PolskaChłop Lepperowi nie przepuści

Chłop Lepperowi nie przepuści

Zawsze bardzo mnie dziwiło, że przywódcy chłopskich ugrupowań pchali się na stanowisko ministra rolnictwa. Tak, jakby byli pozbawieni instynktu przeżycia. Tak, jakby lubili igrać z jadowitą kobrą, która przecież wcześniej czy później musi ukąsić.

Chłop Lepperowi nie przepuści
Źródło zdjęć: © wp.pl

Teraz w ministerstwie rezyduje Andrzej Lepper, ale przed nim przewinęła się przez nie cała galeria chłopskich liderów: brodaty i nadekspresyjny Gabriel Janowski, rubaszny i wszędobylski Artur Balazs, wąsaty Roman Jagieliński, nieco mniej wąsaty Jarosław Kalinowski. Jeszcze nie tak dawno zabiegał o ministerstwo rolnictwa, próbujący wśliznąć się do rządu, Waldemar Pawlak. Miał jednak znacznie mniejszą siłę przebicia, niż obecny wicepremier i szef Samoobrony.

Eksperyment polegający na umoszczeniu się „nowego Witosa” w resorcie rolnictwa, kończył się za każdym razem tak samo. Klapą. Śniący o potędze chłopski przywódca, miast być dobroczyńcą polskiej wsi, okazywał się zdrajcą ludowych interesów, odszczepieńcem i renegatem. Wiwaty, powitania chlebem i solą oraz butlą wódki z ogórem kończyły się bardzo szybko. Zamiast tego, ministra rolnictwa zwyczajowo witały wiązanki, ale nie kwiatów, lecz wyzwisk, gwizdy, pogróżki i mało pieszczotliwe transparenty. Ministerstwo rolnictwa dla wszystkich tych polityków miało być szczeblem do dalszej kariery. Dla wszystkich było jej szczytem - potem już tylko spadali coraz niżej. Miało być końcem początku, było początkiem końca.

Wygląda na to, że i Andrzej Lepper nie dokonał cudu. Niegdysiejszy ludowy trybun, chętnie i łatwo oskarżający innych o nieudolność albo i gorsze zbrodnie, sam stał się teraz obiektem ataków. Szef Samoobrony do wymoczków nie należy i ma iście bokserską odporność na ciosy. Co innego jednak, gdy okłada go „Gazeta Wyborcza” i inne „miejskie” media, a co innego, gdy kubły pomyj wylewają na niego chłopi - jego najtwardszy elektorat, bez którego polityczna kariera wicepremiera skończy się w mgnieniu oka.
Problem nie w tym, że Lepper jest złym ministrem. Całkiem dobry mógł być też Kalinowski czy Balazs. Problem polega na tym, że chyba się jeszcze taki nie urodził, co by chłopom dogodził. Mieszkańcy wsi to wyjątkowo niewdzięczna i niewygodna klientela. Ogromie trudno ją zadowolić. Gen nieukontentowania u polskiego chłopa jest wyjątkowo rozwinięty. Inna rzecz, że i na Zachodzie nie jest inaczej. Francuski rolnik jest jeszcze bardziej nabzdyczony niż zwykły Francuz - a to nie jest wcale takie łatwe.

Jeżeli Lepper sądził, że on będzie pierwszym, który skruszy niechęć rolników do wszelakiej władzy, to się mylił. Nie pomogło, że jest swój, że się stara i że od niedawna rolnicy mogą liczyć na dopłaty z Unii Europejskiej. Chłopski wyborca niezmiennie pozostaje niezadowolony. Tym razem ofiarą tego niezadowolenia jest Lepper.

Dziwię się, że przywódcy Samoobrony - oraz innym następcom Witosa - chłopski spryt nie podpowiedział prostej, wręcz oczywistej zasady. Każdy ludowy polityk, który nie zamierza kończyć kariery, musi trzymać się jak najdalej od ministerstwa rolnictwa. Dzięki temu może wrzeszczeć „Ja byłbym lepszy! Tylko ja zadbałbym o interesy wsi!”, ale niech broń Boże nie przyjdzie mu do głowy tego udowadniać. Niech wrzeszczy, że mu nie dają, że nie dopuszczają, ale niech unika tego resortu, jak Anety Krawczyk. Wejście do ministerstwa rolnictwa jest misją samobójczą. Powinni tam lądować albo politycy, którym nie zależy na poparciu wsi, albo chłopscy kamikadze, którym jest już wszystko jedno.

Lepper okazał się za mało sprytny. Teraz zwala wszystko na kolegów z rządu, ale wiejski wyborca nie ma wątpliwości do kogo kierować pretensje. A one były, są i będą. Bo czy ktoś widział kiedyś zadowolonego chłopa?

Igor Zalewski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)