"Chrzciciele" ze Wschodu
Co miesiąc tysiące ton ciężkiego oleju opałowego trafiają do Polski przez granicę z obwodem kaliningradzkim. I co miesiąc państwo polskie traci przynajmniej 15 mln zł - alarmuje "Gazeta Wyborcza".
Po przejściu odprawy celnej olej opałowy w cudowny sposób zmienia się w napędowy. Potem przez sieć większych i mniejszych hurtowników trafia na stacje benzynowe, głównie południowo- zachodniej Polski.
"Uszlachetnianiem" oleju zajmują się podstawione firmy. Cały ich majątek mieści się w teczce prezesa. Wielcy hurtownicy podjeżdżają na granicę cysternami, tankują paliwo i wywożą w głąb kraju do małych hurtowni i stacyjek.
Organizatorzy procederu zarabiają na różnicy w akcyzie. Zamiast tysiąca złotych, jak w przypadku oleju napędowego, wystarczy zapłacić fiskusowi 60 zł. za metr sześcienny oleju opałowego.
Na "chrzczony" olej chętnych nie brakuje. Na stacjach jego litr jest o złotówkę tańszy niż prawdziwego oleju. Kupują go chętnie właściciele sprowadzanych masowo z Zachodu używanych aut z silnikiem diesla. Nie wiedzą, że takie paliwo może w w kilka miesięcy zrujnować silnik auta.
Do walki z szarą strefą olejową ruszyło Ministerstwo Finansów. Ostatniego dnia marca resort ogłosił, że już w kwietniu planuje zrównanie stawek akcyzy na olej opałowy i napędowy. Po wrzawie jaką podniosła między innymi Polska Izba Paliw Płynnych, która postraszyła właścicieli domów ogrzewanych olejem, że koszt grzania wzrośnie o jedną trzecią, resort finansów wycofał się z pomysłu.