Chrzestni katowanych dzieci z Pucka oskarżają urzędników
Dzieci miały siniaki, a urzędnicy o wszystkim wiedzieli. "Super Express" dotarł do rodziców chrzestnych rodzeństwa, które trafiło "pod opiekę" morderczej rodziny zastępczej. Twierdzą, że jeszcze przed śmiercią Kacperka (+ 3 l.) alarmowali kuratora i pracowników Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, że w rodzinie zastępczej dzieje się coś złego. Jeśli te informacje potwierdzą się, oznacza to jedno, że urzędnicy nie zrobili nic, by ratować dzieci przed śmiercią z rąk Anny (32 l.) i Wiesława (36 l.) Cz.
21.09.2012 | aktual.: 15.10.2012 15:14
Matka chrzestna jednego z piątki dzieci, Anna J. opowiada, że utrudniano im utrzymywanie kontaktu z dziećmi. - Zaczęliśmy niepokoić się o los dzieci, gdy ich opiekunowie nie chcieli nas wpuścić na odwiedziny - opowiada kobieta.
Z kolei matka chrzestna 6-letniej Oli, Monika D. opowiada, że zauważyła u Klaudii siniaki. Gdy zapytała matki zastępczej, co się stało? Uzyskała odpowiedź, że dziecko się przewróciło. Kobieta opowiada, że razem z matką biologiczną były w Pucku i złożyły oficjalną skargę w ośrodku, który umieścił dzieci w rodzinie zastępczej. Nic to nie dało. - Gdyby potraktowano nas poważnie, to te dzieci by żyły - dodaje Anna J.
Z kolei dyrektorka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku, Beata Kryszak stwierdza, że nie ma sobie ani swoim pracownikom nic do zarzucenia. - Nie będę przepraszać za to co się stało, bo nie czuję się winna. Zrobiliśmy wszystko, co do nas należało - mówi. Dodaje też, że od nikogo nie otrzymali żadnych informacji w sprawie dzieci.
Małżeństwo stanowiące rodzinę zastępczą dla piątki dzieci zostało aresztowane. Odpowiedzą za zabicie dwójki dzieci. Kacperek (+ 3 l.) i Klaudia (+ 5 l.) zostali zakatowani tylko dlatego, że mieli problemy z trzymaniem moczu. Dzieci miały siniaki