PolskaChytrzy i (prze)biegli

Chytrzy i (prze)biegli

W Polsce jest prawie 16 tys. biegłych. Ilu z nich to zwykli oszuści?

Michał Gołąbek jechał drogą na Gdańsk. Był luty, wieczór, zaczynał prószyć śnieg. Droga szła pod górę. Nagle zza zakrętu wyłonił się pędzący tir. Wyprzedzał inną ciężarówkę. Samochód przed Michałem zdążył jeszcze zjechać na bok. On docisnął tylko hamulec, ale zderzenia już nie uniknął. Tir z mocą uderzył w jego toyotę. Z samochodu nic nie zostało. Michał przeżył, choć może prościej byłoby, gdyby zakończył życie już wtedy.

Dla policji i sądu sprawa była jasna: winę za wypadek ponosił kierowca tira. – Sprawa karna zakończyła się wyrokiem. Kierowca tira złamał wszelkie przepisy ruchu drogowego. Zachował się nierozważnie, wyprzedzał w niedozwolonym miejscu, w chwili zdarzenia był na przeciwnym pasie ruchu – opisuje sprawę Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych. Jeszcze za życia Michał Gołąbek złożył przed sądem cywilnym wniosek o wypłacenie przez PZU zadośćuczynienia za poniesione straty. Sprawa powinna była się wyjaśnić w ciągu 30 dni. Sąd cywilny na wniosek towarzystwa ubezpieczeniowego powołał jednak kolejnego biegłego, którego ekspertyza podważyła wcześniejszy wyrok sądu i policyjne ustalenia.

Michał Gołąbek po wypadku wegetował jeszcze dwa lata i dwa miesiące. Bo trudno to nazwać życiem. Po jego śmierci sprawą o wypłacenie odszkodowania zajęła się żona. – Odtąd biegli stali się zmorą mojego życia – mówi Beata Gołąbek. Niekompetencja, głupota, pazerność. Innych wytłumaczeń dla pracy większości z nich nie widzi. Mówi, że to ludzie ponad prawem. Siedzą w kieszeniach bogaczy i bogatych instytucji. Czy jest aż tak źle?

Opinia biegłych rozstrzyga o losach wielu procesów. Także tych, gdzie mowa o olbrzymich nadużyciach i gdzie w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze. To w końcu biegła, Jadwiga M., kierowniczka zakładów ciastkarskich w czasach PRL-u, rozłożyła na łopatki sprawę afery w PZU. Z jej opinii na temat strat za rządów Grzegorza Wieczerzaka do tej pory śmieją się na korytarzach sądowych. Nie dość, że na własną rękę ustalała kurs dolara i nie wiedziała, czym różni się pożyczka od kredytu, to jeszcze jej opinia okazała się plagiatem innej ekspertyzy.

Skarb państwa, czytaj Polacy, każdego roku płaci biegłym grubo ponad 100 mln zł. Na razie najdroższe były opinie biegłych w procesie FOZZ. Blisko 1,5 mln zł. Warszawski sąd okręgowy płaci za ekspertyzy kilka milionów rocznie. Jednocześnie co roku z listy biegłych tego sądu skreśla się kilka nazwisk. Za niekompetencję i nadużycia biegli stają się oskarżonymi we własnych sprawach. Wydane na ich ekspertyzy pieniądze przepadają bezpowrotnie. Aż strach pomyśleć, ile wyroków sądowych zapadło na ich podstawie...

Ekspertyza czy przypuszczenia

Dla Beaty, która do tej pory nie pracowała i wychowywała trzyletniego synka, świat się zawalił. To Michał utrzymywał rodzinę. – Przed śmiercią zachowywał się czasem jak człowiek autystyczny, czasem jak ktoś z objawami zespołu Downa. To właśnie objawy stłuczenia pnia mózgu. Po sześciu miesiącach ciężkiej pracy wypowiedział pierwsze słowa. Nie panował nad czynnościami fizjologicznymi. Nie czuł głodu, pragnienia, miał uszkodzony ośrodek mowy. Do końca życia nie zrobił już jednego kroku – wspomina. Wydaje się bardzo krucha, ale jak mówi, ostatnie lata nauczyły ją stanowczości.

Biegłym powołanym na wniosek towarzystwa ubezpieczeniowego był Maciej Stopczyński, certyfikowany rzeczoznawca samochodowy Ministerstwa Infrastruktury. – Z jego wyliczeń, niestety nigdy ich nie widziałam, wyszło, że do zderzenia doszło na osi jezdni. Czyli że mąż jechał środkiem. Biegły stwierdził, że tir przekroczył swój pas ruchu tylko o 60 cm. Nie trzeba być specjalistą, żeby wiedzieć, że gdy mijają się dwa olbrzymie samochody, zajmują znacznie więcej miejsca. Wystarczy zmierzyć szerokość tych pojazdów i szerokość jezdni. Pan Stopczyński stwierdził, że mąż przyczynił się do wypadku, bo nie zjechał na pobocze – mówi. Opinia biegłego zajęła cztery strony maszynopisu. Pełno tam zwrotów „Odległość między samochodami była mała”. – To nie są precyzyjne określenia. Poza tym zdjęcia policyjne zmiażdżonego samochodu pokazują, że ciężarówka musiała przekroczyć środek jezdni o znacznie więcej niż 60 cm. I konkluzja: „Kontynuował jazdę przy osi jezdni, co mogło być spowodowane np. zmęczeniem Michała Gołąbka”. I to
jest fachowa opinia? Zmęczony, więc winny?

– Biegły nie raczył nawet pojechać na miejsce wypadku, choć jest to jego obowiązkiem. Ekspertyza to w dużej mierze czysta fantazja. Jeżeli wymiar sprawiedliwości ma opierać się na przypuszczeniach, to coś jest nie tak – dodaje Janusz Popiel, który pomaga Beacie Gołąbek w dochodzeniu jej praw.

Sam biegły Maciej Stopczyński unika konfrontacji, a o całej sprawie wypowiada się bardzo niechętnie. Zasłania się tajemnicą sądową. Mówi, że brał pod uwagę tylko dane techniczne, a o żadnych fantazjach nie mogło być mowy. Na pytanie, czy w ogóle był raz na miejscu wypadku, odpowiada, że nie miał takiego obowiązku. – Według mojego sumienia, moje wnioski są trafne – denerwuje się w rozmowie telefonicznej. Nie chce też mówić, czy zachował się kompetentnie i rzetelnie. Mówi, że od oceny jest sąd.

Tymczasem zdaniem Wojciecha Małka, sędziego i rzecznika Sądu Okręgowego w Warszawie, opinia biegłego dotycząca wypadku drogowego nie jest zazwyczaj objęta jakąś specjalną tajemnicą. Jest publicznie odczytywana przez sąd.

Beata Gołąbek po raz kolejny zwróciła się do sądu o odrzucenie opinii biegłego Stopczyńskiego. W grudniu 2004 r. sąd zlecił wydanie kolejnej opinii kolegium opiniodawczemu ds. ruchu drogowego Stowarzyszenia Rzeczoznawców Techniki Samochodowej i Ruchu Drogowego w Warszawie.

Masowa niekompetencja

Dr Janusz Kochanowski z fundacji Ius et Lex przyznaje, że problemów z biegłymi jest coraz więcej. – Wielka kompromitacja biegłej w sprawie PZU. A potem afera FOZZ, kiedy okazało się, że biegli nie mają ochoty wykonać uzupełniającej analizy na potrzeby sądu – wylicza. – Skali niekompetencji biegłych nikt nie jest w stanie ocenić. Ale na podstawie wielkich afer widać, że sądy nie mogą na nich liczyć.

– Wygląda na to, że jesteśmy bardzo bogatym państwem, które stać na powoływanie rzeszy niekompetentnych biegłych – żartuje ponuro prof. Tadeusz Tomaszewski z Wydziału Prawa UW, jednocześnie biegły i członek Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego. Już nieraz zdarzało mu się podważać opinie innych biegłych. Piętnował cudzą niekompetencję, głupotę lub wręcz kłamstwo. – Kiedyś poprosił mnie o pomoc pewien adwokat. Jego klientka była już właściwie skazana. Chodziło o fałszowanie czeków. Biegły S. stwierdził jednoznacznie na podstawie analizy pisma, że oskarżona podrabiała czeki. Przeczytałem jego opinię i włosy stanęły mi dęba: metoda, którą posługiwał się biegły, po prostu nie istnieje. Pan S. ją sobie wymyślił – opowiada. – Później okazało się, że to nie pierwsza przekłamana analiza tego człowieka. Zresztą dyplom doktora, którym się posługiwał, też był fałszywy. Biegły S. jest teraz oskarżany o napaść. Rzucił się na prokuratora, gdy ten przed sądem wytknął mu oszustwo.

Z jednej więc strony, opinię przed sądem wydają poważne i rzetelne instytucje, np. krakowskie Collegium Medicum czy Centralne Laboratorium Kryminalistyczne. Z drugiej, jak grzyby po deszczu pojawiają się nierzetelni biegli. Ich umiejętności i kwalifikacje pozostawiają wiele do życzenia, ale ponieważ oferują szybsze ekspertyzy i za mniejsze pieniądze, na brak pracy nie mogą narzekać. W Łodzi do tej pory uśmiechają się na wspomnienie opinii, jaką wystawił dla tamtejszego sądu biegły felinolog, czyli specjalista od kotów. Na siedmiu stronach maszynopisu rozpisywał się, czy hodowla 38 kotów w bloku może być uciążliwa dla mieszkańców. Wśród innych radosnych sformułowań znalazły się i takie kwiatki: „Codziennie mamy okazję spotkać się z kotem i spojrzeć w jego czarodziejskie oczy”.

Gdzie są granice rozsądku?

Doc. Jerzy Kunz z Katedry Medycyny Sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego swoją rozprawę habilitacyjną poświęcił właśnie radosnej twórczości biegłych sądowych. Zbadał 326 spraw przestępstw przeciwko zdrowiu i życiu, którymi w latach 90. zajmowały się sądy w Krakowie i Miechowie. Wyniki tej kontroli wołały o pomstę do nieba. Z 242 opinii wydanych dla sądów krakowskich tylko 96 było zrobionych rzetelnie i prawidłowo. Z 84 wydanych dla Sądu Rejonowego w Miechowie prawidłowych było tylko 19! Doc. Kunz poszedł o krok dalej i spróbował przewidzieć, jaki wpływ na wyrok sądu może mieć błędna ekspertyza. Rozesłał ankiety do kilkuset sędziów i prokuratorów z południowej Polski. Aż jedna trzecia pytanych przyznała, że nie jest w stanie ocenić kwalifikacji biegłego. Blisko 80% sędziów i prokuratorów uznało za możliwe wystąpienie pomyłki sądowej na skutek wadliwej opinii biegłego. Doc. Kunz był wstrząśnięty wynikami swojej pracy. Rozesłał je do polityków, licząc na to, że może kogoś zainteresują. Poza
dwoma podziękowaniami na piśmie nie dostał żadnej odpowiedzi.

Sposób na biegłego?

I tak bałagan trwa. Sekcji zwłok dokonują lekarze anestezjolodzy lub pediatrzy. Biegły z zakresu ruchu drogowego wydaje opinię na temat stopnia utraty zdrowia przez poszkodowanego. Już od lat mówi się, że konieczne jest ustawowe uregulowanie działalności biegłych. Sprawą są zainteresowani nie tylko sędziowie, ale i uczciwi biegli, którzy mają dość pseudospecjalistów psujących opinię o środowisku.

– Koniecznie trzeba dokładniej sprawdzać osoby trafiające na listy biegłych. Opinia zakładu pracy i formalne dokumenty potwierdzające kwalifikacje nie wystarczają, powinna działać komisja ekspertów rygorystycznie oceniająca każdego kandydata. Biegli, którzy nie sprawdzili się raz czy drugi, powinni być z list skreślani. Dla „recydywistów” byłaby z kolei grzywna czy areszt – wylicza dr Kochanowski.

Zdaniem prof. Tomaszewskiego, potrzebna jest solidna ustawa na temat biegłych. Jej projekt był już przygotowywany kilka lat temu z inicjatywy Instytutu Ekspertyz Sądowych. Jednak nie wiadomo dlaczego prace nad nim przerwano.

– Z Ministerstwa Sprawiedliwości nie ma żadnych konkretnych informacji, czy ktoś pracuje nad nowym projektem – mówi. I przekonuje, że obecny stan prawny będzie sprzyjał pogłębianiu się patologii w środowisku.

– Każdy biegły może się pomylić. Ale nie ma instytucji prowadzącej takie statystyki błędów i eliminującej biegłych, którzy czynią to nagminnie.

Barbara Mąkosa-Stępkowska, rzeczniczka Ministerstwa Sprawiedliwości, tłumaczy, że do listopada 2004 r., czyli do czasu wejścia w życie ustawy o zawodzie tłumacza przysięgłego, było jedno rozporządzenie ministra sprawiedliwości z 1987 r., regulujące prawnie jednocześnie status biegłych sądowych i tłumaczy. Samych biegłych dotyczy rozporządzenie ministra sprawiedliwości funkcjonujące od 27 stycznia br. – Ciągle czekamy jednak na ustawę, która regulowałaby problem w sposób kompleksowy. Teraz w ministerstwie trwają prace wstępne nad przygotowaniem projektu – przyznaje. – Kiedy się zakończą, nie wiem.

Wyświechtana przysięga

Towarzystwo ubezpieczeniowe w sprawie Michała Gołąbka zamierza powołać kolejnych biegłych. Tym razem chodzi o fakt, że przed wypadkiem chorował on na raka. Biegli mają stwierdzić, czy jego śmierć na pewno była następstwem wypadku, a nie powikłań po zaleczonej chorobie nowotworowej. – Nawet pod koniec życia Michał miał badania pod kątem nowotworu. I wszystkie markery były w porządku – po raz kolejny tłumaczy się Beata.

Biegły Stopczyński nabrał wody w usta. Wydał opinię, wyraźnie jest z niej zadowolony. Szkoda tylko, że przez nią czyjeś życie stało się pasmem biurokratycznej udręki.

Zgodnie z art. 197 kodeksu postępowania karnego, biegły składa przyrzeczenie następującej treści: „Świadomy znaczenia moich słów i odpowiedzialności przed prawem przyrzekam uroczyście, że powierzone mi obowiązki wykonam z całą sumiennością i bezstronnością”. – Przestałam wierzyć w przysięgi – uśmiecha się smutno Beata. Teraz za wszelką cenę próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Obiecała to przed śmiercią mężowi.

Paulina Nowosielska

Po co biegły?

Korzystanie z pomocy biegłego, zarówno w procesie karnym, jak i cywilnym, jest spowodowane potrzebą uzyskania przez sąd wiadomości specjalnych, a więc takich, którymi nie dysponuje przeciętny członek społeczeństwa, a które biegły ze względu na wykształcenie i nabyte doświadczenie może dostarczyć (art. 278 §1 k.p.c.; art. 193 §1 k.p.k.).

Biegły – biznes

Kandydat na biegłego składa podanie do prezesa sądu okręgowego. Dołącza komplet dokumentów: życiorys, kwestionariusz osobowy, kopię dyplomu studiów lub inny dokument na potwierdzenie kwalifikacji (np. tytuł mistrzowski w rzemiośle), zaświadczenie o stażu pracy, opinie przełożonych i zaświadczenie o niekaralności. W Polsce jest około 16 tys. biegłych. Godzina ich pracy kosztuje od 25 do 65 zł. Biegłych powołuje się na pięć lat.

Źródło artykułu:Tygodnik Przegląd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)