaszka dziecka zbudowana jest z kości, które jak puzzle połączone są szwami, a więc elastycznym, mocnym spoiwem przypominającym gumę. To właśnie dzięki nim oraz ciemiączkom główka noworodka może przecisnąć się przez kanał rodny, dostosowując się do jego wielkości. Gdy kanał jest zbyt wąski, kości czaszki jak dachówki zachodzą na siebie, by kilka godzin po porodzie wrócić do poprzedniego kształtu. U większości noworodków szwy są elastyczne tak długo, jak długo rozwija się mózg i dlatego może on rosnąć we wszystkich kierunkach.

Niestety, u jednego dziecka na dwa tysiące nowo urodzonych szwy zrastają się zbyt szybko, usztywniają czaszkę i wtedy mózg jak ciasto drożdżowe w brytfannie zaczyna sobie sam szukać miejsca. Rozpycha delikatne kości, wybrzusza je. Dlaczego tak się dzieje? Czy to sprawa genów? Pożywienia przyszłej matki? Dokładnie nie wiadomo. Jedno jest pewne - już w życiu płodowym czaszka rozwija się nieprawidłowo. Natura jest precyzyjna. Dla każdego szwu istnieje określony czas zarośnięcia. Jedne zarastają jeszcze w życiu płodowym, ale większość, szczególnie łączących mózgoczaszkę, zarasta w okresie noworodkowym i w niemowlęctwie.

Mózg rozwija się - według niektórych autorów - nawet do 18-20. roku życia, kiedy czaszka już dawno jest skostniała. Sama zaś czaszka rośnie przez pierwszych kilka lat (do 6-8), natomiast większość szwów prawidłowo kostnieje do 2. roku życia. Problemem są te, które w wyniku choroby zarosną jeszcze w życiu płodowym albo we wczesnym okresie noworodkowym - tłumaczy dr Dawid Larysz, neurochirurg z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach.

Co powinno przede wszystkim zaniepokoić pediatrę? Zbyt mały obwód głowy dziecka. To pierwszy symptom świadczący o tym, że czaszka jest zbyt ciasna. Wystarczy, że za szybko zrośnie się jeden szew, by doszło do deformacji. Większość rodziców, ale też część lekarzy nie wie, że to właśnie kraniostenoza. Sama wada nie jest niestety odwracalna - szew już nigdy nie będzie prawidłowy - ale odwracalne są jej skutki - nieprawidłowy kształt czaszki i likwidacja lokalnego nadciśnienia śródczaszkowego - twierdzi dr Larysz.

Mózg dziecka zaraz po urodzeniu waży ok. 350 gramów. Stanowi wtedy aż 12 procent całkowitej masy ciała. Dla porównania, mózg dorosłego człowieka to już tylko 2 proc. masy ciała, ale jego ciężar waha się od 1 do 2,5 kilograma. Do największego wzrostu dochodzi w czasie pierwszych dwunastu miesięcy życia. Wtedy następuje 100-procentowy przyrost czaszki - ocenia dr Larysz. Dlatego tak ważne jest, by szwy zachowywały się jak silikon, pozwalając na swobodne i stałe powiększanie się objętości mózgu.

Zniekształcenia różnią się od siebie. Niektóre są w ogóle niewidoczne. Inne doprowadzają do ogromnych zmian w wyglądzie np. skośnogłowia, krótkogłowia, łódkogłowia, czaszki wieżowatej, spłaszczenia potylicy wskutek czego jedno oko wydaje się zwężone. Winowajców szukamy wszędzie, ale z reguły nie tam, gdzie naprawdę się znajdują.

Najczęściej zarośnięty jest szew strzałkowy, czyli ten biegnący od ciemiączka przedniego wzdłuż czaszki do potylicy - mówi dr Larysz. - Taka wada to właśnie łódkogłowie. Drugi pod względem częstości występowania jest przedwcześnie zarośnięty szew czołowy. Skutki deformacji w niektórych przypadkach mogą doprowadzić do zaburzeń neurologicznych. Uciskany mózg, który nie ma wystarczającej przestrzeni życiowej, i wzrost ciśnienia śródczaszkowego mogą spowodować wiele zaburzeń. Dlatego tak ważne jest, by dzieci były poddawane zabiegom w pierwszych miesiącach życia. Niestety, zwykle dzieje się to później.

Rocznie dr Larysz operuje ok. 15 małych pacjentów. Kilku- lub kilkunastomiesięcznych - wyjaśnia. - Często widzę w szpitalu czy choćby na ulicy dzieci lub osoby dorosłe z widocznymi deformacjami powstałymi w wyniku niewykonania zabiegu. To problem w Polsce wyjątkowo zaniedbany.

Operacja wymaga niezwykłej precyzji. Zanim neurochirurg przystąpi do decydujących działań, przecina skórę głowy od ucha do ucha tuż przy linii włosów, by zakryły późniejszą bliznę. Zabieg plastyki czaszki polega na wycięciu nieprawidłowych szwów i wymodelowaniu kości tak, aby osiągnąć poprawę kształtu główki po zabiegu i przede wszystkim umożliwić jej prawidłowy wzrost w późniejszym czasie.

U dzieci 3-4-letnich zabieg ma na celu tylko poprawę kształtu, ponieważ sama czaszka niewiele już urośnie. Im mniejsze jest operowane dziecko, tym lepiej. Kości są wtedy cienkie. Mają 2-3 mm grubości. U starszych grubieją do 1 centymetra. Wtedy sala operacyjna przypomina trochę zakład mechanika.

Gdy pojawia się konieczność zmniejszenia grubości kości, wykonujemy tę czynność za pomocą okrągłej różyczki - szlifierki podłączonej do wiertarki szybkoobrotowej i piłujemy tak długo, aż osiągniemy pożądaną grubość, a tym samym elastyczność kości - wyjaśnia neurochirurg. - Dzieci po operacjach mogą prowadzić normalne życie. Po kilku miesiącach w ogóle nie widać, że ich czaszki były zdeformowane. Niewykluczone, że już niebawem takie wady będą operowane endoskopowo, a więc przez dziurkę od klucza.

Taki zabieg polega na wykonaniu zaledwie dwóch lub trzech niewielkich półtora-centymetrowych nacięć skóry, pod którą, posługując się endoskopem, wykonujemy operację. Znacznie zmniejsza się utrata krwi oraz ryzyko powikłań zapalnych, z zapaleniem mózgu i opon mózgowo-rdzeniowych włącznie - wyjaśnia dr Larysz. - Endoskopy są już w drodze, więc jeśli tylko znajdą się odpowiednio mali pacjenci, czyli do trzeciego miesiąca życia, będziemy ich operować nawet za kilka tygodni.

Mój synek, Ksawery, trafił do lekarza w najlepszym momencie. Operację przeprowadzono, gdy skończył trzy miesiące - opowiada Joanna Glaser z Marklowic. - Zaraz po porodzie powiedziano mi, że kształt główki syna wymaga konsultacji neurologa. W przypadku Ksawerego doszło do zrośnięcia szwu strzałkowego. Jego głowa wyglądała jak odwrócona do góry dnem łódka. Wysunięte czółko powodowało, że wyraz jego twarzy wydawał się bardzo groźny. Dziś, chociaż od zabiegu minęło zaledwie półtora miesiąca, nie ma śladu po deformacji - uśmiecha się Joanna.

Już widzę, jak szybko się zmienia wygląd główki Dominika- cieszy się Agnieszka Szymańska. - Przez pół roku musimy uważać, by nie doznał najmniejszego urazu. Potem może swobodnie brykać. Najważniejsze, że jest całkowicie zdrowy.

W Stanach Zjednoczonych niektórzy mali pacjenci, by efekty zabiegów były jeszcze lepsze, muszą nosić przez jakiś czas specjalne kaski. W Polsce jeszcze ich nie ma. Jeszcze! Z Oddziałem Neurochirurgii Dziecięcej GCZDiM, którym kieruje dr Marek Mandera, współpracuje Politechnika Śląska. Naukowcy z Katedry Mechaniki Stosowanej Wydziału Mechanicznego Technologicznego, pod kierownictwem prof. Dagmary Tejszerskiej, pracują nad prototypem podobnego urządzenia. Jest proste, ale genialnie skuteczne. Kask wykorzystuje miękkość dziecięcych kości czaszkowych, ale po to, by nadać głowie prawidłowy wygląd - mówi dr Larysz. - Z pewnością będzie wielkim medycznym hitem. Co ważne, kask może być wykorzystywany do niwelowania deformacji czaszki, m.in. wskutek układania dziecka na jednym boku, a więc problemów występujących częściej niż kraniostenoza. Są one charakterystyczne dla wcześniaków. Agata Pustułka

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)