Cichy pogromca prezesów
Niklas Zennström bierze niezłe pomysły i robi z nich pomysły genialne. Tak właśnie powstał Skype "zdobywca" Fenomenu "Przekroju".
02.02.2006 | aktual.: 02.02.2006 10:24
Cichy, 40-letni Szwed nie wygląda na człowieka, przed którym drżą wielkie firmy tego świata. Żadnych ekstrawagancji, żadnego latania balonami czy uderzającej charyzmy. Sam mówi o sobie, że był grzecznym dzieckiem, które pilnie studiowało w Sztokholmie i Uppsali. Gdy opowiada o swoich sukcesach czy planach, używa gładkiego, biznesowego języka.
Wolność ze szpiegiem w tle
A jednak Zennström jest sprawcą dwóch wielkich rewolucji, których skutki dopiero zaczynamy odczuwać. Pierwsza zaczęła się w 2001 roku, gdy wraz z Duńczykiem Janusem Friisem stworzyli program Kazaa służący do wymiany plików między użytkownikami. Skandynawowie skorzystali ze sprawdzonego pomysłu - w tym czasie trwał szał ściągania z sieci muzyki przez Napstera. Tyle że Napster miał słaby punkt: jego sieć wymagała do działania specjalnych serwerów. Wystarczyło je zamknąć, by uniemożliwić przesyłanie czegokolwiek. Tak właśnie się stało - w lipcu 2001 roku po wyrokach amerykańskich sądów sieć zamknięto. Zennström i Friis tylko na to czekali. Ich Kazaa była odporna na centralne sterowanie - komputery użytkowników łączyły się ze sobą bezpośrednio i raz uruchomionej sieci nie dało się już wyłączyć. To było prawdziwe trzęsienie ziemi: ludzie dostali do rąk narzędzie, które sprawiło, że w ciągu kilku dni dowolna płyta czy film pojawiały się w Internecie w setkach tysięcy kopii. Prawa autorskie stały się pustymi
przepisami - nie było już sposobu, by je skutecznie egzekwować.
Sam program do wymiany plików Kazaa można było pobierać z Internetu za darmo. Darmowe było też korzystanie z sieci, więc twórcy systemu musieli wymyślić jakiś sposób na zarabianie. Wybrali metodę, której do dziś żałują.
Pomysł polegał na dołączaniu do programu małych modułów szpiegowskich, które śledziły poczynania użytkownika, a swoje obserwacje przesyłały do bazy danych. Każdy, kto korzystał z Kazaa, miał swoją "teczkę", w której zapisywane były jego ulubione utwory, strony, jakie odwiedzał, i inne informacje, którymi niekoniecznie ludzie chcą się dzielić. Za te dane, wykorzystywane przez firmy do rozsyłania reklam, pieniądze dostawali twórcy Kazaa. Co najgorsze, użytkownicy nie byli jasno informowani o tym, że są śledzeni. Gdy cała sprawa wyszła na jaw, zamiast usunąć moduły szpiegowskie, zaszyto je jeszcze głębiej w kodzie programu. W efekcie Kazaa zaczęła tracić na popularności, a gwoździem do trumny okazały się pozwy przygotowane przez organizacje zajmujące się ochroną praw autorskich. Gdy wokół programu Zennströma i Friisa zaczęło robić się gorąco, twórcy sprzedali go firmie Sharman Networks. Zrobili to dosłownie w ostatniej chwili, bo kilka tygodni później rozpoczęła się ogromna krucjata przeciwko Kazaa i innym
sieciom wymiany plików. Zennström do tej pory nie może się pojawiać w Stanach Zjednoczonych, gdzie grozi mu proces jako współtwórcy programu.
Nowa ścieżka telefonii
Tym, co przyniosło Niklasowi Zennströmowi prawdziwą sławę i doprowadziło do palpitacji kolejną grupę prezesów, stał się Skype - program do darmowych rozmów przez Internet. Pomysł znowu nie był nowy, bo podobne rozwiązania istniały już dobre pięć lat wcześniej. Tyle że w starszych rozwiązaniach jakość dźwięku była marna, a konfiguracja programu - skomplikowana. W dodatku nie dało się prowadzić rozmów w sieciach chronionych zabezpieczeniami antyhakerskimi, a ponad połowa użytkowników korzysta właśnie z takiego połączenia z Internetem.
Niklas Zennström zastosował metodę, która sprawdziła się w Kazaa. - Jeśli chcesz, by twój program stał się popularny, musi być prosty, nie wymagać konfiguracji i dawać natychmiastowe efekty - mówi Zennström. Wraz z Friisem z Kazaa wzięli też najważniejsze rozwiązanie techniczne - komputery ludzi korzystających ze Skype'a łączą się ze sobą bezpośrednio, bez korzystania ze spowalniających transmisję danych serwerów. Pracę sieci wspomagają tylko specjalne "węzły", maszyny usprawniające przesyłanie danych. Z historii Kazaa wyciągnięto jeszcze jeden wniosek - żadnych programów szpiegujących użytkownika! Wszystko ma być jasne i uczciwie powiedziane.
Skype'a wymyślili Skandynawowie, kod programu napisali Estończycy, firma zarejestrowana jest w Luksemburgu, a siedzibę ma w Londynie. To zgodne z filozofią samego produktu: niezależnie od tego, gdzie jesteś, możesz bez problemu rozmawiać z każdym, kto tylko ma zainstalowanego Skype'a. Rozmowy komputer-komputer od początku były darmowe i Zennström zarzeka się, że takie pozostaną. Jednak znowu pojawiło się pytanie: Jak na tym wszystkim zarobić?
Tym razem Niklas Zennström, prezes firmy, wymyślił bezpieczniejszy, choć trudniejszy sposób. Skype, narzędzie do darmowych rozmów, zaczął sprzedawać usługi płatne. Pojawił się SkypeOut, możliwość odpłatnego dzwonienia z komputera na telefony stacjonarne. Atrakcją jest przede wszystkim cena połączeń - koszt minuty rozmowy z Polski z najpopularniejszymi kierunkami to około 8 groszy. Trzy minuty rozmowy lokalnej - 24 grosze. Telekomunikacja Polska bierze za to samo 35 groszy. Trzy minuty rozmowy z USA - 24 grosze. W TP - 4 złote i 38 groszy.
Taka różnica cen oznacza, że klasyczne telefony stają się irracjonalnie drogie. W dodatku oferujące je firmy to ogromne molochy, które nie potrafią się szybko zmienić i dostosować do nowej rzeczywistości. Niklas Zennström poznał tę branżę, gdy zaczynał karierę. 20 lat temu pracował w małej firmie Tele2, która dziś ma 30 milionów klientów w 23 krajach.
- Telefon to technologia mająca już sto lat. Czas na zmiany. Płacenie za połączenia to coś, co robiło się w minionym stuleciu - mówi Zennström. - Przecież nie płacimy za e-mail czy przeglądanie stron WWW.
Takie podejście najwyraźniej przemówiło do internautów - program pobrano już ponad 240 milionów razy, a równocześnie do sieci podłączonych jest około pięciu milionów użytkowników. Choć Skype wciąż nie przynosi zysków, potencjał kryjący się w tym programie docenili giganci branży komputerowej. O zakup firmy bili się Microsoft, Google, Yahoo! oraz eBay. Ostatecznie wygrał ten ostatni, właściciel największego serwisu aukcyjnego. eBay zapłacił za małą, deficytową firmę horrendalną kwotę 2,6 miliarda dolarów. Jednocześnie Niklas Zennström pozostał na stanowisku prezesa. - To długoterminowe przedsięwzięcie - mówi. - Czeka nas jeszcze mnóstwo pracy.