Chowali się pod martwymi kolegami; "tak, to naturalne"
W sytuacji największego zagrożenia uczestnicy masakry na wyspie Utoya zachowali się jak zwierzęta, i było to zachowanie - z punktu widzenia psychologii - zrozumiałe. Świadkowie zbrodni długo jeszcze będą zmagać się z jej emocjonalnymi skutkami, jednak na pewno będą mieli dostęp do fachowej pomocy. Polska tak dobrze nie zdałaby tak trudnego egzaminu, co było widoczne po katastrofie smoleńskiej - komentuje dla Wirtualnej Polski dr Agnieszka Bratkiewicz, kierownik Zespołu Interwencji Kryzysowej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
27.07.2011 | aktual.: 10.08.2011 10:49
WP: Anna Korzec: Zaatakowani przez Andersa Breivika członkowie Partii Pracy w popłochu rozbiegli się po wyspie lub próbowali się z niej wydostać płynąc wpław morzem. Niektórzy przeżyli tylko dlatego, że schowali się pod ciałami martwych kolegów. Czy taką reakcje można uznać za naturalną?
Dr Agnieszka Bratkiewicz: To było typowo adaptacyjne zachowanie. W momencie zagrożenia działamy instynktownie, jak zwierzęta, które próbują za wszelką cenę uciec przed napastnikiem. Jeśli nie możemy stanąć z nim do równej walki, szukamy jakiegokolwiek schronienia. Działaniu mechanizmów adaptacyjnych zawdzięcza życie jeden z uczestników masakry. Mężczyzna ukrył się pod ciałami swoich przyjaciół i udawał martwego, gdy w pobliżu znalazł się zamachowiec. Breivik postrzelił go w ramię i kopnął, aby upewnić się, że mężczyzna nie żyje. Ten człowiek powinien się poruszyć, wydać z siebie jakiś okrzyk. Jednak w sytuacji dużego zagrożenia, w reakcji na stres ciało nie czuło bólu.
WP: Podczas ataku na wyspie znajdowało się około 600 osób. Dlaczego nie próbowali oni wspólnie unieszkodliwić zamachowca, który najprawdopodobniej działał w pojedynkę?
90% naszego zachowania to działanie automatyczne, żyjemy opierając się na prostych schematach. Mundur policjanta wzbudza w nas poczucie bezpieczeństwa i nie kojarzy się z niczym zagrażającym. Jeśli taka osoba zaczyna strzelać, to sytuacja staje się dla uczestników zupełnie niezrozumiała. Pierwszym i podstawowym odruchem jest ucieczka, jak najszybsze oddalenie się od źródła zagrożenia, dopiero później zaczynamy zastanawiać się, co się dzieje, nie ma czasu na planowanie wspólnego, grupowego działania.
WP: Jak organizm radzi sobie z tak traumatycznymi przeżyciami?
Kilka dni po tragedii jej świadkowie znajdują się w stanie swego rodzaju szoku, emocjonalnego przeciążenia. W cięższych przypadkach może wystąpić tak zwany stan dysocjacji, czyli poczucie oderwania od rzeczywistości. Świadkowie tragedii mogą mieć wtedy problem z określeniem, gdzie się znajdują, jaki mamy dzień tygodnia, porę roku. Może wystąpić u nich też tzw. syndrom poczucia winy ocaleńca, z którym zmagali się także więźniowie obozów koncentracyjnych. Wtedy osoby, które ocalały, zaczynają czuć się z tego powodu winne, zaczynają stawiać pytania: dlaczego tyle osób zginęło? Dlaczego właśnie ja ocalałem, przecież zginęli inni ludzie, może dużo lepsi, wspanialsi ode mnie? Bardzo silnie zagrożone jest też ich poczucie bezpieczeństwa, niezbędne do prawidłowego funkcjonowania, poczucie, że światem rządzą określone reguły, że mamy nad swoim życiem kontrolę.
WP: Jakiej pomocy powinno się udzielić ofiarom zaraz po tragedii?
Pierwszym krokiem, jaki podejmują służby kryzysowe to wyłowienie tych osób, u których występuje tzw. ostre zaburzenie po stresie traumatycznym, między innymi zaburzenia poczucia rzeczywistości. Takie osoby są natychmiast poddawane odpowiedniej terapii. W pierwszych dniach po katastrofie najważniejsze jest też wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół, jak również dostarczenie odpowiedniej pomocy medycznej oraz informacji o możliwych reakcjach organizmu na stres. Norwegia jest krajem bardzo dobrze przygotowanym do działania w warunkach kryzysowych. W tym kraju prężnie działa sieć organizacji, które zapewniają dostęp do fachowej pomocy. Działają one zgodnie ze standardami opracowanymi przez wielu specjalistów - naukowców i praktyków m. in. z Europejskiego Towarzystwa Badań nad Stresem Traumatycznym (z którym związane jest także Polskie Towarzystwo Badań nad Stresem Traumatycznym).Takie standardy dotyczą zapewnienia ofiarom i ich rodzinom rzeczowego wsparcia (medycznego lub materialnego), dostępu do organizacji
specjalizujących się w pomocy po tragedii, psychoedukacji na temat możliwych objawów potraumatycznych.
WP: Czy polski system reagowania w sytuacjach kryzysowych działa tak samo sprawnie?
Niestety, w przypadku naszego kraju brakuje wypracowanych standardów działania oraz lokalnych zespołów szybkiego reagowania. W Norwegii działa np. pięć lokalnych ośrodków (na wschodzie, zachodzie, południu, północy i w centralnej części kraju), koordynowanych przez jeden główny, których specjalizacją jest działanie w sytuacjach kryzysowych. W Polsce jest wiele placówek, które prowadzą działania z zakresu interwencji kryzysowej, jednak nie specjalizują się one w udzielaniu pomocy osobom poszkodowanym w tego typu tragedii. Było to szczególnie widoczne w pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej. Dobrze przygotowane do działań było wojsko; rodziny wojskowych zostały objęte opieką w ciągu kilku godzin od zdarzenia. Pozostałe działania miały charakter improwizacji. Problemem jest brak pieniędzy przeznaczonych na sfinansowanie bardziej profesjonalnej opieki. Władze liczą na zaangażowanie psychologów ze służb mundurowych i wolontariuszy.
WP: Jakie są procedury postępowania w przypadku osób, u których nie obserwuje się poważnych objawów załamania? Czy stosuje się wobec nich jakąś terapię?
Takie osoby trzeba dokładnie poinformować, z jakimi objawami przyjdzie im się zmierzyć, i że jest to normalna reakcja na skrajny stres. W przeciwnym wypadku, oprócz emocjonalnych problemów związanych z traumatycznym doświadczeniem, będą musiały one jeszcze radzić sobie z nieuzasadnioną obawą, że są chore psychicznie.
WP: Co może wywoływać takie podejrzenia?
Taka osoba może zachowywać się nieracjonalnie z punktu widzenia pobocznego obserwatora. Może ona zbyt emocjonalnie reagować na najbardziej błahe bodźce, mogą się u niej pojawiać niespodziewane wybuchy płaczu podczas samotnego spaceru lub rozmowy, bo coś wywołało skojarzenie z tragedią.
WP: Czyli znajduje się ona w stanie zbliżonym do depresji...
Tak, choć takim reakcjom mogą towarzyszyć nawracające, uporczywe myśli o katastrofie. Często są to wyobrażenia w postaci wolno odtwarzanego filmu z dnia tragedii, lub nagle pojawiające się w umyśle danej osoby stopklatki z najbardziej drastycznymi scenami, których była ona świadkiem. Obrazy te nękają osoby straumatyzowane także we śnie, nie dają się one w żaden sposób kontrolować. Klasyczną reakcją jest także przeciwne zjawisko-unikanie myśli o katastrofie. Osoby, które przeżyły traumę zaczynają unikać bodźców z nią związanych, lub też takich, które pośrednio kojarzą się z tragedią. Członkowie Partii Pracy, którzy przebywali na wyspie Utoya mogą zacząć unikać policjantów, wody, czy bodźców związanych z bronią. Strach mogą budzić też sytuacje niezwiązane bezpośrednio z wydarzeniem, osoby te mogą na przykład przestać chodzić do parków, bo będą się im one kojarzyć z roślinnością, wśród której ukrywali się przed napastnikiem na wyspie. Trzecia grupa objawów to stan nadmiernej emocjonalności i problemy z
koncentracją, osoba staje się bardzo wrażliwa, gwałtownie podskakuje w reakcji na najmniejszy nawet hałas, mogą pojawić się też niekontrolowane wybuchy złości i problemy z zasypianiem. Znane są przypadki, w których osoba dotknięta traumą z powodu olbrzymiego napięcia emocjonalnego nie spała przez 40godzin, mimo odczuwanego przez nią olbrzymiego zmęczenia.
WP: Jak wiele czasu potrzeba osobom straumatyzowanym, aby otrząsnąć się po tragedii?
Odbudowywanie pokaleczonej psychiki potrwa kilka miesięcy. Przez ten czas chorzy powinni uważnie obserwować swoje objawy, i w przypadku znacznego ich nasilenia jak najszybciej zgłosić się do specjalisty. Około trzech czwartych osób wraca do stanu normalnego funkcjonowania bez potrzeby stosowania dodatkowych działań terapeutycznych.
Rozmawiała Anna Korzec, Wirtualna Polska