Choroby zawodowe nie dla pracowników
W ciągu ostatnich ośmiu lat liczba osób, u
których stwierdzono występowanie chorób zawodowych, zmniejszyła
się z 12 tys. do 3,2 tys. Nie oznacza to jednak, że polscy
pracownicy są zdrowsi - podkreśla "Gazeta Prawna".
31.05.2006 | aktual.: 01.06.2006 14:49
Główną przyczyną czterokrotnego zmniejszenia się liczby chorych podwładnych nie jest bowiem poprawa warunków pracy, ale zmiana systemu orzecznictwa na cele rentowe przeprowadzona w 1998 roku.
Zgodnie z nią powodem przyznania renty nie jest samo stwierdzenie wystąpienia choroby zawodowej, ale jej skutki i wpływ na dalsze wykonywanie pracy - tłumaczy dr Ewa Wągrowska-Koski z Instytutu Medycyny Pracy im. prof. Jerzego Nofera w Łodzi.
Oznacza to, że np. górnik, który zapadł na pylicę, nie będzie mógł już wykonywać prac pod ziemią, ale może pracować w biurze kopalni jako urzędnik czy sprzątacz - informuje gazeta.
Zgodnie z kodeksem pracy, przełożeni muszą przenieść chorego pracownika na inne stanowisko pracy, nienarażające go na dalszy rozwój stwierdzonej choroby. W praktyce szefowie albo powierzają im zajęcia o najniższym prestiżu i wynagrodzeniu, albo zwalniają z pracy, skoro nie są w stanie wypełniać swoich obowiązków.
Prawo nakazujące pracodawcom przenoszenie chorych podwładnych na inne miejsce pracy, gdzie nie występują czynniki, które uprzednio wywołały schorzenie, jest notorycznie łamane. To martwy przepis - tłumaczy dr Ewa Wągrowska-Koski.
Pracownicy podejrzewający wystąpienie u siebie objawów choroby zawodowej boją się tego ujawnić - potwierdzają to lekarze przeprowadzający okresowe badania zdrowotne. Chorzy obawiają się, że nie otrzymają renty albo stracą pracę.
Doszło już do zjawiska dyssymulacji, czyli udawania przez chorych, że nic im nie dolega i mogą dalej pracować - mówi "Gazecie Prawnej" dr Ewa Wągrowska-Koski. (PAP)